I ruszyłem o 4:30 z Gdańska w
pogoni za kolejną koszykarską przygodą w moim życiu. Jednak, tym razem zupełnie
w innej roli. Mimo, iż przez ostatni rok miałem okazję relacjonować zmagania
Tauron Basket Ligi, to wyjazd do Lublina nie może się z tym równać. Do stolicy woj.
Lubelskiego zabrał mnie przewoźnik – Polski Bus, który niesamowicie mnie
zaskoczył tak ciepłym i miłym przyjęciem. Wcześniej miałem okazje podróżować za
reprezentacją, ale w roli kibica. Jednak jako dziennikarz, to zupełnie inna „para
kaloszy”. Szczególnie, że podróżowałem sam i w zupełnie w nieznane mi rejony.
Osobiście bardzo miło się rozczarowałem, kiedy w końcu po 9 godzinach ujrzałem
Lublin. Miasto pełne urokliwych kamienic i uliczek, ale najbardziej rzuciło mi się
w oczy – ogrom różnorodnych restauracji, które okalały całe Krakowskie
Przedmieście. Jednakże nie przyjechałem tu zwiedzać, a by być jak najbliżej
kadry oraz pobierać nauki od dużo bardziej doświadczonych dziennikarzy, których
miałem okazję obserwować.
Po zameldowaniu się w niezwykle przyjemnym
hotelu, ruszyłem w kierunku hali Globus. Postanowiłem udać się pieszo z nadzieją
na szybkie zapoznanie się z topografią Lublina. Niestety dość szybko okazało
się, że mój pomysł nie był niezbyt mądry. Wielkość miasta zdecydowanie mnie
przerosła. Po 40 minutach szybkiego marszu i gubienia się w kolejnych
uliczkach, w końcu dotarłem. Na szczęście, Pani przed wejście mediów na hale niezwykle
dobrze mnie ugościła – upominkami od PZkosz’a oraz zimną Perłą prosto z Press room’u.
I już wtedy wiedziałem, że ten weekend będzie niezwykle udany. Od
pierwszych minut spędzonych na hali ogromnie wrażenie wywarli na mnie zawodnicy NBA w barwach
reprezentacji Szwecji – Jeffery Taylor
(Charlotte Bobcats) oraz Jonas Jerebko
(Detroit Pistons).
Szczególnie Jerebko, który był prawdziwym liderem.
Pokrzykiwał i jak trzeba było dyscyplinował swoich partnerów. Natomiast Taylor
to chyba najlepiej ułożona ręka do rzutu jaką kiedykolwiek miałem okazję
oglądać na żywo. Jednak kulminacją dnia miał być pojedynek naszej reprezentacji
z drużyną Ukrainy, której największą gwiazdą był ich trener – Joe Fratello,
były szkoleniowiec klubów NBA. Od pierwszych minut spotkania było widać, że
coach Joe zebrał całkiem niezłą paczkę.
Po krótkiej rozmowie z Marcinem Gortatem i niezwykle
profesjonalnej konferencji prasowej, z dość mieszanymi uczuciami, ale z
nadziejami na lepsze jutro udałem się busem numer 26 na Krakowskie
Przedmieście, gdzie nocowałem. Większość sobotniego ranka i popołudnia
spędziłem na zwiedzaniu i podziwianiu Lublina. Zupełnie przez przypadek
natrafiłem na najważniejszy budynek w mieście, czyli Browar Perła. Piwo to jest
chlubą nie tylko Lublina, ale i całego regionu. Pewnie dlatego tak chętnie mnie
nim częstowali na każdym kroku.
Jednak dość zwiedzania, pora na prawdziwe emocje,
więc wsiadam do busa numer 31 i ponownie melduję się na hali Globus. Drugi raz
mam okazję podziwiać Szwecję, tym razem w potyczce z naszymi pogromcami ekipą
Ukrainy. Niespodziewanie duet Jerebko – Taylor nie dał rady naszym wschodnim
sąsiadom. Jednakże z minuty na minutę czuć było rosnące napięcie przed najważniejszym
pojedynkiem wieczoru. Reprezentacja Polski nie zawiodła i wręcz zdemolowała
Wielką Brytanię. Urządzając sobie prawdziwą kanonadę zza linii rzutów
trzypunktowych. Liderami w naszym zespole, w tym spotkaniu nie byli: Marcin Gortat i Maciej Lampe, a Thomas
Kelati, Michał Ignerski oraz Adam
Wczyński, co udowadnia moją tezę, że mamy niezwykle wyrównaną i silną
kadrę.(Polska demoluje swojego rywala) Następnie konferencja prasowa, nieudolna próba złapania jednego z
naszych koszykarzy i powrót do hotelu. Niestety kolejny raz szargają mną różnie
uczucia, tym razem jestem niezwykle rozczarowany i zawiedziony, ponieważ z różnych
przyczyn nie przyjedzie mi oglądać pojedynku ze Szwedami w niedzielny wieczór.
Punkt 14:00 wyjeżdżam z Lublina,
który wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie i który serdecznie polecam!
Wyjeżdżając do Lublina miałem
sporo wątpliwości, jednak po paru godzinach, gdzieś zupełnie uleciały. Przez te
prawie trzy dni miałem niesamowitą okazję obcować z naszymi najlepszymi
koszykarzami. Chwile takie jak: w trakcie spaceru spotykam Adama Wójcika – legendę Polskiej koszykówki, czy pierwszego dnia
jedząc kebaba przechodzi tuż obok mnie Marcin
Gortat, zostaną na zawsze w mojej pamięci. Przez ten cały czas w mniejszym bądź
większym stopniu miałem okazję przebywać w towarzystwie naszych kadrowiczów.
Nawet zmierzenie się z Krzysztofem Szubargą,
od którego jestem minimalnie wyższy (zawsze to chciałem sprawdzić), było czymś niezwykle
fajnym. Jednak weekend ten jest był przede wszystkim ogromną nauką dla mnie. Okazją
przekonania się jak wygląda koszykówka z najwyższej Europejskiej pułki i praca
dziennikarza z najwyższej sportowej pułki.
Zawodnicy, którzy wywarli na mnie
dobre wrażenie, a wcześniej ich nie znałem:
Sergii Gladyr (Ukraina),
Aleksandr Lypovyy (Ukraina), Oleksandr Mishula (Ukraina), Kyryl Natyazhko
(Ukraina), Joakim Kjellbam (Szwecja), Anton Gaddefors (Szwecja), Thomas
Mussamba (Szwecja), Kieron Achara (Wielka Brytania).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz