wtorek, 27 sierpnia 2013

Mój weekend z Reprezentacją Polski

I ruszyłem o 4:30 z Gdańska w pogoni za kolejną koszykarską przygodą w moim życiu. Jednak, tym razem zupełnie w innej roli. Mimo, iż przez ostatni rok miałem okazję relacjonować zmagania Tauron Basket Ligi, to wyjazd do Lublina nie może się z tym równać. Do stolicy woj. Lubelskiego zabrał mnie przewoźnik – Polski Bus, który niesamowicie mnie zaskoczył tak ciepłym i miłym przyjęciem. Wcześniej miałem okazje podróżować za reprezentacją, ale w roli kibica. Jednak jako dziennikarz, to zupełnie inna „para kaloszy”. Szczególnie, że podróżowałem sam i w zupełnie w nieznane mi rejony. Osobiście bardzo miło się rozczarowałem, kiedy w końcu po 9 godzinach ujrzałem Lublin. Miasto pełne urokliwych kamienic i uliczek, ale najbardziej rzuciło mi się w oczy – ogrom różnorodnych restauracji, które okalały całe Krakowskie Przedmieście. Jednakże nie przyjechałem tu zwiedzać, a by być jak najbliżej kadry oraz pobierać nauki od dużo bardziej doświadczonych dziennikarzy, których miałem okazję obserwować.

Po zameldowaniu się w niezwykle przyjemnym hotelu, ruszyłem w kierunku hali Globus. Postanowiłem udać się pieszo z nadzieją na szybkie zapoznanie się z topografią Lublina. Niestety dość szybko okazało się, że mój pomysł nie był niezbyt mądry. Wielkość miasta zdecydowanie mnie przerosła. Po 40 minutach szybkiego marszu i gubienia się w kolejnych uliczkach, w końcu dotarłem. Na szczęście, Pani przed wejście mediów na hale niezwykle dobrze mnie ugościła – upominkami od PZkosz’a oraz zimną Perłą prosto z Press room’u. I już wtedy wiedziałem, że ten weekend będzie niezwykle udany. Od pierwszych minut spędzonych  na hali ogromnie wrażenie wywarli na mnie zawodnicy NBA w barwach reprezentacji Szwecji – Jeffery Taylor (Charlotte Bobcats) oraz Jonas Jerebko (Detroit Pistons).
Szczególnie Jerebko, który był prawdziwym liderem. Pokrzykiwał i jak trzeba było dyscyplinował swoich partnerów. Natomiast Taylor to chyba najlepiej ułożona ręka do rzutu jaką kiedykolwiek miałem okazję oglądać na żywo. Jednak kulminacją dnia miał być pojedynek naszej reprezentacji z drużyną Ukrainy, której największą gwiazdą był ich trener – Joe Fratello, były szkoleniowiec klubów NBA. Od pierwszych minut spotkania było widać, że coach Joe zebrał całkiem niezłą paczkę.


Po krótkiej rozmowie z Marcinem Gortatem i niezwykle profesjonalnej konferencji prasowej, z dość mieszanymi uczuciami, ale z nadziejami na lepsze jutro udałem się busem numer 26 na Krakowskie Przedmieście, gdzie nocowałem. Większość sobotniego ranka i popołudnia spędziłem na zwiedzaniu i podziwianiu Lublina. Zupełnie przez przypadek natrafiłem na najważniejszy budynek w mieście, czyli Browar Perła. Piwo to jest chlubą nie tylko Lublina, ale i całego regionu. Pewnie dlatego tak chętnie mnie nim częstowali na każdym kroku.
Jednak dość zwiedzania, pora na prawdziwe emocje, więc wsiadam do busa numer 31 i ponownie melduję się na hali Globus. Drugi raz mam okazję podziwiać Szwecję, tym razem w potyczce z naszymi pogromcami ekipą Ukrainy. Niespodziewanie duet Jerebko – Taylor nie dał rady naszym wschodnim sąsiadom. Jednakże z minuty na minutę czuć było rosnące napięcie przed najważniejszym pojedynkiem wieczoru. Reprezentacja Polski nie zawiodła i wręcz zdemolowała Wielką Brytanię. Urządzając sobie prawdziwą kanonadę zza linii rzutów trzypunktowych. Liderami w naszym zespole, w tym spotkaniu nie byli: Marcin Gortat i Maciej Lampe, a Thomas Kelati, Michał Ignerski oraz Adam Wczyński, co udowadnia moją tezę, że mamy niezwykle wyrównaną i silną kadrę.(Polska demoluje swojego rywala) Następnie konferencja prasowa, nieudolna próba złapania jednego z naszych koszykarzy i powrót do hotelu. Niestety kolejny raz szargają mną różnie uczucia, tym razem jestem niezwykle rozczarowany i zawiedziony, ponieważ z różnych przyczyn nie przyjedzie mi oglądać pojedynku ze Szwedami w niedzielny wieczór.


Punkt 14:00 wyjeżdżam z Lublina, który wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie i który serdecznie polecam!


Wyjeżdżając do Lublina miałem sporo wątpliwości, jednak po paru godzinach, gdzieś zupełnie uleciały. Przez te prawie trzy dni miałem niesamowitą okazję obcować z naszymi najlepszymi koszykarzami. Chwile takie jak: w trakcie spaceru spotykam Adama Wójcika – legendę Polskiej koszykówki, czy pierwszego dnia jedząc kebaba przechodzi tuż obok mnie Marcin Gortat, zostaną na zawsze w mojej pamięci. Przez ten cały czas w mniejszym bądź większym stopniu miałem okazję przebywać w towarzystwie naszych kadrowiczów. Nawet zmierzenie się z Krzysztofem Szubargą, od którego jestem minimalnie wyższy (zawsze to chciałem sprawdzić), było czymś niezwykle fajnym. Jednak weekend ten jest był przede wszystkim ogromną nauką dla mnie. Okazją przekonania się jak wygląda koszykówka z najwyższej Europejskiej pułki i praca dziennikarza z najwyższej sportowej pułki.

Zawodnicy, którzy wywarli na mnie dobre wrażenie, a wcześniej ich nie znałem:


Sergii Gladyr (Ukraina), Aleksandr Lypovyy (Ukraina), Oleksandr Mishula (Ukraina), Kyryl Natyazhko (Ukraina), Joakim Kjellbam (Szwecja), Anton Gaddefors (Szwecja), Thomas Mussamba (Szwecja), Kieron Achara (Wielka Brytania).     

piątek, 16 sierpnia 2013

Cóż, za zdolna młodzież - U18

Nasza reprezentacja do lat 18 leciała do Macedonii z podobnym celem, co ich starsi koledzy. Jednak chyba nikt się nie spodziewał, że postawiony przed nimi cel zrealizują tak łatwo. Już w sparingach przed turniejem zawodnicy Arkadiusza Miłoszewskiego prezentowali się nad zwyczaj dobrze. Pokonując m.in. zespół Litwy 99:98, która jak później się okazało została piątą drużyną Starego Kontynentu. Trener Miłoszewski zebrał zdecydowanie najlepszych zawodników z dwóch roczników ’95 oraz ’96, którzy wspaniale się uzupełniali.

Mistrzostwa rozpoczęliśmy od ciężkiego jednak zwycięskiego 64:52 pojedynku z drużyną Finlandii. Następnie dość łatwo pokonaliśmy Węgry 83:48, by w kolejnym dniu spotkać się z reprezentacją gospodarzy. Po niezwykle zaciętym meczu odnieśliśmy zwycięstwo 66:59, a bohaterami tego sukcesu byli podkoszowi: Damian Jeszke oraz Mikołaj Witliński, obaj zanotowali na swoim koncie po 15 „oczek” oraz odpowiednio 11 i 18 zbiórek. Spotkanie z Macedonią był przełomowym momentem całego turnieju dla naszych koszykarzy, ponieważ do końca turnieju byli wręcz nie do zatrzymania demolując kolejnych rywali. Odpowiednio wyższość naszej drużyny musiały uznać reprezentacje: Danii 74:64, Holandii 66:50 i Estonii 67:52. Faworyzowani Polacy w decydującym o awansie pojedynku półfinałowym mierzyli się z zespołem Belgii, których rozbili wygrywając 80:62, a kolejny znakomity mecz zaliczył Damian Jeszke, który uzbierał na swoim koncie 23 punkty i 11 zbiórek. Lidera naszej reprezentacji bardzo dobrze wspierali Igor Wadowski oraz Mikołaj Witliński, którzy zanotowali po 17 „oczek”.


Możliwe, że do finału nasi zawodnicy przystąpili zbyt rozluźnieni, bądź w ich szeregi wkradło się zmęczenie wywołane całym turniejem, ponieważ dość niespodziewanie przegrali z reprezentacją Czarnogóry 64:63. Mimo tej minimalnej przegranej koszykarze Arkadiusza Miłoszewskiego mogą mistrzostwa zaliczyć do niezwykle udanych. Pomimo fatalnej skuteczności w ostatnim meczu Damiana Jaszke, który nie zdobył nawet punktu, w pełni zasłużenie został uznany za MVP całej imprezy. Były zawodnik SMS’u Władysławowo zdecydowanie wyróżniał się na tle swoich kolegów i był najlepszym graczem jaki występował na parkietach w Macedonii. Na swoim nadal wysokim poziomie grał Mikołaj Witliński, który mimo wszystko może zaliczyć mistrzostwa do udanych. Typowym zawodnikiem od czarnej roboty był Przemysław Żołnierewicz, dla którego nie było straconych piłek. Niezwykle cieszyło mnie powołanie oraz późniejsza gra Igora Wadowskiego, który mimo, że był najmłodszy występował w pierwszej piątce. O kilku lat z podziwem oglądam rozwój talentu Igora i jestem przekonany, że za rok będzie takim liderem jak w tym roku był Damian. Bardzo dobrze ze swoich ról wywiązywali się: Paweł Dzierżak, Grzegorz Kulka oraz Damian Szymczak. Niestety kontuzja z początku turnieju wyeliminowała Kamila Zywerta , którego jednak znakomicie zastępował Adrian Krawczyk. Wychowanek Zastali Zielona Góra zaraz po Szymczaku jest największym  pozytywnym zaskoczeniem turnieju. Niezbędne doświadczenie zbierali natomiast: Michał Marek, Dominik Olejniczak i Mateusz Stawiak.   


Jeśli mowa o całych Mistrzostwach to poziom koszykarski był całkiem niezły, jednak władze Macedonii nie popisały od strony organizacyjnej. Oczywiście to dywizja B i nie powinienem zbyt wiele wymagać, ale odpowiednie hale to raczej podstawa takiej imprezy. Hale pozostawiały wiele do życzenia. Zawodnicy musieli się kąpać w hotelach, by nie ryzykować kąpieli w dość nie sterylnych prysznicach. Rozumiem, że Fiba chce promować dyscyplinę w całej Europie, ale są pewnie zasady, których organizator powinien przestrzegać. Tym bardziej się cieszę, że w przyszłym roku nasi zawodnicy będą występować na najwyższym Europejskim poziomie.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Cóż, za zdolna młodzież - U20

Tegoroczne turnieje Mistrzostw Europy dywizji B okazały się niezwykle udane dla naszych reprezentacji z kategorii U 20 oraz U 18. O ile awans tej pierwszej grupy nie był większym zaskoczenie, a raczej wykonaniem planu minimum to sukces ich młodszych kolegów jest małą niespodzianką. Wszem i wobec pojawiają się opinię, że słabo szkolimy młodzież, skoro tak, to skąd te sukcesy? Owszem może awans do dywizji A nie jest wielkim osiągnięciem, ale sam nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatnio mieliśmy reprezentacje młodzieżowe wszystkich trzech grup wśród najlepszych w Europie.

Długo oczekiwany awans

Reprezentacja naszego kraju w kategorii U 20 od wielu lat jest swego rodzaju „oczkiem w głowie” Polskiego Związku Koszykówki, co łączyło się z ogromną presją nakładaną na tych chłopaków. Ogromnych oczekiwań nie wytrzymywały drużyny złożone z takich zawodników jak m.in. Adam Waczyński, Dardan Berisha, czy Olek Czyż. Związek z wielką niecierpliwością czekał na „chłopaków Szambelana”, którzy w przeszłości zdobywali wicemistrzostwo Świata do lat 17. Postanowiono, więc postawić na rocznik ’93, praktycznie zapominając o zawodnikach z rocznika ’92 (jedyny Michał Sokołowski znalazł się w kadrze). Taki ruch miał dać upragniony awans i możliwość dalszych sukcesów rok później, ale już w dywizji A. Niestety zabrakło niewiele i trzeba było zapomnieć o ambitnych planach. Do tegorocznej rywalizacji reprezentacja przystępowała już z dużo mniejszą presją, co było widać od pierwszego meczu turnieju.


Zawodnicy Mariusza Niedbalskiego już w pierwszym spotkaniu przeciwko gospodarzą, reprezentacji Rumunii udowodnili swoją dominacje wygrywając 92:62. Kolejne dwa łatwo wygrane pojedynki z Węgrami 80:53 oraz Luksemburgiem 84:34, tylko i wyłącznie rozluźniły naszych koszykarzy, co jak można było się spodziewać szybko się zemściło. Porażka z Wielką Brytanią 74:83, która nigdy nie miała wielkich tradycji koszykarskich była wielkim szokiem dla samych zawodników, jak ich środowiska koszykarskiego w Polsce. Katem naszych chłopaków okazał się wszechstronny rozgrywający – Devon Van Oostrum. Devon to talent czystej krwi, który zaaplikował naszym chłopakom 37 punktów, 9 zbiórek oraz 3 asysty. Jednakże zespół po tej bolesnej porażce bardzo dobrze zareagował i do końca imprezy nie lekceważył nikogo. Odprawiając kolejno z kwitkiem Słowacje 89:64, Portugalię 82:57 oraz w decydującym o awansie pojedynku półfinałowym Belgię 57:46. W finale czekała na nich już reprezentacja Wielkiej Brytanii. Jednak żądni rewanżu nasi koszykarze dość pewnie pokonali swoich rywali 83:71, pieczętując tym samym awans do dywizji A. Na osłodę tytułem MVP turnieju uhonorowany został Devon Van Oostrum.


Szczerze powiedziawszy przed turniejem miałem mieszane uczucia, wręcz pesymistyczne. Posiadałem sporo zastrzeżeń do powołań Niedbalskiego. Brakowało mi kilku zawodników, na czele z Maciejem Kucharkiem. Dziwne były dla mnie również powołania dla takich zawodników jak: Jakub Koelner oraz Jarosław Trojan, mimo, że są aktualnymi mistrzami Polski U 20. Jednakże jak czas pokazał, na szczęście się myliłem, a sam trener pokazał, że wybrał zawodników, których potrzebował, a nie tych, którzy teoretycznie są najlepsi. W poprzednich latach rocznik ’93 przyzwyczaił nas do niezwykle wyrównanego składu oraz do zespołowej gry. Tego lata było zupełnie inaczej. Na pierwszy plan dość pewnie wyszli: Mateusz Ponitka oraz Przemysław Karnowski, którzy byli liderami naszej reprezentacji. Zarówno jeden jak i drugi był wręcz nie do zatrzymania, co przełożyło się na ich nominacje do pierwszej piątki turnieju. Ponitka notował średnie na poziomie 15.6 punktów oraz 5.5 zbiórki. Natomiast gracz  uniwersytetu Gonzaga 15.9 punków i 11.9 zbiórki na mecz. Na swoim dobrym poziomie prezentował się Grzegorz Grochowski, który w meczu finałowy zatrzymał Van Oostruma zdobywając 23 punkty. Przyzwoicie wglądał również Tomasz Gielo, który doskonale kreował pod koszem Karnowskiego. Największym pozytywnym zaskoczeniem jest Filip Matczak, który udowodnił wszystkim niedowiarkom, że mimo słabszych warunków fizycznych znakomicie sobie radzi na pozycji rzucającego obrońcy. Bardzo dobre zmiany liderom dawali: Łukasz Bonarek, Jakub Kolener oraz Sebastian Kowalczyk. Niestety bardzo ograniczonym zaufaniem został obdarzony Jakub Karolak, na którego sam po cichu liczyłem. Fatalnie przez większość turnieju prezentował się Michał Michalak, który był cieniem zawodnika z przed kilku lat. Dobrze z zadań wywiązywał się Jarosław Trojan, natomiast najmłodszy Kacper Borowski (’94) zbierał niezbędne doświadczenie od starszych kolegów.



Pomimo, iż w tym roku mieli walczyć w dywizji A to znakomicie wywiązali się z zadania przed nimi postawionego. Ich sukces, mniejszy lub większy daje niezbędną możliwość rywalizacji na najwyższym poziomie ich młodszym kolegą już za rok.

Druga część tekstu o kadrze U 18 w najbliższych dniach.