środa, 30 lipca 2014

Od gwiazdy koszykarskich peryferii, po bankiera. Czyli stracone nadzieje polskiej koszykówki

Życie sportowca, a szczególnie młodego sportowca często nie układa się tak jak moglibyśmy się tego spodziewać. Często po latach okazuje się, że talent i świetne warunki fizyczne, to zdecydowanie za mało. Historia zna wielu zawodników, którzy byli wielkimi nadziejami polskiej koszykówki, czy chociażby lokalnymi gwiazdami, którzy posiadali „papiery na grę”. Jednakże ich kariery nie do końca ułożyły się tak, jakby się tego spodziewali. Kontuzje, nieodpowiednie podejście do sportu, trudny charakter, czy zwykły brak szczęścia, spowodowały, że musieli zapomnieć o wielkim baskecie.

W moim osobistym rankingu znajduje się ośmiu zawodników, którzy są idealnym przykładem na to, co może zawieść w karierze każdego sportowca. Mam nadzieje, że ta garstka straconych talentów będzie w jakimś stopniu przestrogą dla najmłodszych adeptów koszykówki w naszym kraju.

Kamil Pietras (210 cm, rocznik ’88) – Kamil swoje pierwsze kroki z piłką do kosza robił w klubie Ochota Warszawa, i już od najmłodszych lat wykazywał niecodzienne predyspozycje do uprawiana tego sportu. Jego niezwykły talent dość szybko zauważyli przedstawiciele klubu Olimpji Lublana, gdzie spędził większość swojej dotychczasowej kariery. Po przygodzie w Słowenii zaliczył również krótkie epizody we włoskim – Cimberio oraz szwajcarskim – Lugano Tigers. Jego niezwykły potencjał docenił także trener reprezentacji Polski – Andrej Urlep, który niespodziewanie zabrał go na EuroBasket w 2007 roku. Na jego powołanie szczególny wpływ miała podstawa Kamila na mistrzostwach Europy do lat 20 Dywizji B, które były rozgrywane w Warszawie. Pietras był prawdziwą gwiazdą tego turnieju notując średnie na poziomie: 18.0 punktu oraz 10.6 zbiórki. Jednak świetnie zapowiadającą się karierę podkoszowego w znaczącym stopniu przystopowały kontuzje, które spowodowały, że częściej można było go spotkać w gabinetach rehabilitacyjnych, niż na parkiecie. Ostatni koszykarski epizod Kamil zanotował w sezonie 2010/11, kiedy na przemian reprezentował barwy Polonii 2011 Warszawa oraz Politechniki Warszawa.

Jakub Wojciechowski (214 cm, rocznik ’90) – Jeszcze niedawno zdecydowanie największa nadzieja polskiej koszykówki z rocznika 1990. Wspólnie z Jarosławem Mokrosem w zespole ŁKS-u Łódź siali prawdziwe spustoszenie pod koszem rywali, na parkietach młodzieżowych naszego kraju. Jednakże ich współpraca dość szybko się skończyła, ponieważ niecodzienne parametry Wojciechowskiego zauważyła słynna włoska szkółka – Benetton Treviso. Jego przygoda we Włoszech rozpoczęła się w 2006 roku i trwa nadal, ale z kolejnymi latami wiodło mu się coraz gorzej. Po rozpadzie seniorskiej drużyny Benetton’u zaliczył dość bolesny upadek, bowiem musiał występować trzeciej lidze włoskiej w zespole – PMS Torino. Z drużyną z Turynu błyskawicznie awansował na zaplecze Lega Basket A i jego kariera zaczęła układać się znacznie lepiej. Jednak jego przenosiny do Włoch w pewnym sensie zatrzymały sportowy rozwój Jakuba. Jeszcze do niedawna był głównym kandydatem do draftu NBA oraz do zastąpienia w kadrze takich zawodników jak: Maciej Lampe, czy Marcin Gortat. Tymczasem teraz ma spore problemy ze znalezieniem sobie klubu na przyzwoitym poziomie. W poprzednim sezonie na parkietach drugiej ligi włoskiej notował średnie na poziomie: 8.7 punktu oraz 4.5 z zbiórki. Patrząc na przebieg dotychczasowej kariery Jakuba, śmiało można stwierdzić, że nie spełnił pokładanych w nim nadziei.


Dardan Berisha (191 cm, rocznik ’88) – Potężny talent Dardana objawił się w naszym kraju w 2008 roku, kiedy w finałowym meczu mistrzostw Polski do lat 20 ze swoją Polonią 2011 Warszawa zmierzył się z ekipą Prokomu Trefla Sopot. W wielkim finale naprzeciw siebie stanęli Adam Waczyński oraz  nikomu nieznany Dardan Berisha. Po niesamowitym widowisku, ostatecznie lepsza okazała się ekipa ze stolicy, która sięgnęła po złoto na parkiecie przeciwnika. Natomiast sam  Berisha swoją grą oczarował wszystkich sympatyków koszykówki w naszym kraju. Zaś ten sukces miął być tylko zapowiedzią jego bogatej kariery. Do 2012 roku jego kariera rozwijała się bardzo dobrze. Dopiero co zaliczył udany występ na EuroBaskecie na Litwie, by później zostać podstawowym zawodnikiem Anwilu Włocławek. Jednak w jego świetnie zapowiadającej się karierze coś zawiodło i ostatecznie w dość niecodziennych okolicznościach musiał rozstać się z drużyną Anwilu. Niechciany Berisha postanowił wrócić w rejony gdzie się najlepiej czuje, czyli do rodzinnego Kosowa. Powrót do Kosowa miał być tylko chwilowy, ale Dardan w tamtejszej lidze spędził już dwa lata, będąc bezsprzeczną gwiazdą całej organizacji. Jednakże otwarcie trzeba przyznać, że gra w lidze kosowskiej to nie  szczyty możliwości tego utalentowanego rzucającego obrońcy. Nadal jego głównym problemem jest charakter, który spowodował, że jest tylko gwiazdą ligi na koszykarskich peryferiach, a nie podstawowym zawodnikiem drużyny w najlepszej lidze w Europie, jak Adam Waczyński, którego jeszcze kilka lat temu z łatwością ogrywał Berisha.


Piotr Niedźwiedzki (213 cm, rocznik ’93) – Kilka miesięcy temu chyba nikt się nie spodziewał, że jeszcze do niedawna jedynym kontaktem Piotrka z koszykówką będzie gra na parkietach trzeciej ligi polskiej. Nazwisko – Niedźwiecki jest doskonale znane w koszykarskim światku, ponieważ od roku 2010 był on jedną z większych młodzieżowych nadziei polskiego basketu. A wszystko oczywiście za sprawą pamiętnych mistrzostw Świata do lat 17, kiedy reprezentacja Jerzego Szambelana wywalczyła srebrny krążek. Pochodzący z Wałbrzycha podkoszowy był wtedy wyróżniającym się zawodnikiem naszej kadry, i to on wspólnie z Mateuszem Ponitką i Przemkiem Karnowskim miał w przyszłości zawojować NBA. Wydawałoby się, że wszystko układa się w jak najlepszym porządku. Świetne występy w barwach WKK Wrocław, debiut w Tauron Basket Lidze ze Śląskiem Wrocław, a później bardzo przyzwoita gra na wypożyczeniu w Kotwicy Kołobrzeg. Jednak wtedy wszystko się załamało. Za sprawą choroby serca, która całkowicie wyeliminowała Piotrka ze sportowego życia. Wiele miesięcy leczenia pomogły, ale tym samym mocno zastopowały rozwój świetnie zapowiadającej się kariery. Mimo to, sam zawodnik wykazał się niesamowitą ambicją i chartem ducha wracając na parkiet, po tak poważnej chorobie. Na szczęście Niedźwiecki nadal jest młodym graczem, który w przeciwieństwie do swoim poprzedników nadal ma szanse na grę na najwyższym poziomie. Lecz niezwykle istotne mogą okazać się dwa, trzy kolejne sezony. Jeśli systematycznie będzie się piął do góry, to całkiem możliwe, że ujrzymy go jeszcze kiedyś na parkietach silnej europejskiej ligi, a może nawet i Euroligi.


Wojciech Barycz (208 cm, rocznik ’84) – Po wielu latach „posuchy”, to właśnie Barycz miał być symbolem odrodzenia się polskiej koszykówki. Swego czasu porównywany do takich legend jak: Dominik Tomczyk, czy nawet Adam Wójcik. Wojciech swoje pierwsze poważne kroki stawiał w klubie MOS Tychy, z którego szybko przeniósł się do SMS-u Warka, czyli odpowiednika dzisiejszego SMS-u Władysławowo. W Warce wiodło mu się całkiem nieźle, żeby nie powiedzieć rewelacyjnie. Jego dobre występy klubowe oraz w reprezentacji młodzieżowej Polski spowodowały, że zainteresowały się nim najpoważniejsze marki w Europie, a nawet skauci klubów NBA. Zainteresowanie przełożyło się również na liczbę ofert. Ostatecznie Barycz postanowił przenieść się do Włoch, gdzie spędził średnio udane trzy lata. Mimo, to po powrocie do Polski nadal mógł przebierać w ofertach krajowych potentatów. W rezultacie podpisał on kontrakt z Polpakiem Świecie. Lecz na jego karierę ponownie miały wpływ kontuzję, które po raz kolejny mocno zatrzymały jego rozwój. Przełomem mógł okazać się sezon 2009/10, kiedy związał się z Anwilem Włocławek. Ale z powodu problemów zdrowotnych nie mógł w pełni wykorzystać szansy danej mu przez Anwil. Od tego czasu Barycz lawiruje pomiędzy parkietami ekstraklasy, a pierwszej ligi. W ostatnim sezonie bronił barw drużyny – Polski Cukier Siden Toruń, gdzie zdobywał średnio 6.1 punktu oraz 2.1 zbiórki.


Paweł Podgalski (206 cm, rocznik ’88) – Wychowanek klubu Kusy Szczecin oraz wielka nadzieja szczecińskiej koszykówki. Od najmłodszych lat był prawdziwa bestią podkoszową, a jego talent wypłynął na „szersze wody” podczas mistrzostw Polski kadetów, kiedy jego zespół zdobył brązowy medal. Natomiast Paweł był zdecydowanym liderem tej drużyny, co zaowocowało również zainteresowaniem ze strony Prokomu Trefla Sopot, który ostatecznie postanowił go ściągnąć do Trójmiasta. Tym samym popularny „Twister” w wieku 16 lat zamienił Szczecin na Sopot. Pod względem sportowym był to ogromny awans, jednak brak odpowiedniej kontroli nad bardzo młodym i niezwykle utalentowanym zawodnikiem nie najlepiej się dla niego skończył. Paweł nadal świetnie sobie radził w młodzieżowych zespołach Prokomu, zaliczając nawet debiut w seniorskiej koszykówce i sportowo wciąż wyglądał bardzo dobrze. Jednakże z roku, na rok jego rozwój się powoli zatrzymywał. A sam podkoszowy zaczął się coraz bardziej koncentrować na wszystkim innym poza koszykówką. Zaś z wiekiem mieszkanie w Sopocie coraz bardziej mu się podobało. Klub starał się odciągnąć go od pokus wielkiego miasta, wypożyczając go m.in. do Basketu Kwidzyn. Ale niewiele to zmieniło. Ostatecznie działacze Prokomu zakończyli współpracę z Podgalskim, a sam zawodnik liczył na odroczenie w swoim rodzinnym mieście, gdzie większą kontrole nad niesfornym podkoszowym sprawować mieli rodzice. Lecz przeprowadzka niezbyt pomogła, a samego zawodnika na parkiecie mogliśmy oglądać ostatnio w sezonie 2010/11 w barwach AZS Radex Szczecin.


Jakub Jurczak (207 cm, rocznik ’86) -  Wychowanek MOSiR-u Krosno, który przez większość swojej młodzieżowej kariery był etatowym reprezentantem Polski w różnych kategoriach wiekowych. Szybko z koszykarskich peryferii, jakim było wtedy Krosno przeniósł się do SMS-u Warka, gdzie również był podstawowym zawodnikiem. Mimo swojego wzrostu, z powodzeniem mógł występować zarówno na obwodzie, jak i pod koszem. Cechowała go spora wszechstronność, jak na tak młodego zawodnika. Za sprawą programu Polish Shootout jako nastolatek postanowił wyjechać do USA. W Stanach Zjednoczonych rozpoczął naukę oraz grę na uczelni Missouri, gdzie grał głównie na pozycji niskiego skrzydłowego. Z kolejnymi latami Jurczak miał odgrywać coraz większą rolę w zespole, lecz tak się nie stało. Przez trzy lata gry na uczelni nie osiągnął zbyt wiele i jego „American Dream” skoczył się szybciej, niż na dobre się rozpoczął. Niestety, ale za sprawą słabych występów w drużynie Missouri, skończyła się również jego zawodowa kariera koszykarska. Obecnie jest pracownikiem jednego z banków w Krośnie.

                                      
                                       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz