Koszykówka to sport głównie
postrzegany jako gra zespołowa, w której rywalizują dwie drużyny złożone z
pięciu zawodników. Dosyć niedawno narodziła się również uliczna i oficjalna
odmiana tego sportu, w której zawodnicy rywalizują w drużynach złożonych z trzy osób. Bardzo popularne jest także rozgrywanie krótkich meczów jeden na
jednego. Jednak jeszcze nikt nie odważył się spopularyzować tej ostatniej
odmiany.
Kilka dni temu na Manhattanie
zadebiutował nowy gatunek koszykówki zwany – Fightball. Wbrew pozorom nie ma on nic wspólnego z przemocą, a
zasady tej gry są dość proste. Boisko ma długości 40 stóp, czyli około 12 metrów
i jest podzielone na dwie połowy białą grubą linią. Na czarnym parkiecie
rywalizuje ze sobą jednocześnie dwóch zawodników. Mecz trwa osiem minut, zaś
zawodnik na oddanie rzutu ma osiem sekund, inaczej piłka wędruje do
przeciwnika. Punkty liczone są następująco: 1 punkt po zwykłym rzucie, 2 punkty
za wsad oraz trafienie zza białej linii, czyli ze swoje połowy. Całe spotkanie
sędziuje profesjonalny sędzia, lecz jego wytyczne są zupełnie inne niż we
współczesnej koszykówce. Bowiem organizatorzy starają się, by mecze
przypomniały grę w latach 80 – czyli odgwizdywanie są tylko rażące przewinienia.
Mecze mają za zadanie być dużo
bardziej intensywne i widowiskowe. A rozgrywki są stworzone dla prawdziwych
boiskowych twardzieli, którzy nie boją się agresywnie atakować kosz
przeciwnika. Znacznie większą rolę niż we współczesnej koszykówce mają ogrywać
kibice, którzy stoją tuż przy końcowej linii. Podczas pierwszego turnieju,
który odbył się kilka dni temu fani wielokrotnie żywo reagowali na sytuację na
boisku. Skandowali ksywy swoich
ulubieńców oraz ubliżali ich rywalom. Gra przypomina swego rodzaju walkę
kogutów i wbrew pozorom najważniejsi w tym wszystkim są kibice a nie zawodnicy.
Mimo to bezstronni obserwatorzy przyznają, że było to dość niecodzienne, ale
niezwykle interesujące widowisko. Ponieważ organizatorzy zadbali o wszystko.
Minimalistyczna oprawa, świetnie grający DJ oraz emocjonujące mecze sprawiły,
że ta dyscyplina ma szansę na dalszy rozwój.
W pierwszym turnieju wystąpiło
ośmiu zawodników, którzy rywalizowali w fazie pucharowej oraz reprezentowali
poszczególne dzielnice Nowego Jorku. Główną nagrodą za zwycięstwo była kwota w
wysokości 10 tyś dolarów. I wbrew pozorom w turnieju nie wystąpili zupełni
amatorzy. Bowiem wielu z nich ma za sobą mniej, bądź bardziej udane kariery na
parkietach NCAA lub w zawodowej koszykówce. Np. Chris Smith to brat J.R. Smitha
z New York Knicks, Mike Tuitt jest absolwentem uczelni Hampton, Ron Yates spędził kilka
sezonów w Szwajcarii, Francji oraz Finlandii, zaś 38-letni William McFarlan
swego czasu zawodowo grał w Argentynie.
Marvin Roberts – Brooklyn
Chris Smith – New Jersey
William McFarlan – Queens
Mike Keyes – Philadelphia
Allen Sheppard – Harlem
Gerald Colds – Harlem
Mike Tuitt – Bronx
Ron Yates – Queens
W walce finałowej zmierzyli się
Mike Tuitt oraz William McFarlan. Po niesamowitej batalii 13-11 zwyciężył Tuitt, czy raczej „Get2It”,
który tym samym zgarnął czek w wysokości 10 tyś dolarów.
17 tytułów mistrza Polski, 14
Pucharów Polski oraz aż 37 medali w lidze – takim bogatym dorobkiem może
popisać się klub, który jeszcze kilka lat temu był bardzo bliski zniknięcia ze
sportowej mapy Polski.
Początki
Klub WKS Śląsk Wrocław to bez
wątpienia legenda polskiego sportu a zwłaszcza tego, w którym głównym bohaterem
jest pomarańczowa piłka. Pierwsza drużyna koszykarska z pod znaku Śląska
powstała w 1948 roku, kiedy to kilku wojskowych zakochanych w tym sporcie
postanowiło stworzyć prawdziwy profesjonalny zespół. Do dziś Śląsk, to
najbardziej utytułowany oraz jeden z najstarszych klubów koszykarskich w naszym
kraju. Jednym klubem, który może się z nim obecnie równać to Legia Warszawa, która występuje aktualnie
na parkietach zaplecza Tauron Basket Ligi.
Pierwszy premierowy sezon na
parkietach ekstraklasy Śląsk rozegrał już w 1956 roku. Natomiast pierwsze
mistrzostwo Polski święcił w 1965 roku, a podstawowymi zawodnikami oraz
gwiazdami zespołu byli wtedy m.in. Kazimierz Frelkiewicz i Mieczysław Łopatka.
Zaś ten drugi kilka lat później okrzyknięty został żywą legendą Śląska i co
ciekawe wcale nie za swoje osiągnięcia w roli zawodnika.
Oczywiście przez wiele lat był on
podstawowym graczem Śląska oraz reprezentacji Polski, ale swoje największe
sukcesy oraz sławę zyskał jako trener. Pod jego wodzą „trójkolorowi” zdobyli aż
osiem tytułów mistrzowskich, tym samym mocno goniąc ówczesna potęgę koszykówki
– Lech Poznań. Swoimi osiągnięciami na ławce trenerskiej Łopatka sprawił
również, że do dziś jest najbardziej utytułowanym szkoleniowcem w naszej lidze
(dwa tytuły jako zawodnik oraz osiem jako trener – przyp. red.). Legendarny
sternik Śląska przez lata zasłynął także tym, że nie obawiał się wprowadzać do
zespołu młodych zawodników. To właśnie za jego kadencji debiutował wtedy
17-letni Maciej Zieliński.
Błyskawiczny upadek
Po
kolejnych tytułach mistrzowskich, przyszły także pierwsze sukcesy na arenie
międzynarodowej. Pod wodzami Jerzego Chudeusza drużyna zaszła aż do ćwierćfinału Pucharu
Europy. Zaś od roku 2001 jako pierwszy klub w naszym kraju Śląsk miał okazje
występować na parkietach elitarnej Euroligi. Za to wtedy w zespole znajdowały
się takie legendy polskiej koszykówki jak: Adam Wójcik, Dominik Tomczyk, czy
Maciej Zieliński. Jednak z czasem rosnące problemy finansowe przyćmiły sukcesy
sportowe. A sam klub ostatni raz realnie myślał o mistrzostwie Polski w sezonie
2003/04, kiedy w zespole występował jeden z najlepszych zawodników biegających
po polskich parkietach w historii – Lynn Greer. Amerykanin miał poprowadzić
Śląsk do kolejnego już 18-stego tytułu mistrza Polski. Jednakże ostatecznie w
finale drużyna z dolnego śląska uległa rosnącemu w siłę Prokomowi Treflowi
Sopot.
Narastające zadłużenia
spowodowały, że przed sezonem 2008/09 klub zmuszony był ogłosić upadłość, a sam
zespół został zdegradowany do drugiej ligi (trzeci poziom rozgrywek – przyp.
red.). Po kilku latach grając tylko wychowankami i broniąc się przed spadkiem
nową nadzieję sympatykom „trójkolorowych” dał Maciej Zieliński, który przed
sezonem 2011/12 objął rolę prezesa Śląska i zapowiedział rychły awans do
ekstraklasy. Jak później się okazało wcale nie rzucał słów na wiatr.
Jak feniks z popiołu
W sezonie 2012/13 Śląsk
występował już na zapleczu ekstraklasy, a w drużynie grali tacy zawodnicy jak:
Michał Gabiński, Radosław Hyży, Paweł Kikowski, czy Mirosław Łopatka. Pod wodzą
duetu trenerskiego: Tomasz Jankowski – Jerzy Chudeusz ekipa z dolnego śląska
wręcz zdominowała rozgrywki pierwszej ligi. Przegrywające ledwie jeden mecz w
sezonie zasadniczym, gromiąc kolejnych
rywali w kultowej hali „Kosynierka”. Tym samym zaliczając niezwykle efektowny
awans na parkiety Tauron Basket Ligi.
W roli beniaminka Tauron Basket
Ligi Śląskowi Wrocław wiodło się ze zmiennym szczęściem. Klub był prawdziwym
objawieniem rozgrywek Intermarche Basket Cup (Puchar Polski – przyp. red.),
kiedy to w finałowym pojedynku w wypełnionej po brzegi hali Orbita pokonał PGE
Turów Zgorzelec 90:87, a nagrodą MVP uhonorowany został Michał Gabiński. Lecz
na ligowych parkietach było już tak dobrze, ostatecznie nie awansując do fazy
play-off i kończąc sezon na dziewiątym miejscu. Mimo to zdobycie trofeum po tak
wielkiej przerwie dało olbrzymi impuls do pracy działaczom. A fani wyczekiwali
nadchodzącego sezonu jak nigdy dotąd.
I trzeba śmiało przyznać, że
kibice Śląska na początku nowych rozgrywek TBL nie mogą czuć się zawiedzeni.
Drużyna z Wrocławia notuje imponujący bilans (6-0 – przyp. red.) będąc jedną z
dwóch jak dotąd niepokonanych ekip na placu boju. Zespół Emila Rajkovića
pokonał m.in. w wyjazdowych pojedynkach Trefl Sopot 95:93 i Energa Czarnych
Słupsk 67:63 oraz po niesamowitym widowisku we własnej hali wicemistrza Polski
– Stelmet Zielona Góra 69:68. Nadal ulubieńcami publiczności są Robert
Skibniewski, Michał Gabiński czy Radosław Hyży. Jednak tak naprawdę największą
siłą Śląska są nowi zawodnicy. Na obwodzie świetnie rozumieją się Denis Ikovlev
oraz Roderick Trice, którzy są najlepszymi strzelcami zespołu. Pod koszem
dobrze radzi sobie Aleksander Mladenović. Zaś z meczu na mecz coraz lepiej
prezentują się Lawence Kinnard oraz Jakub Dłoniak, którzy mają już uznaną markę
na parkietach Tauron Basket Ligi. To wszystko napawa niesamowitym optymizmem,
ponieważ Śląsk ponownie ma drużynę na miarę swojej bogatej historii.
Historia koszykarskiego Śląska
Wrocław, to historia jakich wiele w naszym sporcie. Warto byłoby tu przypomnieć
chociaż przypadek Polonii Warszawa, która w dość podobnych okolicznościach
została zepchnięta na sportowe peryferie. Bardzo rzadko udaje się wydostać klub
z kłopotach finansowych, tym bardziej jeśli jest zmuszony występować w niższych
ligach. Lecz władzą Śląska udała się ta niezwykle trudna sztuka. I chwała im za
to! Ponieważ trudno sobie wyobrazić Tauron Basket Ligę bez najbardziej
utytułowanego klubu.
Jednak ostatnimi czasy sukcesy
święci nie tylko ten koszykarski Śląsk. Bowiem piłkarze Śląska właśnie zostali
wicemistrzem rundy jesiennej, zaś szczypiorniści zaczynają odnosić pierwsze
zwycięstwa w ekstraklasie piłki ręcznej. To wszystko sprawia, że cała
organizacja pod szyldem „Śląsk Wrocław” staje się godnym przykładem do
naśladowania dla innych. A dzięki nim cały Wrocław i Dolny Śląsk pochłonęła
iście sportowa gorączka.
P.S. Inspiracją do napisania tego tekstu były ostatnie bardzo dobre występy Śląska Wrocław w Tauron Basket Lidze, a nie przyszłe wybory na prezesa PZKosz.