sobota, 14 grudnia 2013

Mobbing w koszykówce, czyli Tyran Rajković

O całej zaistniałej sytuacji chciałem napisać już kilka dni temu. Jednak powstrzymałem się z nadzieją, że trener Rajković przy okazji spotkania z Asseco Gdynia cokolwiek powie o tej sprawie. Sala konferencyjna po meczu pękała w szwach, ale wszyscy zgromadzeni tam dziennikarze musieli obejść się smakiem. Ponieważ jak można było się spodziewać Serb nie wytłumaczył praktycznie niczego odmawiając komentarza. No, ale zacznijmy od początku.

Mobbing – stosowanie różnych form przemocy psychicznej w miejscu pracy.

Niestety, ale wszystko wskazuje na to, że Łukasza Wichniarza, bo to on jest głównym bohaterem tej afery spotkało, a raczej miało spotkać coś więcej niż tylko przemoc psychiczna. Wszystko rozpoczęło się od wpisu Adriana Markowskiego, który w poprzednim sezonie miał „przyjemność” pracować w sztabie Miodraga Rajković’a jako trener od przygotowania fizycznego. Sam Markowski ma spore doświadczenie w sporcie, ponieważ jest byłym mistrzem Polski w rzucie oszczepem. Na forum klubu postanowił przedstawić pewną sytuację z poprzedniego sezonu.

-W marcu drużyna jechała na mecz wyjazdowy, a trener poprosił mnie, żebym został w Zgorzelcu i trenował z Łukaszem Wichniarzem. Dodał, że klub chce z nim rozwiązać kontrakt, i zasugerował, abym tak poprowadził trening, żeby zniszczyć kolana Łukasza, z którymi miał drobne problemy. Kazał, by zawodnik biegał po betonie i schodach.


Mleko się wylało, a z każdym kolejnym dniem afera nabierała oraz nadal nabiera kolorytu. Oczywiście sam Markowski owych zajęć nie przeprowadził. – Opowiedziałem o wszystkim Łukaszowi i wbrew sugestii trenera przeprowadziłem z Wichniarzem normalne zajęcia. Zrobiłem zdjęcia, że niby ćwiczenia były ciężkie i wysłałem je MMS-em pracownikowi klubu, który miał je pokazać trenerowi.

Rajković sam był pomysłodawcą pozyskania Wichniarza, jednak z biegiem kolejnych meczów coraz bardziej był niezadowolony z jego dyspozycji, a raczej nigdy nie dał mu prawdziwej szansy gry. Kontrakt zawodnika nadal obowiązywał, a by klub nie musiał ponosić dodatkowych kosztów, musiał być rozwiązany za porozumieniem stron. Więc szkoleniowiec postanowił w znaczący sposób zniechęcić swojego zawodnik. Mała ilość minut, ciężki trening oraz Bóg i sami zainteresowani wiedzą co jeszcze. Takich metod używa trener uznany, za najlepszego w swoim fachu w poprzednim sezonie Tauron Basket Ligi. Ponoć Rajković już wcześniej psychicznie znęcał się nad swoim zawodnikiem, chcąc udowodnić swoją wyższość.


Władze Turowa Zgorzelec oczywiście wszystkiemu zaprzeczają, a sam prezes Waldemar Łuczak komentuje – Nie będę komentował bzdur i kłamstw. Prawda jest jednak taka, że władze doskonale wiedziały o zaistniałej sytuacji, a co więcej takie praktyki miały już tam nie raz miejsce. Najlepiej o tym świadczy telefon wykonany przez rzecznika prasowego klubu do Markowskiego, w którym groził byłemu pracownikowi. Sytuacja jest niezwykle poważna, ponieważ może skończyć się w prokuraturze, a klubowi oraz trenerowi grozi poważne oskarżenie, ponieważ jest to przestępstwo – podżeganie do uszkodzenia ciała w stopniu średnim. Jednak wszystko zależy od samego zawodnika. Łukasz Wichniarz jak na razie nie chce komentować całej sytuacji, ale już konsultuje się ze swoimi prawnikami. Jaki będzie koniec tej afery? Czas to najlepiej zweryfikuje.

Wielu dziennikarzy owa sytuacja mocno zbulwersowała, mnie natomiast w ogóle. Możliwe, że wpływ na to miało to, że  jestem świeżo po lekturze pt. „Adam Wójcik. Rzut bardzo osobisty”. W książce jest bardzo interesujący fragment dotyczący czasu gry Adama w Turowie. „Teraz przekonał się po raz kolejny, że zawodowa koszykówka to nie tylko sport, ale i biznes, w którym nie zawsze obowiązują czyste reguły gry. Urlep po prostu nie chciał mieć w drużynie Wójcika i zaliczył go do grona zawodników do odstrzału. (…) Na treningach zaczęło dochodzić do groteskowych sytuacji, które można by określić mianem koszykarskiego mobbingu. Na przykład podczas wewnętrznych gier pięciu na pięciu Urlep nie odgwizdywał na Adamie ewidentnych fauli albo gdy Wójcik wychodził na obwód i trafiał za trzy, trener kwestionował sens takich zagrań, z których przecież Adam słynął w jego Śląsku i jego w kadrze. (…)Myślę, że Urlep chciał mnie złamać i w pewnym stopniu nawet mu się to udało. Ale mimo wszystko cieszę się, że przeszedłem przez to wszystko i coś mu, a przy okazji sobie, udowodniłem”. Każdy wie jakim typem człowieka jest Urlep – do najspokojniejszych na pewno nie należy. Patrząc po jakich szkoleniowców sięgano w Zgorzelcu, można śmiało przyznać, że uwielbiają furiatów. Filipowski, Urlep, a teraz Rajković. Tym samym rozumiem dlaczego pracę stracił tam trener, którego osobiście bardzo cenie, czyli Jacek Winnicki. Aktualny trener CCC Polkowice po prostu był zbyt grzeczny dla zarządu, a może zbyt normalny?

W mojej raczej skromnej karierze zawodnika kilkukrotnie spotkałem się z tzn. mobbingiem. Na szczęście nie w zespołach, w których miałem okazje grać, a w przeciwnych. Do końca życia będę pamiętał jako jeszcze młodzik, czy kadet na swojej drodze spotkałem jednego z trenerów z Gdańska. Postawny człowiek, widać, że były koszykarz. Jednak jak się szybko okazało niespełniony koszykarza. Metody jakie preferował były wręcz niedopuszczalne. On ich nie trenował, a raczej się na nich wyżywał. Najgorsze jest jednak to, że ten człowiek nadal „szkoli” młodzież, ponieważ w swoim klubie jest prezesem, trenerem itd. Jak wiele talentów zniszczył? Można się tylko domyślać.

W moim rozumowaniu trener to osoba, która swoim warsztatem oraz odpowiednimi umiejętnościami ma zyskać szacunek u swoim podopiecznych. Wycieńczające treningi, krzyk i obelgi sprawią, że zawodnicy tylko i wyłącznie Cię znienawidzą. Odpowiednią motywacją oraz ludzkim podejściem możesz sprawić, że zawodnicy Cię pokochają i będą w stanie pójść za Tobą w ogień. Metody Rajković’a może przynoszą efekt, ale są krótkotrwałe. Sezon, dwa w jednym miejscu i zmiana pracy, ponieważ w zawodnikach narasta coraz to większa frustracja. Turów w trzech ostatnich spotkaniach nie odniósł zwycięstwa, dodając do tego aferę Wichniarza i można łatwo wnioskować, że dni Serba są już policzone. I bardzo dobrze, bo w mojej ukochanej dyscyplinie nie ma miejsca dla takich ludzi, którzy ją niszczą. „Good luck my friend!”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz