środa, 28 listopada 2012

Mały człowiek w świecie Wielkich ludzi: Earl Boykins

Kolejnym bohaterem z cyklu "Mały człowiek w świecie Wielkich ludzi" to człowiek, który praktycznie przez całe swoje życie udowadniał sobie i innym, że jeśli się coś kocha i ciężko pracuje można osiągnąć wszystko. Większości ludzi wydaję się, że osoba o wzroście 165 cm może uprawiać wszystkie sporty, ale nie koszykówkę. Dyscyplinę, w której tak znaczącą rolę odgrywa wzrost. 12 lat w NBA Earla pokazuje jak wielu z nas się myliło.



Earl Boykins - urodził się 2 czerwca 1976 roku w Cleveland. Swoją prawdziwą koszykarską karierę rozpoczął na uczelni Eastern Michigan, w której od pierwszych dni był traktowany bardziej jako maskotka i ciekawostka. Jednak od pierwszego dna udowadniał wszystkim, że jest tu tylko i wyłącznie by grać dobrze w kosza, równie szybko stał się gwiazdą całej uczelni. W latach nauki i gry dla Eastern Michigan 1995-1998 Earl pobił rekord pod względem asysty, który do dnia dzisiejszego nie został pobity oraz jest drugim zawodnikiem w historii uczelni pod względem zdobywanych punktów. Mimo rewelacyjnych statystyk nie został wybrany w Drafcie NBA z wiadomych względów. Filigranowemu rozgrywającemu nie wróżono kariery nawet w Europie. Jednak dzięki ciężkiej pracy i wytrwałości podpisał kontrakt z New Jersey Nets. Niestety jak jego cała poprzednia kariera początki w NBA, również były bardzo ciężkie. Z racji jego niskiego wzrostu nikt nie brało go na poważnie. Po zaledwie 5 meczach w barwach Nets został oddany do zespołu z jego rodzinnego miasta Cleveland Cavaliers. Jednak nawet w jego rodzinnym mieście nie otrzymał kredytu zaufania, trener nie widział go w wyjściowej piątce i nasz bohater grywał praktycznie końcówki meczów. Ostatecznie w 2000 roku zdecydowano się go oddać do Los Angeles Clippers, w których wiodło mu się trochę lepiej. Jednak po ponad roku spędzonym w Los Angeles, kolejny klub zdecydował się go pozbyć. Earl nadal się nie poddawał i w kolejnym sezonie podpisał kontrakt z Golden State Warriors. Sezon w barwach Warriors był dla Earla przełomowy dostał znacznie więcej czasu na boisku, co bardzo dobrze wykorzystał. Przed sezonem 2003-2004 Denver Nuggets mimo wszystko podjęli duże ryzyko i postanowili zakontraktować filigranowego rozgrywającego. Jednak jak pokazał czas był to strzał w dziesiątkę . W barwach drużyny z Denver Earl pokazał na co tak na prawdę go stać i jak bardzo mylili się poprzedni trenerzy szybko go skreślając. To grając w barwach Nuggets Earl Boykins otrzymał swój pseudonim "the hero"(bohater). Najlepszym sezonem Earla były lata 2006-2007 kiedy w trakcie sezonu z Denver został pozyskany przez Milwaukee Bucks . W sezonie tym notował średnio 15 punktów oraz 4 asysty na mecz. Kolejne sezony nie były już tak udane w wykonaniu Amerykanina, ale dzięki swojej ciężkiej pracy oraz dobrej opinii jaką sobie wyrobił nadal był potrzebny NBA. I teraz to nie on potrzebował NBA tylko NBA go. W kolejnych sezonach grywał w barwach: Chartotte Bobcats, Washington Wizards i Houston Rockets.



Earl Boykins mimo tego, że wszyscy skazywali go na porażkę nadal szedł za marzeniami i nigdy się nie poddawał. Mimo swoich 165 cm (mierzonych w butach) ciężko pracował na swój sukces. Ciekawostką jest to że przy wadze 60 kg w najlepszych czasach swojej kariery potrafił "wycisnąć" nawet 143 kg. Takie osiągnięcie samo świadczy o tym jak wielkim atletą w małym ciele był Earl. Mimo przeciwności Bóg obdarzył go talentem do gry w koszykówkę, a on postanowił tego nie zmarnować. Aktualnie Earl Boykins nie gra w żadnym klubie i oficjalnie nie zakończył kariery jednak wydaje się, że już całkowicie poświęcił się swoje żonie i synkowi. Earl Boykins nigdy nie popisywał się efektownymi wsadami, blokami czy innymi podniebnymi akcjami, jednak mimo wszystko był i nadal jest jednym z moim ulubionych graczy. I tym bardziej, że gdyby nie jego charakter możliwe, że nigdy nie zobaczył bym w akcji "the hero". Zdecydowanie Małego bohatera w świecie Wielkich ludzi. 

    

czwartek, 22 listopada 2012

NBA Rooks


Wielu ludzi uważa, że życie sportowców usłane jest różami, tym bardziej kiedy młody chłopak podpisuje milionowy kontrakt i może się skupić tylko i wyłącznie na grze w ukochaną dyscyplinę. Jednak w najlepszej koszykarskiej lidze na świecie nie wszystko jest tak kolorowe. Zawodnicy zwani Rookie, czyli pierwszoroczniaki, dla których pierwszy rok jest najtrudniejszy mają zdecydowanie najciężej od pozostałych. Często przychodzą jako gwiazdy swoich uczelni, aż nagle muszą stać się drugą, trzecią a nawet czwartą opcją swojego zespołu. Żaden z tych graczy nie ma taryfy ulgowej i to gdzie grali przed NBA nie ma większego znaczenia. Na treningach muszą ćwiczyć co najmniej dwa razy ciężej od swoich starszych kolegów, a często są obarczani ciekawymi i śmiesznymi obowiązkami przez starszych stażem zawodników. Nasz jedynak w NBA Marcin Gortat np. codziennie chodził po pączki dla Dwighta Howarda. I tak przez cały pierwszy sezon. Często Rookie muszą wynosić puste butelki, gasić prysznice, przygotowywać ręczniki czy też chodzić z dziecinnymi plecaczkami. Mimo, iż NBA to organizacja na najwyższym sportowym poziomie takie sytuacje występują. Jednak ich cel to niejako przetarcie bądź rodzaj chrztu. Każdy pierwszoroczniak ,każdego dnia, na każdym treningu i na każdym meczu musi pokazać, że warto uczyć się jego imienia i nazwiska oraz że zasługuje na szacunek, ponieważ ma zamiar na dłużej zostać w tej lidze. NBA to liga wyłącznie dla twardzieli, którzy są wstanie znieść wszystko by osiągnąć cel.




Jak każdy mam swoich ulubionych Rookie, którym kibicuje są nimi: Jared Sullinger, Harrison Barnes, Austin Rivers, Damian Lillard oraz Thomas Robinson.






piątek, 16 listopada 2012

Mecz, który zniszczył Adama Morrisona

Ostatnio zajmowałem się analizą draftów. Jednym z niestety antybohaterów był Adam Morrison, jak ktoś nie czytał wcześniejszych postów to w 2006 roku z numerem 3 wybrali go Charlotte Bobcats. Adam od pierwszych dni miał zostać gwiazdą całej NBA i godnym zastępcom Larrego Birda. Jednak z sezonu na sezon ten skrzydłowy staczał się na samo dno NBA. Jak większość innych przypadków taki stan rzeczy nie były spowodowany: narkotykmi, alkoholem, hazardem czy innymi problemi z prawem. Moim zdaniem Adam przestał kochać koszykówkę, mimo iż nigdy tego sam nie przyznał. Adam Morrison jest absolwentem Gonzaga State tej samej uczelni, w której w tym roku rozpoczął naukę Przemek Karnowski. Adam jest mimo wszystko jednym z najlepszych zawodników jacy reprezentowali uczelnie w całej jej historii. Spędzając trzy lata w Gonzaga State podbił nie jedno serce scauta NBA. W ostatnim roku notował średnio 28,1 punktu, 5,5 zbiórki i 1,8 asysty na mecz. Uczelnia Gonzaga State nie jest jedną z większych uczelni w stanach jeśli chodzi o koszykówkę. Co roku mają solidny skład jednak nie jest to co Duke, North Carolina czy Kansas. W 2006 roku Adam nie miał dużego wsparcia w postaci dużo mniej utalentowanych kolegów i praktycznie w pojedynkę doprowadził swoją uczelnie do etapu "Sweet 16". Jak na tą uczelnie udział na tym etapie był ogromnym sukcesem. Przeciwnikiem Gonzaga State był dużo bardzie utytułowana szkoła UCLA. Skazywania na porażkę drużyna Morrisona od początku spotkania narzuciła swoją taktykę, dzięki czemu prowadziła w pierwszej połowie nawet 17 punktami. Znakomicie wspierał swojego lidera potężny center Joao Paulo Batista, który w całym meczu zdobył 18 punktów i zebrał 9 piłek. W drużynie przeciwnej UCLA, która grała dużo bardziej zespołowo przyzwoicie grali Jordan Farmar 15 punktów, Aron Affalo 15 punktów, Luc Richard Mbah a Moute 14 punktów, Ryan Hollins 12 punktów. Bardzo dobrze zagrał wtedy pierwszoroczniak młodziutki Darren Collison. Jednak na parkiecie wyróżniała się zdecydowanie jedna osoba Adam Morrison zdobywca 24 punktów, 5 zbiórek i jednej asysty. Zmieniający się Affalo i Bozeman całkowicie nie mogli sobie z nim poradzić w obronie . W poprzednich meczach Adam notował m.in 35 i 44 punkty co jak na warunki NCAA jest rewelacyjnym wynikiem. W drugiej połowie Gonzaga nadal trzymała wynik jednak pod koniec meczu miała duże problemy w ataku zatrzymując się na 71 punktach. Prowadząc cały mecz Gonzaga State przegrała go 71:73 w jakich okolicznościach obejrzyjcie sami.






Uważam, że ten mecz znacznie odznaczył się na psychice Adama Morrisona i to traumatyczne zdarzenie miało znaczny wpływ na jego karierę. Jego przeciwnicy znacznie słabsi tego dnia od niego zrobili dużo większe kariery. Darren Collins jest jednym z lepszych rozgrywających w NBA, Aron Affalo przez kilka sezonów był dobrym strzelcem ekipy Denver Nuggets, a teraz podstawowym zawodnikiem Orlando Magic. Luc Richard Mbah a Moute znakomity obrońca Milwaukee Bucks, Jordan Farmar mistrz NBA z Los Angeles Lakers aktualnie wybrał grę w Efesie Stambuł oraz Ryan Hollins biorąc pod uwagę jego umiejętności zrobił dużą karierę aktualnie rezerwowy w Los Angeles Clippers. Jeśli chodzi o Gonzaga State jedyny, który gra w NBA to Jeremy Pargo, rezerwowy rozgrywający w Cleveland Cavaliers. Joao Paulo Batista, który zrobił na mnie ogromne wrażenie niestety nie zrobił chociaż takiej kariery jak Ryan Hollins. Brazylijczyk od lat gra we francuskim Le Mans. A co z Adamem? Mimo iż zdobył mistrzostwo NBA z Los Angeles Lakers jako daleki rezerwowy jest obiektem wielu kpin w USA. Przed sezonem grał w lidze letniej w barwach Brooklyn Nets, a później kontrakt zaproponowali mu Portland Trail Blazers jednak po paru dniach go rozwiązali. Aktualnie jest bezrobotny, z tego co wiem jego agent szuka mu klubu w Europie. 

wtorek, 13 listopada 2012

Mały człowek w świecie Wielkich ludzi: Nate Robinson

Z racji tego, że w koszykówce teoretycznie najważniejszy jest wzrost i teoretycznie osoby poniżej 190 cm wzrostu nie mają szans na zawodową karierę. W tym dziale chciałbym zająć się osobami, które nie przejmowały się, że brakuje im centymetrów, a co więcej wykorzystali teoretyczny brak na swoją korzyść.


Nate Robinson - urodzony 31 maja 1984 roku w Seattle, Washington. Teoretycznie rozgrywający, jednak największe zdobycze osiągał na pozycji rzucającego obrońcy. Jest jednym z najniższych zawodników występujących w NBA. Oficjalna strona NBA.com podaje, że mierzy 175 cm wzrostu jednak wszyscy wiem, że po pierwsze jest to zawyżone, a po drugie mierzone w butach. Faktycznie mierzy on około 168-170 cm wzrostu. Został on wybrany w drafcie w 2005 roku z 21 numerem przez New York Knicks. Jest on absolwentem uczelni Washington, na której nie odnosił tylko i wyłącznie sukcesów koszykarskich, był jednym z wyróżniających się zawodników w futbolu amerykańskim oraz uprawiał boks. Nate mógł wybrać pomiędzy koszykówką a futbolem. Z biegiem lat z korzyścią dla mojej ukochanej dyscypliny widać, że wybrał dobrze.

  Robinson praktycznie od początku swojej kariery stał się ulubieńcem publiczności w Madison Square Garden w samym sercu Nowego Yorku. Z każdym kolejnym meczem, również stawał się ikoną NBA. Najlepszy sezon w jego karierze to lata 2008/09, w którym zdobywał średnio 17,2 punktu i 4 asysty oraz co bardziej zadziwiające jak na tak niskiego gracza prawie 4 zbiórki na mecz. W swojej grze dał się głównie poznać z niesamowitej motoryki. Jest bardzo szybki i bardzo wysoko skacze co nie raz udowadniał. Mi osobiście przypomina swoją niesamowitą ekspresywnościom diabła tasmańskiego z kreskówek Looney Tunes. Największy wzrost popularności Robinsona to występ w konusach Slam Dunk, które jako jedyny uczestnik w historii NBA wygrał aż trzy razy 2006, 2009 oraz 2010 roku. Jego Dunk nad mierzącym 211 cm wzrostu Dwightem Howardem przejdzie do historii NBA. Niestety jego  rosnąca popularność nie wiązała się z lepszymi wynikami w NBA.
  
Nate Robinson i Dwight Howard
 
 W lutym 2010 roku wraz z Marcusem Landrym przeszedł z Knicks do Boston Celtics w zamian za Eddiego House'a, J.R. Giddensa, Billa Walkera oraz wybór w drugiej rundzie draftu.W Bostonie bardzo się przydawał i miałem nadzieję, że zostanie znaczącym zmiennikiem Celtics jednak niestety stało się inaczej.  W lutym 2011 brał udział w wymianie w ramach której trafił do Oklahoma City Thunder. Trafienie do Thunder to największy koszykarski krok w tym Robinsona, nie otrzymywał szansy gry i praktycznie zmarnował czas spędzony w Oklahomie. Przed sezonem 2011/2012 został zwolniony z Oklahoma City Thunder, jednak szybko podpisał kontrakt z Golden State Warriors. W Golden State dostał szanse na odbudowanie się i bardzo dobrze z niej skorzystał z statystyk w granicach 7 punktów w Oklahomie w Golden State notował prawie 12 punktów. Jednak filigranowy gracz marzy o mistrzostwie i w tym celu 31 lipca 2012 roku podpisał kontrakt z Chicago Bulls. Aktualnie jest jednym z ważniejszych postaci Bulls, a do powrotu Rose'a pierwszym rozgrywającym drużyny z Chicago. Bardzo rzadko w NBA pojawiają się tak oryginalne postaci jak Nate Robinson i to nie tylko z powodu jego wzrostu. Nate to niesamowity walczak, który nienawidzi przegrywać i to jest najważniejszy aspekt pokazujący dlaczego tak dużo osiągnął w NBA. Mam nadzieje, że nie ma zasobom swoich najlepszych lat i że jeszcze wiele przed nim. Powodzenia Nate trzymam za Ciebie kciuki !!!


 
 
                                                                              




P.S. Polecam ostatni filmik.



  

poniedziałek, 12 listopada 2012

Draft NBA: Hity i kity cz.2


Adam Morrison
Draft w 2006 roku można okrzyknąć draftem zmarnowanych wyborów. Największym przegranym były władze Charlotte Bobcats, którzy z 3 numerem wybrali Adama Morrisona. Gwiazda uczelni Gonzaga był porównywany do samego Larry’ego Bird’a. Morrison jest doskonały przykładem jak ciężko przestawić się z gry w NCAA do NBA. Jednak mimo wszystko z sezonu na sezon wyglądał coraz gorzej i gorzej. Żyjący przeszłością skrzydłowy nie zrobił kariery i już raczej nie zrobi w NBA. Przed sezonem był w szerokim składzie Brooklyn Nets jednak nie podpisano z nim kontraktu, aktualnie pozostaje bez pracy. W tym drafcie również kluby ścigały się po najlepszych podkoszowych jednak wielu z nich to kompletne rozczarowania. Najbardziej chyba nie trafionym wyborem był absolwent Duke Shalden Williams (5 nr Atlanta) całkowicie rozczarował miał zostać drugim Karlem Malone czy Carlosem Boozerem, a nawet pod koniec przygody z NBA nie mógł zostać wartościowym zmiennikiem. W tym sezonie będzie można go zobaczyć w Polsce, ponieważ wstępuje on w barach Mistrza Francji ekipie Elan Chalon, który jest rywalem Asseco Prokomu Gdynia w Eurolidze. Kolejnymi podkoszowymi którzy nie sprawdzili się w najlepszej lidze świata to Patrick O’Bryant (9 nr Golden), Saer Sene (10 nr Seattle), Hilton Armstrong (11 nr NOH) oraz Ukrainiec Oleksiy Pecherov (18 nr Washington). Zdecydowanymi zwycięzcami tego draftu są Boston Celtics i Utah Jazz, którzy z dalekimi wyborami wybrali graczy, którzy stali się zawodnikami poziomu All-Stars. Boston z 21 numerem wybrali niedocenianego rozgrywającego Kentucky Rajan’a Rondo, chyba nikomu nie muszę przedstawiać tej postaci. Aktualnie to jeden z najlepszych rozgrywających w lidze w zeszłym sezonie notował średnio prawie 13 punktów oraz 12 asyst na mecz. Z racji tego jak daleko został wybrany, pokazuje to jak dużo szczęścia miała ekipa z Utah. O kim mowa? Oczywiście o 47 numerze Paul’u Millsapie. Znakomity zmiennik Carlosa Boozera, a po jego odejściu jedna z pierwszoplanowych postaci zespołu z Salt Lake City. Z racji tego jak wiele osiągnęli mimo, że wielu skazywało ich na niepowodzenie warto wyróżnić bardzo dobrych strzelców za 3 punkty, którzy są ważnymi zawodnikami swoich drużyn mowa tu o Stave Novak’u (31 nr Houston) oraz Danielu Gibsonie (39 nr Cleveland).

Rajon Rondo
Glen "Big Baby" Davis
            W kolejnym drafcie w 2007 roku największym zwycięzcami są dwaj (wtedy) pulchni delikatnie mówiąc podkoszowi. Mianowicie Marc Gasol (48 nr LAL) i Glen Davis (35 nr Seatlle). Obaj przez większość swojej kariery zmagali się z nadwagą, jednak dzięki swojej ciężkiej pracy aktualnie są czołowymi graczami swoich klubów. Hiszpan Marc Gasol od najmłodszych lat musiał zmagać się z porównaniami do swojego starszego brata Pau. Zdecydowanie mniej utalentowany młodzieniec został wybrany przez Lakers, którzy chyba nigdy się nie spodziewali że zagra on w NBA. Zagrał i to z jakim skutkiem. Znakomicie zastąpił swojego brata w Memphis i aktualnie jest w Top 5 centrów w całej lidze. Marc może się również pochwalić Mistrzostwem Europy i Świata oraz srebrnymi medalami na Olimpiadach w Pekinie i Londynie. Dużo mniej utytułowany absolwent LSU Glen "big baby" Davis również nie był brany poważnie pod uwagę. Jednak dzięki ciężkiej pracy i zrzuceniu niepotrzebnego balastu podbił serca kibiców z Bostonu. Jego gra w play off zapadła w pamięci nie jednemu kibicowi Celtics. Aktualnie jest gwiazdą w Orlando Magic. Kolejnym zawodnikiem, który był bardzo bliski nie wybrania w drafcie był Ramon Session (56 nr Milwaukee), bardzo solidny rozgrywający w zeszłym sezonie prowadził grę samych Los Angeles Lakers. Największym rozczarowaniem tego draftu został Chińczyk Yi Jianlian (6 nr Milwaukee) miał on być trochę niższą jednak lepiej wyszkoloną i szybszą wersją Yao Minga. Przedstawicie Bucks byli pewni, że trafili w dziesiątkę. Jednak podobnie jak Adam Morrison z sezonu na sezon prezentował się coraz gorzej. W zeszłym sezonie daleki rezerwowy Dallas natomiast ten sezon zaczął w lidze chińskiej. 
Marc i Pau Gasol

            Draft NBA jest corocznym niespotykanym świętem koszykówki na całym świecie, a dla tych młodych ludzi, którzy do niego przystępują ogromną szansą na zmianę swojego życia, a co najważniejsze na spełnienie swoich marzeń o grze w NBA. Jednak wybranie w drafcie nie gwarantuje nikomu zrobienia kariery. Zdarza się że kluby nie trafią ze swoim wyborem, ale czy to tylko wina klubów. Moim zdaniem nie jest najważniejsze z jakim numerem Cię wybiorą tylko to czy jesteś gotowy na ciężką pracę każdego dnia? Takie pytanie powinni postawić trenerzy każdemu zawodnikowi, którego testują przed draftem. Z tegorocznego draftu zdecydowanie można wyróżnić Jareda Sullingera (21 nr Boston), Kim English’a (44 nr Detroit), Jae Crowder’a (34 nr Dallas) oraz Roberta Sacre (60 nr LAL), którzy jak na razie starają się jak najlepiej wykorzystać swoje szanse. Rozczarowany jestem Jeremy Lamb’em (12 nr Houston), Kenedallem Marshallem (13 nr Phoenix), Terrencem Rossem (8 nr Toronto) oraz Thomasem Robinsonem (5 nr Sacramento). Możliwe, że nie dostali jeszcze dostatecznie dużo szans na pokazanie się przed trenerem jednak pamiętajmy, że to NBA tu nic nie ma za darmo. Mimo wszystko życzę im jak najlepiej.          

wtorek, 6 listopada 2012

Draft NBA: Hity i kity cz.1


Teoretycznie najprostsza droga do NBA to draft. Większość europejczyków, a jeszcze większa ilość reszty świata nie ma pojęcia co to draft. W Stanach Zjednoczonych znakomicie rozwinięte jest szkolenie młodzieży. NBA, NFL, NHL nawet MLS co roku czerpią ogromne korzyści z ligi NCAA. W USA wszystkie uczelnie posiadają reprezentacje w dyscyplinach sportowych w ligach NCAA. Oczywiście poziom uczelni jest odpowiednio dobrany, dlatego istnieją odpowiednie dywizje oraz ligi NCAA odpowiednio I, II i III. W koszykówce najsilniejsze i najbardziej utytułowane uczelnie to Duke, Kansas, Kentucky , North Carolina, UCLA. Ciekawe, że uczelnia, którą chyba wszyscy znamy Harward praktycznie w ogóle się nie liczy w lidze NCAA. Zasady przystąpienia do draftu są bardzo proste. Najważniejsze z nich to: każdy zawodnik Amerykański musi mieć ukończony co najmniej jeden rok studiów. Zawodnicy z reszty świata muszą mieć ukończone 19 lat oraz by przystąpić do draftu nie muszą być absolwentami Amerykańskich uczelni. Każdego roku do draftu przystępuje co najmniej 100 zawodników, którzy są doszczętnie prześwietlani pod każdym względem. Badana jest ich motoryka, wytrzymałość, wyskok, rzut itp. Każdemu klubowi NBA przysługują dwa wybory. Wybiera się 60 graczy 30 w I rundzie i 30 w II rudzie. 14 zespołów z najsłabszymi bilansami (zwycięstwa-porażki) przystępuje do loterii draftowej. Największe szanse na wylosowanie pierwszego numeru ma oczywiście najsłabszy zespół, jednak mimo wszystko rzadko się to zdarza. Pozostałe drużyny ustawione są w kolejności od najgorszego do najlepszego bilansu z poprzedniego sezonu.
Greg Oden
Każdego roku do draftu przystępuje mnóstwo niezwykle utalentowanych młodych zawodników, jednak wybranie w drafcie NBA nie gwarantuje zagrania w tej lidze. W szczególności jeśli zostaniesz wybrany w II rundzie. Największe szanse ma pierwsza 30, ale jak pokazuje historia kluby Najlepszej Ligi Świata nie zawsze wybierają dobrze. Kwame Brawn, Kenyon Martin, a ostatnio Greg Oden oni zostali wybrani z numerem pierwszym i nigdy nie stali się gwiazdami NBA. Natomiast gwiazdy takie jak np. Manu Ginobili (57 nr), Tony Parker (28 nr), Gilbert Arenas (32 nr), Luis Scola (56 nr), Michael Redd (43 nr) czy chociażby Carlos Boozer (35 nr) zostali pominięci przez większość klubów w drafcie, a zrobili kolosalne kariery.
Z biegiem lat chciałbym przeanalizować kolejne drafty udowodniając kto zrobił dobrze trafił w przysłowiową „dziesiątkę”, a kto kompletnie się zbłaźnił. Zacznę swoją analizę od draftu z 2003 r., który przez większość ekspertów uznawany jest za jeden z najlepszych w historii NBA. Skończę moja analizę na roku 2007 r., ponieważ młodsze wybory w draftach ,a raczej zawodnicy wybrani w ostatnich latach są nadal jeszcze bardzo młodzi i niektórzy nie pokazali jeszcze 100% swojego potencjału.
Każdy draft będę zaczynał od zwycięzców pod uwagę będę brał głównie II rundy draftów, natomiast przegrani to głównie nie trafione wybory w I rundzie. W 2003 roku z 47 numerem Utah Jazz wybrali rozgrywającego Mo Williamsa. Z biegiem lat można śmiało stwierdzić, że jest on jednym z lepszych rozgrywających w lidze. Występował w finałach NBA w barwach Cleveland, a teraz jest pierwszym rozgrywającym w Utah Jazz. Matt Bonner (45 nr Chicago) mistrz NBA z San Antonio Spurs i przez wiele lat bardzo ważny rezerwowy tej ekipy. Zaza Pachulia (42 nr Orlando) przez wiele lat pierwszy center Atlanty Hawks od paru sezonów Gruzin jest zmiennikiem Ala Hoforda. Kyle Korver (51 nr New Jersey)  od wielu lat szukający swojego miejsca w NBA. Znakomity strzelec za 3 punkty, który miał bardzo dobry poprzedni sezon w Chicago Bulls. W tym sezonie zarobi 5 mln dolarów w barwach Atlanty Hawks. Wielkimi przegranymi tego silnego draftu zdecydowani są Detroit Pistons, którzy z numerem 2 wybrali Darko Milicica, a do wyboru mieli takich graczy jak Wade, Bosh, Anthony. Milicic okazał się kompletną klapą, aktualnie daleki rezerwowy w Boston Celtics. Kolejne dwa wybory to Mike Sweetney (9 nr New York) oraz Jarvis Hayes (10 nr Washington) całkowicie postaci anonimowe w całym NBA. 

Draft NBA 2003r

W 2004 roku New York Knicks z 44 nr wybrali Trevora Arize w kolejnych latach pokazał, że jest naprawdę dobrym graczem. Zdobył mistrzostwo NBA w barwach Lakers, aktualnie jest ważnym zawodnikiem w Washingtonie. Rozczarowaniami tego draftu, są głównie wysocy Rafael Araujo (8 nr Toronto), Robert Swift (12 Seattle) dla, których od dawna nie ma miejsca w NBA, podobnie jak Luke Jackson (10 Cleveland), którego odrobinę zniszczył młody Lebron James.
Draft w 2005 roku jest poniekąd Polskim, ponieważ z 57 nr Phoenix wybrali naszego jedynaka w NBA Marcina Gortata, którego oddali do Orlando. Z biegiem kolejnych sezonów oraz tego co dzięki ciężkiej pracy Marcin osiągnął można uznać ten wybór z zwycięski. W tym samym drafcie długo musieli czekać znakomici strzelcy Monta Ellis (40 nr Golden State) oraz Luis Williams (45 nr Philly). Ersan Ilyasova startował jako młody anonimowy Europejczyk, ale okazał się znakomitym graczem wybrany dopiero z 36 nr przez Milwaukee. Kolejny zawodnik nie jest lubiany w NBA, ale mimo wszystko postanowiłem o nim wspomnieć, ponieważ uważam że osiągną niezwykle dużo, jest nim Andray Blatche (49 nr Washington). Aktualnie dostaje kolejną szansę w nowym produkcie NBA jakim jest Brooklyn Nets. Ike Diogu (9 Golden State) oraz Sean May (13 Charlotte) mieli zostać przyszłością podkoszową na lata swoich drużyn, jednak chyba zabrakło im warunków fizycznych, a dokładnie centymetrów jak na warunki NBA. Ciekawym, a zarazem żenującym wyborem był decyzja Los Angeles Clippers, którzy w tym drafcie postawili na całkowicie anonimowego i to nie tylko w NBA Rosjanina Yaroslava Koroleva  (12 nr).