W nocy z Wtorku na Środę rusza nowy sezon NBA. Z racji tego, że trochę się pozmieniało chciałbym zająć się analizą moim zdaniem faworytów do mistrzostwa.
Miami Heat
Obrońcy tytułu z poprzedniego sezonu nadal są głównym faworytem do mistrzostwa i nie piszę tego dlatego bo jestem fanem Miami od paru lat. Zespół praktycznie został w nie zmienionym składzie. Nadal wielką siła będzie wielka trójka Chris Bosh, Dwyane Wade oraz Lebron James. Taktyka będzie praktycznie taka sama jak w poprzednim sezonie, a nawet w ataku bardziej wzbogacona, bo nie należy zapominać, że tego lata zespół z Florydy wzmocnili Ray Allen oraz Rashard Lewis. Weterani, którzy szukają prawdopodobnie swojego ostatniego mistrzowskiego pierścienia (Lewis pierwszego) mogą okazać się siłą której żadna drużyna NBA nie sprosta. Heat to bardzo dziwny zespół, ponieważ nie posiadają w swoim składzie ani prawdziwego rozgrywającego ani centra. Sytuacja ta wcale ich nie osłabia, ale pomaga im w konstruowaniu jeszcze lepiej ataku pozycyjnego oraz wyprowadzaniu kontr. Taktyka Heat oparta jest na znakomitej obronie z czego wyprowadzają szybkie kontry. Klasyczni centrzy, których mało w lidze, ale nadal tam są, mają problemy z szybkim powrotem do defensywy. Grający na pozycji centra dużo szybszy i zwinniejszy Chris Bosh znakomicie to wykorzystuje. Z racji kontuzji Bosha w zeszłorocznych playoffs Erik Spoelstra odkrył coś czego na pewno się nie spodziewał. Mianowicie zaczął wykorzystywać Lebrona Jamesa na pozycji silnego skrzydłowego i to było przełomowe posunięcie. Brak klasycznych wysokich stał się ich wielkim atutem. Tym bardziej, że na pozycji centra znakomicie sobie radził Udonis Haslem. Znakomitym posunięciem jest pozyskanie Allena, rekordzista w celnych trójkach, będzie bardzo dobrze rozciągał obronę przeciwnika, co da jeszcze więcej miejsca Wadowi i Lebronowi w penetracjach. Nie zapominajmy o innych zawodnikach. Klasyczni combo Mario Chalmers oraz Norris Cole. Specjalista od obrony doświadczony Shane Battier, a także znakomici strzelcy Mike Miller oraz James Jones. Z racji osłabienia Chicago Bulls brakiem Rose'a ekipa Miami nie powinna mieć problemów z zajęciem pierwszego miejsca w swojej konferencji.
Los Angeles Lakers
Zdecydowanie królowie letniego polowania. Chyba każdy fan NBA jest w szoku jak wiele zyskali jakim małym kosztem. Stracili podatnego na urazy startowego centra Andrew Bynuma, a zyskali zdecydowanie numer jeden na tej pozycji Dwighta Howarda. "Supermen" od dawna szukał sobie lepszego miejsca niż Orlando i znalazł i to jakie. Wiadomo presja jaka będzie na nim ciążyć będzie ogromna. Nie uniknie również porównań do byłych graczy Lakers m.in Shaquille'a O'Neala. Wiele mówiło się, że tego lata Lakers opuści Pau Gasol i to, że Hiszpan nadal jest w składzie jest kolejnym sukcesem sztabu Lakers. Nie zapomnijmy, że epikę Lakers wzmocnił jeden z najlepszych jak nie najlepszy rozgrywający ligi Steve Nash. Kanadyjczyk mimo swoich 38 lat nadal jest w znakomitej formie fizycznej. Zespół z Los Angeles mają zdecydowanie najsilniejszą pierwszą piąte w lidze. Nash-Brayant-World Peace-Gasol-Howard to brzmi jak pierwsza piątka z Meczu Gwiazd. Dodając do tego takich graczy z ławki jak: Jodie Meeks, Antawan Jamison, Jordan Hill, Steve Blake. Skład wydaje się na papierze nie do pokonania. Pytanie jednak z jaką ilością piłek będzie chciał się dzielić Kobie z Howardem i czy wygra w nim mądrość weterana czy szalonego strzelca? Przez ostatnie sezony nie było osoby, która potrafiła przyćmić osobę Bryanta. Jak sobie z tym wszystkim poradzi trener Mike Brown, który już kiedyś miał problem bogactwa w innej drużynie i nie zakończyło się to najlepiej? W zespole z L.A. skompletowano wręcz super dream team. Oczekiwania są ogromne i każdy wynik gorszy od Finału NBA, będzie uznany za porażkę.
Oklahoma City Thunder
Ostatnie sezony w Oklahomie to pasmo niesamowitego postępu całej drużyny. Sztab Thunder znakomicie wybierał w draftach za czym idą z roku na rok coraz lepsze wyniki. Awans do Playoffs, Finał Konferencji aż po zeszłoroczne Finały NBA. Jednak w tym całym bezbłędnym zarządzaniem klubem pojawił się jeden problem, a mianowicie wytransferowanie Jamesa Hardena. Wiem, że władze bardzo chciały z nim przedłużyć kontrakt, ale rozbieżności były za duże. Jednak czy ktoś wie jaka jest cena mistrzostwa? Na pewno dużo większa niż kontrakt Hardena. Zrezygnowali z graczy typu ALL-STARS na rzecz dobrego strzelca (więcej o tej wymianie w poście "James Harden w Houston Rockets"). Harden dawał coś czego nie da się łatwo zastąpić, pozytywną energię z ławki jakiej żadna drużyna w NBA nie miała w poprzednim sezonie. Plusem jest jednak to, że władze Thunder nadal znakomicie wybierają w draftach. Tegoroczny wybór padł na absolwenta Baylor skrzydłowego Perry Jonesa III, który jeszcze rok temu typowany był w Top 5, jednak problemy osobiste i kontuzje w poprzednim sezonie sprawiły że spadł na aż 28 miejsce. Moim zdaniem zespół z Oklahomy trafił dziesiątkę. Perry to talent w czystej postaci, będzie znakomitym zmiennikiem Kevina Duranta oraz da drużynie coś czego im brakowało w zeszłorocznych finałach, a mianowicie Perry może grać również tak jak Lebron na pozycji silnego skrzydłowego co pozwala na przesunięcie Serge Ibaki na pozycję centra i znaczne przyśpieszenie gry w ataku. W całym zamieszaniu z Hardenem działacze z Oklahomy zyskali jednego z lepszych strzelców w tegorocznym drafcie. Jeremy Lamb absolwent UConn powinien znakomicie rozciągać obronę przeciwników. Zespół Thunder spokojnie może wiązać z nim przyszłość, ponieważ już porównuje się go do samego Reggie'go Miller'a. Mimo wszystko wydaję mi się, że ten sezon nie będzie tak udany jak poprzednie. Miało być systematyczne dążenie do celu, jednak chyba drużyna Thunder będzie musiała poczekać na historyczny sukces dopóki nie dojrzeją Jones i Lamb. Finał konferencji to szczyt tej drużyny, jednak wszystko się może stać i nadal są jednymi z głównych faworytów do mistrzostwa.
Chicago Bulls
Kiedy latem 2008 roku działacze klubu wylosował pierwszy numer w drafcie, a następnie wybrali Derricka Rose'a, każdy w klubie był pełen optymizmu. Zaczęto nowy rozdział, w którym postanowiono całkowicie odstąpić od jordanowskiej przeszłości i skupić się na nowej gwieździe wokół, której zaczęto budować nową potęgę NBA. Z czasem pojawiło się wsparcie dla młodzieńca w postaci trenera Tom Thibodeau oraz doświadczonego skrzydłowego Carlos Boozer. Wyniki przyszły same, przez dwa sezony ekipa z wietrznego miasta miała najlepszy bilans w całym NBA w sezonie zasadniczym. Rose został wybrany MVP sezonu zasadniczego przechodząc do historii NBA jako najmłodszy zawodnik w historii, który otrzymał takie wyróżnienie. Poprzedni sezon miał być zwieńczeniem ciężkiej pracy jaką włożył cały zespół przez ostatnie lata. Cel był jeden zdobycie pierwszego mistrzostwa po odejściu Jordana. Wszystko układało się znakomicie, aż w meczu pierwszej rundy Playoffs ich lider doznał kontuzji kolana, która możliwe że wykluczyła go aż do stycznia 2013 roku. Tragedia stała się faktem. Kontuzja Rose'a pokazała każdą słabość Bulls. Bezradność całego zespołu sprawiła, że główny faworyt odpadł już pierwszej rundzie. Zdumiewające jak tak dobry zespół jest zależny od jednej osoby. W tym sezonie nie będzie lepiej, ponieważ przed nimi bardzo ciężki początek sezonu, w którym również przystąpią bez swojego lidera. Tym bardziej, że moim zdaniem kadrowo są słabsi niż rok temu. Odeszli wartościowi zmiennicy: Omer Asik (Rockets), Ronnie Brewer (Knicks), Kyle Korver (Hawks), John Lucas III (Raptors), C.J. Watson (Nets). Zawodnicy tacy jak: Kirk Hinrich czy Nate Robinson mają już chyba swoje najlepsze sezony za sobą nie mówiąc już o takich graczach jak: Nazr Mohammed i Vladimir Radmanovic. Przed klubem z Chicago najtrudniejszy czas za panowania Derricka Rose'a. Najważniejsze jak przetrwają miesiące kiedy go nie będzie. Jeśli wróci w dobrej formie, a jego zespół stanie się silniejszy grając bez niego, będą jednym z głównych faworytów do mistrzostwa. Jednak jeśli tak nie będzie to można śmiało przyznać, że sezon 2012/13 będzie dla nich stracony.