ZACHÓD
Oklahoma City Thunder – Houston Rockets
W ostatnich tygodniach jestem pod
ogromnym wrażeniem gry Thunder. Stąpają od zwycięstwa do zwycięstwa, tylko
jeszcze do niedawna się zastanawiałem, czy to do końca rozważna taktyka, ponieważ
będąc pierwszą siła konferencji Zachodniej narażali siebie na ewentualną potyczkę
w pierwszej rundzie z Los Angeles Lakers. Mimo to nieustępliwie ścigali San
Antonio Spurs, którzy chyba sami chcieli spaść na drugie miejsce, właśnie by uniknąć
Lakers. I po raz kolejny uczciwa rywalizacja się opłaciła, ponieważ Rockets
przegrali swój ostatni mecz w sezonie regularnym właśnie z ekipą z L.A. i
spadli na ósme miejsce, tym samym dużo bardziej ułatwiając drużynie Scotta
Brooksa ewentualny awans do kolejnej fazy play-offs. Jednak dla jednego z
zawodników Rakiet będzie to szczególnie ważna rywalizacja. Oczywiście mowa tu o
James’e Hardenie, który na pewno już specjalnie się mobilizuje przed tą serią. Popularny
Broda po niezwykle udanym poprzednim sezonie (mimo, iż przegrali finał z Heat)
musiał opuścić Oklahomę, ponieważ w klubowej kasie zabrakło pieniędzy na jego
nowy wysoki kontrakt. Z otwartym rękoma przyjęła go ekipa z Teksasu, w której
stał się super gwiazdą niemal od pierwszego meczu. Pod względem indywidualnym
Harden notuje najlepszy sezon od kiedy pojawił się w NBA ze średnimi 25.9
punktów, 4.9 zbiórek, 5.8 asysty oraz 1.8 przechwytu w 78 meczach stał się mega
gwiazdą nie tylko Rockets, ale i całej ligi. Niestety pomimo, że gra w jednym
zespole z takimi zawodnikami jak: Jeremy Lin (13.4 pkt. 6.1 as), Chandler
Parsons (15.5 pkt. 5.3 zb.) oraz Omer Asik (10.1 pkt. 11.7 zb.) to ich forma
jest wielką niewiadomą, ponieważ żaden z nich nie ma wielkiego doświadczenia w
play-offs, co wydaje się być decydującym aspektem w tej rywalizacji. W Thunder
w porównaniu do poprzedniego sezonu niewiele się zmieniło. Liderami zespołu
nadal są: Kavin Durant (28.1 pkt.) i Russell Westbrook (23.2 pkt.). Jednak to
nie oni poczynili największy postęp, bowiem rewelacyjne rozgrywki notuje ich
kolega - Sergi Ibaka, który średnio zapisuje na swoim koncie 13.2 punktu i 7.7
zbiórek oraz ponad 3 bloki, co sprawia, że jest liderem w tej klasyfikacji w
całej NBA. Serię tą opisał bym jako pojedynek Thunder vs. James Harden, w
której prawdopodobnie lepsi okażą się ci pierwsi.
Typ – 4:2 Thunder. W sezonie
zasadniczym 2:1 dla Thunder.
San Antonio Spurs – Los Angeles Lakers
Gdyby nie fatalna kontuzja Kobe
Bryanta, który przez większość sezonu samotnie walczył z przeciwnikami, niczym
Michael Jordan to każdy fan koszykówki dostawał by palpitacji serca na samą
myśl o rywalizacji Spurs – Lakers. Niestety tak się nie stanie i obawiam się,
że cała seria pozostanie bez większej historii. Oczywiście w barwach
Jeziorowców nadal grają tacy zawodnicy jak: Dwight Howard (17.1 pkt. 12.4 zb),
Pau Gasol (13.7 pkt.) oraz Steve Nash (12.7 pkt.) to ich postawa nadal
pozostawia wiele do życzenia. Może statystyki Howarda wyglądają nadal bardzo
przyzwoicie to pamiętajmy, że ogromna w tym zasługa Bryanta. Przez większość
sezonu zasadniczego po za Black Mambą najbardziej wyróżniającym się zawodnikiem
była postać – Earla Clarka, który w wielu meczach był drugim, a nawet czasem
pierwszym strzelcem swojego zespołu. Natomiast San Antonio Spurs tradycyjnie
już odpuścili końcówkę sezonu regularnego nie zważając na utratę pierwszego miejsca.
Ekipa Gregga Popovicha to zdecydowanie najbardziej doświadczona i zbilansowana
drużyna w tegorocznych play-offs. Zespół z Teksasu po tylu latach nadal potrafi
prezentować niezwykle zespołową koszykówkę, dzięki czemu są liderem całej ligi
pod względem asyst. Kolejną młodość przeżywa - Tim Duncan, który jak do tej
pory notuje średnie na poziomie 17.8 punktów, 9.9 zbiórek i 2.7 asysty w każdym
meczu. Przez większość sezonu regularnego kandydatem do nagrody MVP był Francus
– Tony Parker (20.3 pkt. 7.6 as.), którego z wyścigu po tą nagrodę wyeliminował
kontuzja. Jednak na najważniejszą część sezonu filigranowy rozgrywający jest w
pełni gotowy. Dodając do tej dwójki takich zawodników jak: Leonard, Ginobili,
Green, Splitter, Neal, sprawia to, że Spurs są murowanym kandydatem do awansu
do kolejnej rundy.
Typ – 4:1 dla Spurs. W sezonie
zasadniczym 2:1 dla Spurs.
Denver Nuggets – Golden State Warriors
Dość niespodziewanie, ale para
Nuggets – Warriors może okazać się najbardziej wyrównana ze wszystkich par
play-offs. Mimo, iż zdecydowanym faworytem jest drużyna z Denver to ich rywale
z pierwszej rudzie już nie raz pokazywali, że są bardzo nie przyjemnym rywalem
dla każdego. Trzecia drużyna konferencji Zachodniej ma za sobą niesamowity
sezon zasadniczy, o czym świadczą takie fakty jak: są pierwszą drużyną ligi pod
względem ilości zdobywanych punktów w meczu, drugą siłą jeśli chodzi o zbiórki
oraz trzecią jeśli chodzi o asysty. Szczególnie ten ostatni aspekt
odzwierciedla jak zespołową drużyną jest ekipa George’a Karla. O dziwo zespół
ten jest pozbawiony liderów, ponieważ aż dziewięciu zawodników notuje średnie
punktowe powyżej ośmiu punktów na mecz. Wyrównany i szeroki skład Nuggets jest
ich największym atutem. Ich rywale to również bardzo interesujący zestaw
nazwisk. Jednak tu już jest zdecydowany lider grupy, którym jest młody, ale
niesamowicie utalentowany – Sthephen Curry. Absolwent uczelni Davidson to
talenty czystej krwi, który w tym sezonie notuje przeciętne na poziomie 22.9
punktów, 6.9 asysty oraz 4.0 zbiórki. O tym jaki sezon zasadniczy ma za sobą
najlepiej świadczy fakt, że pobił rekord samego Raya Allen’a w celnych „trójkach”
w jednym sezonie, ponieważ zaliczył ich aż 272 przy 269 Sugar Raya.
Rozgrywający może liczyć również na wsparcie doświadczonych zawodników takich
jak: David Lee (18.5 pkt. 11.2 as.) oraz Jarrett Jack (12.9 pkt.). Zarówno
jeden jak i drugi zespół prezentuje niezwykle efektowną i co za tym idzie
widowiskową koszykówkę. Tym samym każdy fan NBA nie powinien przegapić żadnego
meczu z tej serii. Uważam, że dojdzie tu do boju siedmio meczowego i górą z tej
rywalizacji wyjdzie ekipa Nuggets, która ma w swoim składzie zawodników obytych
z play-off.
Typ – 4:3 dla Nuggets. W sezonie
zasadniczym 3:1 dla Nuggets.
Los Angeles Clippers – Memphis Grizzlies
Teoretycznie pojedynek czwartej z
piątą siłą konferencji Zachodniej powinien być tym najbardziej wyrównanym.
Całkiem możliwe, że jeszcze rok temu by tak było, jednak po utracie Rudy Gay’a
Niedźwiadki nie są już tym samym zespołem. Ekipa z Memphis ma raczej znikome
szanse na awans do kolejnej rundy, ponieważ trafiają na zespół o ogromnym
potencjale ofensywnym. Drużyna Clippers nie raz w tym sezonie udowadniała, że
stać ich na finał konferencji, a może nawet na finał całych rozgrywek. Zespół Vinny
Del Negro to swego rodzaju Dream Team. Postaciami pierwszoplanowymi oczywiście
są: Chris Paul (16.9 pkt. 9.7 as.), Blake Griffin (18.8 pkt. 8.3 zb.) oraz
kandydat do nagrody Sixth Player of the Year – Jamal Crawford (16.5 pkt.).
Zważywszy, że skład drużyny ze słonecznej Kalifornii uzupełniają tacy zawodnicy
jak: Lamar Odom, Caron Butler, Matt Barnes, DeAndre Jordan, czy Chauncey
Billups sprawia, że są zdecydowanym faworytem nie tylko tej rywalizacji, ale i
całej konferencji. Jednak jest jeden istotny atrybut po stronie Grizzlies,
który może przysporzyć ich rywalom sporo problemów. Jest to obrona, która jest
najlepsza w całej lidze, a nie od dziś wiadomo, że mecze w play-offs wygrywa
się defensywą. Istotnym aspektem całej rywalizacji będzie forma liderów ekipy z
Memphis, czyli takich zawodników jak: Zach Randolph (15.4 pkt. 11.2 as.), Marc
Gasol (14.1 pkt.) oraz niezwykle istotnego w układance trenera Lionela Hollinsa
rozgrywającego - Mike Conley’a (14.6 pkt.). Słabsza dyspozycja któregoś z tej
trójki może oznaczać przy tak wąskim składzie sromotną porażkę Niedźwiadków.
Typ – 4:1 dla Clippers. W sezonie
zasadniczym 3:1 dla Clippers.