Film dokumentalny pt. „Linsanity” nie jest wyłącznie
obowiązkową pozycją dla każdego sympatyka koszykówki. Moim zdaniem jest to
ciekawa opcja na jesienno-zimowy wieczór dla każdego, ponieważ większość z nas
uwielbia historię – Kopciuszka, a
takie początki na parkietach NBA miał Jeremy
Lin. Tajwańczyk urodzony i wychowany w USA, to doskonały przykład na to, że
niezależnie co by się działo, warto walczyć o własne marzenia.
Nie chciałbym zbytnio zdradzać,
co w filmie można zobaczyć, bo to nie o to chodzi. Pomimo, iż znam historię
Lina od podszewki, to wiele momentów zawartych w filmie wywarło na mnie duże
wrażenie. Szczególnie bardzo dobrze ukazane są początki zawodnika z koszykówką,
które momentami były bardzo wzruszające. Najważniejsze jest jednak to, że jest
to dokument, w którym nic nie jest podkoloryzowane, ani nie występują w nim
żadne przekłamania. Osobiście mnie ten film utwierdził w przekonaniu, że do NBA
nie trafiają przypadkowe osoby, a droga do najlepszej ligi na świecie często jest
bardzo kręta i wyboista. Mimo, iż obserwowałem początki Lina, kiedy podpisał
pierwszy kontrakt z Golden State Warriors, to mnie również zaskoczył tak wielką
eksplozją talentu.
O ile jest to wręcz obowiązkowy
film dla fanów basketu, to moim zdaniem wywrze on największe wrażenie na
ludziach, którzy nie znali, bądź tylko słyszeli o fenomenie – Linsanity. Jest
to piękna historia o spełnianiu własnych marzeń. Serdecznie polecam!
Cały film dostępny jest - tutaj
W obecnym sezonie w barwach Houston Rockets Jeremy Lin notuje średnie na poziomie: 15.3 punktu, 4.5 asysty oraz 2.6 zbiórki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz