środa, 26 listopada 2014

FIGHTBALL - nowa odmiana koszykówki


Koszykówka to sport głównie postrzegany jako gra zespołowa, w której rywalizują dwie drużyny złożone z pięciu zawodników. Dosyć niedawno narodziła się również uliczna i oficjalna odmiana tego sportu, w której zawodnicy rywalizują w drużynach złożonych z trzy osób. Bardzo popularne jest także rozgrywanie krótkich meczów jeden na jednego. Jednak jeszcze nikt nie odważył się spopularyzować tej ostatniej odmiany.

Kilka dni temu na Manhattanie zadebiutował nowy gatunek koszykówki zwany – Fightball. Wbrew pozorom nie ma on nic wspólnego z przemocą, a zasady tej gry są dość proste. Boisko ma długości 40 stóp, czyli około 12 metrów i jest podzielone na dwie połowy białą grubą linią. Na czarnym parkiecie rywalizuje ze sobą jednocześnie dwóch zawodników. Mecz trwa osiem minut, zaś zawodnik na oddanie rzutu ma osiem sekund, inaczej piłka wędruje do przeciwnika. Punkty liczone są następująco: 1 punkt po zwykłym rzucie, 2 punkty za wsad oraz trafienie zza białej linii, czyli ze swoje połowy. Całe spotkanie sędziuje profesjonalny sędzia, lecz jego wytyczne są zupełnie inne niż we współczesnej koszykówce. Bowiem organizatorzy starają się, by mecze przypomniały grę w latach 80 – czyli odgwizdywanie są tylko rażące przewinienia.   


Mecze mają za zadanie być dużo bardziej intensywne i widowiskowe. A rozgrywki są stworzone dla prawdziwych boiskowych twardzieli, którzy nie boją się agresywnie atakować kosz przeciwnika. Znacznie większą rolę niż we współczesnej koszykówce mają ogrywać kibice, którzy stoją tuż przy końcowej linii. Podczas pierwszego turnieju, który odbył się kilka dni temu fani wielokrotnie żywo reagowali na sytuację na boisku.  Skandowali ksywy swoich ulubieńców oraz ubliżali ich rywalom. Gra przypomina swego rodzaju walkę kogutów i wbrew pozorom najważniejsi w tym wszystkim są kibice a nie zawodnicy. Mimo to bezstronni obserwatorzy przyznają, że było to dość niecodzienne, ale niezwykle interesujące widowisko. Ponieważ organizatorzy zadbali o wszystko. Minimalistyczna oprawa, świetnie grający DJ oraz emocjonujące mecze sprawiły, że ta dyscyplina ma szansę na dalszy rozwój.  


W pierwszym turnieju wystąpiło ośmiu zawodników, którzy rywalizowali w fazie pucharowej oraz reprezentowali poszczególne dzielnice Nowego Jorku. Główną nagrodą za zwycięstwo była kwota w wysokości 10 tyś dolarów. I wbrew pozorom w turnieju nie wystąpili zupełni amatorzy. Bowiem wielu z nich ma za sobą mniej, bądź bardziej udane kariery na parkietach NCAA lub w zawodowej koszykówce. Np. Chris Smith to brat J.R. Smitha z New York Knicks, Mike Tuitt jest absolwentem uczelni Hampton, Ron Yates spędził kilka sezonów w Szwajcarii, Francji oraz Finlandii, zaś 38-letni William McFarlan swego czasu zawodowo grał w Argentynie.

Marvin Roberts – Brooklyn

Chris Smith – New Jersey

William McFarlan – Queens

Mike Keyes – Philadelphia

Allen Sheppard – Harlem

Gerald Colds – Harlem

Mike Tuitt – Bronx

Ron Yates – Queens


W walce finałowej zmierzyli się Mike Tuitt oraz William McFarlan. Po niesamowitej batalii  13-11 zwyciężył Tuitt, czy raczej „Get2It”, który tym samym zgarnął czek w wysokości 10 tyś dolarów. 



niedziela, 16 listopada 2014

Odrodzenie się potęgi!

17 tytułów mistrza Polski, 14 Pucharów Polski oraz aż 37 medali w lidze – takim bogatym dorobkiem może popisać się klub, który jeszcze kilka lat temu był bardzo bliski zniknięcia ze sportowej mapy Polski.

Początki

Klub WKS Śląsk Wrocław to bez wątpienia legenda polskiego sportu a zwłaszcza tego, w którym głównym bohaterem jest pomarańczowa piłka. Pierwsza drużyna koszykarska z pod znaku Śląska powstała w 1948 roku, kiedy to kilku wojskowych zakochanych w tym sporcie postanowiło stworzyć prawdziwy profesjonalny zespół. Do dziś Śląsk, to najbardziej utytułowany oraz jeden z najstarszych klubów koszykarskich w naszym kraju. Jednym klubem, który może się z nim obecnie równać  to Legia Warszawa, która występuje aktualnie na parkietach zaplecza Tauron Basket Ligi.

Pierwszy premierowy sezon na parkietach ekstraklasy Śląsk rozegrał już w 1956 roku. Natomiast pierwsze mistrzostwo Polski święcił w 1965 roku, a podstawowymi zawodnikami oraz gwiazdami zespołu byli wtedy m.in. Kazimierz Frelkiewicz i Mieczysław Łopatka. Zaś ten drugi kilka lat później okrzyknięty został żywą legendą Śląska i co ciekawe wcale nie za swoje osiągnięcia w roli zawodnika.

Oczywiście przez wiele lat był on podstawowym graczem Śląska oraz reprezentacji Polski, ale swoje największe sukcesy oraz sławę zyskał jako trener. Pod jego wodzą „trójkolorowi” zdobyli aż osiem tytułów mistrzowskich, tym samym mocno goniąc ówczesna potęgę koszykówki – Lech Poznań. Swoimi osiągnięciami na ławce trenerskiej Łopatka sprawił również, że do dziś jest najbardziej utytułowanym szkoleniowcem w naszej lidze (dwa tytuły jako zawodnik oraz osiem jako trener – przyp. red.). Legendarny sternik Śląska przez lata zasłynął także tym, że nie obawiał się wprowadzać do zespołu młodych zawodników. To właśnie za jego kadencji debiutował wtedy 17-letni Maciej Zieliński.

Błyskawiczny upadek

Po kolejnych tytułach mistrzowskich, przyszły także pierwsze sukcesy na arenie międzynarodowej. Pod wodzami Jerzego Chudeusza drużyna zaszła aż do ćwierćfinału Pucharu Europy. Zaś od roku 2001 jako pierwszy klub w naszym kraju Śląsk miał okazje występować na parkietach elitarnej Euroligi. Za to wtedy w zespole znajdowały się takie legendy polskiej koszykówki jak: Adam Wójcik, Dominik Tomczyk, czy Maciej Zieliński. Jednak z czasem rosnące problemy finansowe przyćmiły sukcesy sportowe. A sam klub ostatni raz realnie myślał o mistrzostwie Polski w sezonie 2003/04, kiedy w zespole występował jeden z najlepszych zawodników biegających po polskich parkietach w historii – Lynn Greer. Amerykanin miał poprowadzić Śląsk do kolejnego już 18-stego tytułu mistrza Polski. Jednakże ostatecznie w finale drużyna z dolnego śląska uległa rosnącemu w siłę Prokomowi Treflowi Sopot.


Narastające zadłużenia spowodowały, że przed sezonem 2008/09 klub zmuszony był ogłosić upadłość, a sam zespół został zdegradowany do drugiej ligi (trzeci poziom rozgrywek – przyp. red.). Po kilku latach grając tylko wychowankami i broniąc się przed spadkiem nową nadzieję sympatykom „trójkolorowych” dał Maciej Zieliński, który przed sezonem 2011/12 objął rolę prezesa Śląska i zapowiedział rychły awans do ekstraklasy. Jak później się okazało wcale nie rzucał słów na wiatr.

Jak feniks z popiołu

W sezonie 2012/13 Śląsk występował już na zapleczu ekstraklasy, a w drużynie grali tacy zawodnicy jak: Michał Gabiński, Radosław Hyży, Paweł Kikowski, czy Mirosław Łopatka. Pod wodzą duetu trenerskiego: Tomasz Jankowski – Jerzy Chudeusz ekipa z dolnego śląska wręcz zdominowała rozgrywki pierwszej ligi. Przegrywające ledwie jeden mecz w sezonie zasadniczym,  gromiąc kolejnych rywali w kultowej hali „Kosynierka”. Tym samym zaliczając niezwykle efektowny awans na parkiety Tauron Basket Ligi.

W roli beniaminka Tauron Basket Ligi Śląskowi Wrocław wiodło się ze zmiennym szczęściem. Klub był prawdziwym objawieniem rozgrywek Intermarche Basket Cup (Puchar Polski – przyp. red.), kiedy to w finałowym pojedynku w wypełnionej po brzegi hali Orbita pokonał PGE Turów Zgorzelec 90:87, a nagrodą MVP uhonorowany został Michał Gabiński. Lecz na ligowych parkietach było już tak dobrze, ostatecznie nie awansując do fazy play-off i kończąc sezon na dziewiątym miejscu. Mimo to zdobycie trofeum po tak wielkiej przerwie dało olbrzymi impuls do pracy działaczom. A fani wyczekiwali nadchodzącego sezonu jak nigdy dotąd.

I trzeba śmiało przyznać, że kibice Śląska na początku nowych rozgrywek TBL nie mogą czuć się zawiedzeni. Drużyna z Wrocławia notuje imponujący bilans (6-0 – przyp. red.) będąc jedną z dwóch jak dotąd niepokonanych ekip na placu boju. Zespół Emila Rajkovića pokonał m.in. w wyjazdowych pojedynkach Trefl Sopot 95:93 i Energa Czarnych Słupsk 67:63 oraz po niesamowitym widowisku we własnej hali wicemistrza Polski – Stelmet Zielona Góra 69:68. Nadal ulubieńcami publiczności są Robert Skibniewski, Michał Gabiński czy Radosław Hyży. Jednak tak naprawdę największą siłą Śląska są nowi zawodnicy. Na obwodzie świetnie rozumieją się Denis Ikovlev oraz Roderick Trice, którzy są najlepszymi strzelcami zespołu. Pod koszem dobrze radzi sobie Aleksander Mladenović. Zaś z meczu na mecz coraz lepiej prezentują się Lawence Kinnard oraz Jakub Dłoniak, którzy mają już uznaną markę na parkietach Tauron Basket Ligi. To wszystko napawa niesamowitym optymizmem, ponieważ Śląsk ponownie ma drużynę na miarę swojej bogatej historii.

Historia koszykarskiego Śląska Wrocław, to historia jakich wiele w naszym sporcie. Warto byłoby tu przypomnieć chociaż przypadek Polonii Warszawa, która w dość podobnych okolicznościach została zepchnięta na sportowe peryferie. Bardzo rzadko udaje się wydostać klub z kłopotach finansowych, tym bardziej jeśli jest zmuszony występować w niższych ligach. Lecz władzą Śląska udała się ta niezwykle trudna sztuka. I chwała im za to! Ponieważ trudno sobie wyobrazić Tauron Basket Ligę bez najbardziej utytułowanego klubu.

Jednak ostatnimi czasy sukcesy święci nie tylko ten koszykarski Śląsk. Bowiem piłkarze Śląska właśnie zostali wicemistrzem rundy jesiennej, zaś szczypiorniści zaczynają odnosić pierwsze zwycięstwa w ekstraklasie piłki ręcznej. To wszystko sprawia, że cała organizacja pod szyldem „Śląsk Wrocław” staje się godnym przykładem do naśladowania dla innych. A dzięki nim cały Wrocław i Dolny Śląsk pochłonęła iście sportowa gorączka.


P.S. Inspiracją do napisania tego tekstu były ostatnie bardzo dobre występy Śląska Wrocław w Tauron Basket Lidze, a nie przyszłe wybory na prezesa PZKosz. 


Foto: Andrzej Romański oraz wks-slask.pl