sobota, 8 marca 2014

Goran Dragić - Słoweński Wojownik

28 lutego Goran Dragić w zwycięskim pojedynku 116:104 nad New Orleans Pelicans zdobył aż 40 punktów, tym samym ustanawiając swój indywidualny rekord punktowy. Ale tym osiągnięciem stał się również bohaterem całej koszykarskiej Słowenii. Ten niespełna 2 milionowy kraj, od wielu lat jest zakochany w koszykówce, a sam Dragić staje się ich wizytówką na koszykarskiej mapie świata.

Początki

Goran Dragić pierwsze poważne kroki w swojej karierze stawiał w zespole Ilirija Lublana, którego barw bronił w drugiej lidze słoweńskiej. Jednak w drużynie, w której się wychował nie zagrzał długo miejsca, ponieważ szybko jego talent zauważyli działacze Slovana Lublana. W Slovanie spędził dwa kolejne lata zdobywając z nim m. in. Mistrzostwo Słowenii. Mierzący 191 cm wzrostu zawodnik dość szybko stał się podstawowym graczem ekipy Slovana. W ostatnim sezonie notował średnie na poziomie 11.3 punktu, co zaowocowało transferem do silnej ACB. W Hiszpanii reprezentował barwy CB Murcia, w której jednak prezentował się dość przeciętnie i nic nie prognozowało, że w przyszłości będzie podstawowym zawodnikiem jednego z klubów NBA. Po nieudanej rocznej przygodzie w Murcji postanowił powrócić do kraju. A jego osobą zainteresowali się działacze mistrza Słowenii. W ekipie Olimpjia Lublanagrał wręcz fenomenalnie, jak na nastolatka. W lidze notował średnie na poziomie 11.3 punktu oraz 3.3 asysty, natomiast w Eurolidze 9.7 punktu i 3.0 asysty. Jego dobra dyspozycja zaowocował również powołaniem do kadry U-20, z którą zdobył mistrzostwo Europy w 2004 roku. Jednak sam Dragić nie odgrywał w niej większej roli, ponieważ gwiazdami tamtej drużyny byli bracia Lorbek. Pomimo to, postanawiał się nie poddawać i dzięki znakomitemu sezonowi w Olimpii otrzymał powołanie do pierwszej reprezentacji na prestiżowy Eurobasket w 2007 roku w Hiszpanii.

Tajemniczy młodzieniec w masce

Właśnie na turnieju w Hiszpanii, po raz pierwszy miałem okazje oglądać Dragića w akcji. Doskonale pamiętam, jak w meczu Słowenii z Polską w połowie pierwszej kwarty na parkiecie pojawił się tajemniczy młodzieniec w masce. Mimo, iż był najmłodszym koszykarzem na boisku, to prezentował się całkiem nieźle, by nie powiedzieć rewelacyjnie.  W znaczącym stopniu ożywił grę swojego zespołu, czym coraz bardziej mnie przekonywał. Swoją grą po prostu mnie oczarował. I od tamtego spotkania z zaciekawieniem oraz nadzieją obserwuję jego karierę. A gdy doszła do mnie wiadomość, że na liście zawodników zgłoszonych do draftu NBA w 2008 roku jest Goran Gragić, byłem ogromnie podekscytowany. Ostatecznie z dalekim 45 numerem wybrali go działacze San Antonio Spurs, którzy jeszcze tego samego dnia oddali go do Phoenix Suns, a ja już widziałem w jego osobie następcę Nasha.

Jak wkrótce się okazało. Nie tylko ja miałem takie przeczucia, ponieważ działacze Słońc dość szybko zaproponowali mu długo terminowy kontrakt, co jak na tak daleki numer draftu jest rzadko spotykane. Początki Gorana w stanie Arizona były bardzo podobne do tych z przygody w Hiszpanii. Miał problemy z aklimatyzacją, co również przełożyło się na jago skąpą ilość minut na parkiecie. W swoim debiutanckim sezonie ledwie raz wystąpił w pierwszej piątce Suns, a w całych rozgrywkach notował średnie na poziomie 4.5 punktu w ledwie 13.2 minuty. Jednakże młody Słoweniec ponownie pokazał swój ogromny hart ducha i nie zamierzał się tak łatwo poddawać, a pod swoje skrzydła wziął go sam Steve Nash, który pokazał mu jak powinien grać prawdziwy rozgrywający. Dragić nawet nie załamał się, kiedy w sezonie 2010/11 został wytransferowany do Houston Rackets, gdzie łącznie rozegrał 88 meczów. Ponieważ ponownie do Arizony postanowiły go ściągnąć władze Suns. A sam zawodnik miał w zespole rozgrywać już zupełnie inną rolę. W ekipie Słońc przyszło mu zastąpić swojego mentora i nauczyciela Nasha, który przeszedł do Los Angeles Lakers. Dragić bardzo szybko zaczął spłacać swój dług w stosunku do działaczy klubu. W sezonie 2012/13 wystąpił w 77 meczach (wszystkie w pierwszej piątce) zdobywając średnio 14.7 punktu w 33.5 minuty.

Przełomowy rok!

Jednak największy przełom w karierze bohatera tego artykułu nastąpił wraz z rozpoczęciem turnieju Eurobasket 2013, który odbywał się jego ukochanej ojczyźnie. Po raz pierwszy, to od niego najwięcej oczekiwano w reprezentacji Słowenii. I pomimo, iż gospodarze skończyli turniej na piątym miejscu, to z pełną świadomością muszę przyznać, że nie zawiódł swoich rodaków. Dragić grał wręcz fenomenalnie i był prawdziwym liderem swojego zespołu. Jego doskonałą dyspozycję docenili również władze FIBA, którzy wybrali go do pierwszej piątki całego turnieju. A ja osobiście już zacieram ręce, bowiem już tego lata ponownie będę mógł podziwiać Słowenię na Mistrzostwach Świata w Hiszpanii, a w ich barwach prawdopodobnie nie zabraknie Gorana.

Turniej w swoim kraju Goran Dragić może uznać za udany, ale jego doskonałe występy są również dowodem na to, że Słoweniec potrafi grać pod olbrzymią presją. Natomiast aktualna dyspozycja jest po prostu naturalną koleją rzeczy. Goran nie jest już tym młodzieńcem w masce z 2007 roku, a dorosłym, odpowiedzialnym, świadomym swoich zalet koszykarzem. Owocny Eurobasket poprawił również jego samoocenę, Dragić jest dużo pewniejszy w swoich poczynaniach na boisku, a wręcz czasami bezczelny. Nie obawia się żadnego rywala, zarówno w defensywie, jak i w ofensywie.

Spory wpływ na jego grę ma również trener Słońc – Jeff Hornacek, który sam w przeszłości był znakomitym strzelcem. Nowy szkoleniowiec Suns zobaczył w nim połączenie rozgrywającego z strzelcem i postanowił dać mu całkowitą swobodę na boisku. Warto jednak wspomnieć, że Hornacek nie miał nic do stracenia, ponieważ jego drużyna już na początku była skazywana na porażkę praktycznie z każdym. Ale kolejne spotkania i zwycięstwa zespołu z Phoenix pokazywały sceptykom, że nowy szkoleniowiec potrafił zbudować prawdziwy zespół, a główną siłą Suns jest Goran Dragić. Na  grze ze Słoweńcem zyskują praktycznie wszyscy. W końcu swoje koszykarskie miejsce w NBA znalazł – Gerald Green. A nieoczekiwanie dobrze z Goranem współpracuje filigranowy rozgrywający Eric Bledsoe, którzy jeszcze przed kontuzją tworzył z nim duet nie do zatrzymania. Z lepszej dyspozycji swojego rozgrywającego korzystają również bracia Markieff i Marcus Morris. Natomiast prawdziwym objawieniem w grze z Dragiciem stał się Miles Plumlee, który wcześniej „grzał ławę” w kolejnych klubach, a teraz jest etatowym zawodnikiem pierwszej piątki.


Przez wiele lat obserwowałem karierę Gorana Dragića z nadzieją, że kiedyś będzie w tym miejscu, co jest teraz. I niezmiernie mnie to cieszy, że w końcu się doczekałem! Dragić w swojej grze ma jeszcze sporo do poprawy, szczególnie w obronie. Jednak już teraz przypomina zawodnika formatu All Star, a nawet był bardzo blisko udziału w tegorocznym All Star Game, za co od Suns miał otrzymać milionową premię! Pomimo, iż Goran jest już znakomitym zawodnikiem, to nadal z nadzieją będę patrzał w jego przyszłość. Ponieważ jestem przekonany, że będzie jeszcze lepszym koszykarzem. A jego 40 punktów przeciwko Pelicans, to dopiero początek! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz