Wielu ludzi uważa, że życie sportowców usłane jest różami, tym bardziej kiedy młody chłopak podpisuje milionowy kontrakt i może się skupić tylko i wyłącznie na grze w ukochaną dyscyplinę. Jednak w najlepszej koszykarskiej lidze na świecie nie wszystko jest tak kolorowe. Zawodnicy zwani Rookie, czyli pierwszoroczniaki, dla których pierwszy rok jest najtrudniejszy mają zdecydowanie najciężej od pozostałych. Często przychodzą jako gwiazdy swoich uczelni, aż nagle muszą stać się drugą, trzecią a nawet czwartą opcją swojego zespołu. Żaden z tych graczy nie ma taryfy ulgowej i to gdzie grali przed NBA nie ma większego znaczenia. Na treningach muszą ćwiczyć co najmniej dwa razy ciężej od swoich starszych kolegów, a często są obarczani ciekawymi i śmiesznymi obowiązkami przez starszych stażem zawodników. Nasz jedynak w NBA Marcin Gortat np. codziennie chodził po pączki dla Dwighta Howarda. I tak przez cały pierwszy sezon. Często Rookie muszą wynosić puste butelki, gasić prysznice, przygotowywać ręczniki czy też chodzić z dziecinnymi plecaczkami. Mimo, iż NBA to organizacja na najwyższym sportowym poziomie takie sytuacje występują. Jednak ich cel to niejako przetarcie bądź rodzaj chrztu. Każdy pierwszoroczniak ,każdego dnia, na każdym treningu i na każdym meczu musi pokazać, że warto uczyć się jego imienia i nazwiska oraz że zasługuje na szacunek, ponieważ ma zamiar na dłużej zostać w tej lidze. NBA to liga wyłącznie dla twardzieli, którzy są wstanie znieść wszystko by osiągnąć cel.
Jak każdy mam swoich ulubionych Rookie, którym kibicuje są nimi: Jared Sullinger, Harrison Barnes, Austin Rivers, Damian Lillard oraz Thomas Robinson.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz