piątek, 27 marca 2015

Poznaj rywali Karnowskiego

W nocy z piątku na sobotę rywalizacje w fazie Sweet 16 March Madness NCAA rozpocznie drużyna Gonzaga Bulldogs, której barw broni Przemysław Karnowski. A ich rywalem będzie renomowana i utytułowana uczelnia UCLA. Więc warto przy tej okazji zapoznać się z bogatą historią oraz składem przyszłych przeciwników naszego rodaka.


UCLA – University of California, czyli po prostu Uniwersytet Kalifornijski powstał w 1919 roku. Ulokowany jest w północnej dzielnicy Westwood w Los Angeles. I od zawsze słynie ze wzorowego szkolenia młodzieży również pod względem sportowym. Jeśli chodzi o koszykówkę, to z pewnością Bruins należą do ścisłej czołówki. Oczywiście w ostatnich latach dużo głośniej w światku koszykarskim było o sukcesach takich uczelni jak: Duke, Kentucky Wildcats, UConn Huskies czy Kansas Jayhawks. Ale pod względem szkolenia przyszłych gwiazd NBA UCLA wcale im nie ustępuje. W swojej bogatej historii na parkiety najlepszej ligi na świecie wysłali aż 85 zawodników. W porównaniu do ich najbliższych rywali, to wręcz fenomenalny wynik. Ponieważ ledwie 12 absolwentów Gonzaga Bulldogs miało okazje zadebiutować w NBA. W przeszłości barw uczelni ze słonecznego Los Angeles bronili m.in. Gail Goodrich, Kareem Abdul-Jabbar, Reggie Miller, Kevin Love, Jrue Holiday, Russell Westbrook czy świeżo upieczony król wsadów – Zach LaVine.

Na co dzień UCLA występuje w konferencji zwanej Pac-12. W obecnym sezonie z bilansem 22-13 uplasowali się na czwartym miejscu. March Madness rozpoczęli od drugiej rundy i pojedynku z SMU. Odnosząc niezwykle szczęśliwe zwycięstwo 60:59, po fatalnym błędzie technicznym rywali. A do wygranej Bruins poprowadził Bryce Alford, który zdobył 27 punktów przy rewelacyjnej skuteczności zza łuku – 9/11.



W kolejnej rundzie przyszło im się mierzyć z drużyną UAB. Po dość jednostronnym widowisku ostatecznie zwycięstwo 92:75 i awans zapewniła sobie ekipa z L.A. Natomiast fenomenalne spotkanie tego dnia w ich barwach rozegrał Tony Parker, który uzbierał na swoim koncie 28 punktów, 12 zbiórek i trzy bloki. 22 „oczka” dołożył także bohater wcześniejszego sukcesu Alford.

Mimo świetnych osiągnięć indywidualnych Alforda czy Parkera największą zaletą UCLA jest ich zespołowość oraz wyrównana pierwsza piątka, która prezentuje się tak:

PG – #20 Bryce Alford (Sophomore, rocznik: 1995)

Rzucający obrońca w ciele rozgrywającego – tak najlepiej można go scharakteryzować. Świetnie rzuca za trzy punkty, o czym najlepiej świadczy popis w meczu w drugiej rundzie March Madness. Momentami ma problemy z kreowaniem czystych pozycji swoim partnerom, ale za to oni kreują go perfekcyjnie. Bardzo dobrze potrafi skorzystać z jednej lub dwóch zasłon i trafić z czystej pozycji. Nieźle radzi sobie również w grze na koźle, chociaż jest to typowy strzelec. Jego największą wadą są warunki fizyczne, które raczej przekreślają karierę w NBA. Za niski na rzucającego obrońce, za wolny i za słaby w obronie na rozgrywającego. Mimo to, jest zdecydowanym liderem mentalnym Bruins i przedłużeniem myśli szkoleniowej trenera oraz jego ojca Steve’a Alforda.

Statystyki: 15.6 punktu, 3.2 zbiórki, 4.9 asysty.

SG – #4 Norman Powell (Senior, rocznik: 1993)

Wszędobylski obwodowy, który dysponuje dobrym rzutem zarówno z półdystansu, jak i dystansu. Niezwykle aktywny pod oboma koszami, co sprawia, że jest bardzo trudny do upilnowania. Bardzo dobry obrońca w grze jeden na jeden. W ataku bazuje głównie na swojej szybkości oraz rzucie. Potrafi rzucić celnie zza łuku, zakończyć akcje efektownym wsadem czy popisać się dokładnym podaniem do wysokiego zawodnika. Bardzo często również odciąża z obowiązków rozgrywającego Alforda. W przyszłości może stać się zawodnikiem w typie Randy Foye’a i spróbować swoich sił w NBA. Ale raczej na pewno nie zostanie wielką gwiazdą najlepszej ligi na świecie. Mimo to, Powell to niezwykle groźna bron ofensywna i defensywna Bruins.

Statystyki: 16.4 punktu, 4.7 zbiórki, 2.1 asysty.

SG/SF – #10 Isaac Hamilton (Sophomore, rocznik: 1994)

Atletyczny obwodowy, który w zespole UCLA robi po prostu wszystko. Rozgrywa, rzuca, zbiera, asystuje czy broni najlepszych strzelców rywala. Człowiek od czarnej roboty w tali Alforda. Zawodnik, który potrafi poświęcić swoje indywidualne osiągnięcia dla dobra zespołu. Fizycznie wygląda na rzucającego obrońcę, ale tak naprawdę nie wiadomo do jakiej pozycji go przypisać. Ponieważ nie jest on typem strzelca. Bliżej mu do klasycznego obwodowego defensora, w typie Tabo Sefoloshy. Ale jego warunki fizyczne oraz mały wachlarz zagrań ofensywnych prawdopodobnie przekreślają karierę na parkietach NBA.

Statystyki: 10.6 punktu, 3.3 zbiórki, 3.2 asysty.

PF – #23 Tony Parker (Junior, rocznik: 1993)

Główna siła ofensywna UCLA pod koszem. W ostatnim pojedynku z UAB był wręcz nie do zatrzymania. Zdecydowanie najsilniejszy gracz w kadrze Bruins. Słabsze warunki fizyczne nadrabia ogromnym zaangażowaniem, nieustępliwością oraz agresją pod oboma koszami. Znakomity w grze tyłem do kosza – co z pewnością jest jego głównym atutem. Trochę gorzej radzi sobie na półdystansie i dystansie. Ale w swojej grze koncentruje się głównie na walce w strefie podkoszowej i bardzo rzadko ucieka do rozwiązań dalej od kosza. W defensywie ma często spore problemy z dużo bardziej wszechstronnymi i mobilnymi silnymi skrzydłowymi. Mimo świetnych statystyk, na boisku wygląda trochę topornie. Bardziej przypomina centra niż silnego skrzydłowego. Jednak jest zdecydowanie za niski oraz za wolny, by móc myśleć o karierze w NBA. Przypomina słabszą atletycznie wersje DeJuana Blaira.

Statystyki: 11.4 punktu, 6.6 zbiórki, 0.4 asysty.

C – #5 Kevin Looney (Freshman, rocznik: 1996)

Bardzo nowoczesny podkoszowy, którego głównym atutem są niesamowite warunki fizyczne. Nienaturalnie długie ramiona oraz silne nogi, sprawiają, że jest materiałem na całkiem niezłego podkoszowego. Jednak w zespole UCLA występuje głównie na pozycji centra, na której średnio się odnajduje. Z pewnością dużo lepiej odnalazłby się w roli silnego skrzydłowego w parze z klasycznym centrem. Świetnie biega do ataku i potrafi skutecznie zaatakować ofensywną tablicę. Nie ma imponującego repertuaru zagrań ofensywnych i wciąż ma problemy z wykończeniem akcji w ataku. Ale pod bronionym koszem jest iście zabójczą bronią, której UCLA zazdrości cała NCAA. Długie ręce oraz niecodzienna mobilność sprawiają, że potrafi sprawnie zatrzymać praktycznie każdego rywala. Jego świetne warunki fizyczne powodują także ogromne zainteresowanie ze strony skautów NBA. Już teraz jest prognozowany na top 10 tegorocznego draftu.

Statystyki: 11.6 punktu, 9.2 zbiórki, 1.4 asysty.

Trener: Steve Alford

50-letni szkoleniowiec, który karierę trenerską rozpoczął w zespole Manchester w trzeciej dywizji NCAA, by po czterech latach przenieś się do Southwest Missouri State. Następnie były uczelnie Iowa oraz New Mexico. Zaś drużynę UCLA prowadzi od 2013 roku.


środa, 25 marca 2015

W pogoni za MVP



Russell Westbrook (Oklahoma City Thunder)

Rok temu duet Kevin Durant – Russell Westbrook był porównywany do jednego z największych duetów w historii NBA. Michaelem Jordanem oczywiście był Durant, zaś Scottem Pippenem Westbrook. Jednak kontuzje dość brutalnie rozdzieliły tą parę. Natomiast bez swojego Batmana, Robin (Westbrook) z tygodnia na tydzień czuje się coraz lepiej. Tęsknotę skutecznie wyładowując na kolejnych rywalach. Russ tak imponuje formą, że media w Stanach Zjednoczonych zaczęły się nawet zastanawiać, czy OKC nie powinni wytransferować zeszłorocznego MVP sezonu zasadniczego.


Westbook aktualnie jest najlepszym strzelcem ligi ze średnią 27.5 punktu na mecz oraz czwartym asystującym - 8.7 asysty. Spędzając na parkiecie średnio ledwie 33.7 minut. Jego najlepszy wynik punktowy w tym sezonie to aż 49 „oczek”, które zaaplikował Philadelphii 76ers. Jednakże rozgrywający Thunder najbardziej zadziwia niezwykłą wszechstronnością. Odnotowując aż 10 spotkań z triple-double (najlepszy indywidualny wynik sezonu) oraz 23 z double-double.

Nie ma co. Rozhulał nam się ten Robin pod nieobecność Batmana. Jednak trzeba przyznać, że Batman dużo lepiej prowadził zespół do zwycięstw. Ponieważ Thunder wciąż nie są pewni udziału w Playoffs i nadal lawirują pomiędzy ósmą a dziesiątą pozycją. Mimo, to Westbrook jest jednym z głównych kandydatów do nagrody MVP. I gdyby tego dokonał, co to byłaby za historia! Rok temu Durant, a teraz Westbrook. Thunder mieliby patent na nagrodę MVP.

Statystyki: 27.5 punktu, 8.7 asysty, 7.7 zbiórki.



Lebron James (Cleveland Cavaliers)

Standardowo jak co rok jednym z głównych faworytów do najcenniejszej indywidualnej nagrody jest Lebron James. Mimo przenosin ze słonecznej Florydy do kapryśnego stanu Ohio, King James nie stracił swojego blasku. W rodzinnych stronach wciąż prezentuje się jak stary dobry James.


Aktualnie jest on trzecim najlepszym strzelcem ligi ze średnią 25.9 punktu na mecz. Do swojego dorobku dokłada również 7.4 asysty oraz 5.7 zbiórki, średnio spędzając na parkiecie 36.2 minuty. Odnotowując aż 17 spotkań z double-double. Za to jego najlepszy strzelecki występ to 42 punkty rzucone najlepszej drużynie NBA, czyli Golden State Warriors. Z kolejnymi upływającymi sezonami z łatwością można dostrzec jak sportowo dojrzewa James. Już nie jest tym samym samolubem, dla którego bardziej liczyły się zdobyte punkty niż zwycięstwo zespołu. Teraz jest wstanie poświęcić się dla dobra drużyny. Najlepiej o tym świadczy znakomita dyspozycja w tym sezonie Kyrie Irvinga, który rozkwitł pod panowaniem Króla Jamesa. Lebron imponuje również świetną selekcją rzutów – 49% z gry – oraz szerokokątnym czytaniem gry. Nie ulega wątpliwości, że to głównie za jego sprawą Cavs wykaraskali się z szarego końca Konferencji Wschodniej, na aktualnie drugie miejsce. Ustępując tylko rewelacyjnej Atlancie Hawks.

Statystyki: 25.9 punktu, 7.1 asysty, 5.8 zbiórki.



James Harden (Houston Rockets)

Po przenosinach do Houston kariera Hardena nabrała takiego rozpędu, że z roli najlepszego rezerwowego wyrósł na głównego kandydata do nagrody MVP. Popularny „Broda” notuje wręcz fenomenalny sezon. Będąc drugim najlepszym strzelcem ligi ze średnią 27.2 punktu na mecz przy skuteczności z gry 44%. 25-latek mimo kolejnych strzeleckich popisów, jest również całkiem niezłym podającym, w każdym spotkaniu zaliczając średnio 7.0 asysty. Co więcej jego statystyczne osiągnięcia są o tyle niesamowite, że osiąga je pod nieobecność Dwighta Howarda. Natomiast Rockets pewnie prowadzi do fazy Playoffs, co w silnej dywizji Southwest oraz konferencji Zachodniej nie jest wcale takie łatwe.


Najlepszy jego indywidualny wynik w obecnych rozgrywkach to aż 50 punktów, które całkiem niedawno rzucił Denver Nuggets. Jak na typowego strzelca notuje on stosunkowo często również double-double, bo aż 17 razy w tym sezonie.

Ale co tak naprawdę przemawia za Hardenem? Mimo silnego składu Rockets, jest ich zdecydowanym liderem. Nigdy wcześniej nie grał tak dobrze. W ostatnich latach zanotował znaczący postęp, który sprawił, że już teraz jest jedną z twarzy ligi. A ze skromnego, ułożonego chłopaka przeistoczył się w prawdziwą maszynę do zdobywania punktów, której boi się cała NBA.

Statystyki: 27.2 punktu, 7.0 asysty, 5.8 zbiórki.



Stephen Curry (Golden State Warriors)

Drużyna Golden State Warriors jest jedną z rewelacji obecnego sezonu NBA. Natomiast pierwszą siłę NBA do kolejnych zwycięstw prowadzi właśnie, przesympatyczny Stephen Curry. Prowadzi – to jest dobre słowo. Ponieważ Curry nie zawsze jest pierwszym strzelcem swojego zespołu, ale zawsze prezentuje się jak prawdziwy lider drużyny. Jeśli jest w formie, to Warrios bardzo rzadko przegrywają (bilans 56-13). Przywódca Wojowników średnio zdobywa 23.4 punktu, co jest dopiero szóstym wynikiem w lidze, ale jego główni przeciwnicy mogliby tylko pomarzyć o tak znakomitej skuteczności. Curry trafia średnio z gry na poziomie 48% z czego aż 42% za trzy, zaś na linii rzutów wolnych imponuje celnością 90%. Natomiast jego najlepszy strzelecki popis w tym sezonie, to 51 punktów rzucone 4 lutego Dallas Mavericks.


Obiektywnie trzeba również przyznać, że z rewelacyjnego strzelca stał się także czołowym rozgrywającym NBA. Bowiem to właśnie on zrobił z Klay'a Thompsona, czy Draymonda Greena zawodników, którym Warriors zazdrości cała liga. I to tak naprawdę Curry sprawił, że Golden State Warriors są uznawani za jedną z najbardziej zespołowych ekip w najlepszej lidze na świecie. Mimo może skromniejszych osiągnięć indywidualnych od swoich poprzedników. Ma on równie wielki wpływ na wyniki swojego zespołu, co jego główni rywale. A Warriors w końcu są pierwszą siłą całej NBA i pierwszy raz po 39 latach wygrali rywalizację w Dywizji Pacific. To musi robić wrażenie!

Statystyki: 23.4 punktu, 7.9 asysty, 4.3 zbiórki.


wtorek, 17 marca 2015

Plusy i minusy mistrzostw Polski U20


Turniej finałowy mistrzostw Polski do lat 20 już za nami. Więc najwyższy czas podsumować ostatnią pieciodniową rywalizację w Gdyni i sprawdzić, kto tę imprezę może zaliczyć do udanych, a kto zawiódł na całej linii. 


NA PLUS 

Grzegorz Kulka (Trefl Sopot) - w pełni zasłużony MVP całego turnieju. Świetnie wyszkolony technicznie silny skrzydłowy, który podczas mistrzostw notorycznie notował double-double. Kulka swoją znakomitą grą udowodnił, że nie za rok czy dwa, ale już TERAZ powinien być jednym z podstawowych zawodników pierwszego zespołu Trefla Sopot. Ponieważ dalsza gra na parkietach drugiej ligi, tylko i wyłącznie zahamuje jego rozwój, na co z pewnością nie mogą sobie pozwolić działacze Trefla. 

Przemysław Żołnierewicz (Asseco Gdynia) – pod względem indywidualnym Żołnierewicz był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem tych mistrzostw. Notując statystyki na poziomie 28.6 punktu, 13.2 zbiórki, 3.6 asysty oraz 2.0 bloki na mecz. Jednak w swojej niesamowitej grze popularny „Żołnierz” często był zupełnie osamotniony. Mimo to, doprowadzenie Asseco do samego finału imprezy jest sporym sukcesem tego wszechstronnego zawodnika. Nie ulega wątpliwości, że przyszłość należy do Żołnierewicza. A władze Asseco po prostu nie mogą zmarnować tak wielkiego talentu. 

Damian Szymczak (Biofarm Basket Junior Poznań) – prawdziwy kapitan zespołu. Pewnie prowadził swoją drużynę do brązowego medalu mistrzostw Polski. Praktycznie każdym meczu grał jak prawdziwy lider. Gdy koledzy mięli problemy w ataku, brał piłkę i zdobywał najważniejsze punkty. Swoją znakomitą postawą z pewnością zasłużył na powołanie do kadry Polski w swoim roczniku. Natomiast świetnym turniejem pokazał, że marnuje się na parkietach drugiej ligi i nadszedł czas na trudniejsze wyzwania. 

Pierwsza Piątka Politechniki Gdańskiej – Adam Brenk wyglądał jakby na pozycji rozgrywającego grał całe życie, świetnie kontrolując tempo gry. Kamil Hanke był prawdziwym kapitanem, trafiając do kosza nawet jak bandaże na głowie zasłaniały mu obręcz. Błażej Szymichowski wykonał kawał bardzo dobrej pracy pod oboma koszami. Karol Kamiński momentami wyglądał jakby miał na swoim koncie co najmniej kilka tego typu turniejów. Natomiast pod tablicami zespół – mimo znacznego spadku formy – starał się wspierać Mateusz Stawiak.

Duet: Dzierżak – Włodarczyk (Trefl Sopot) – Grzegorz Kulka tuż po turnieju powinien swoim niższym kolegom postawić po dużym piwie. Ponieważ gdyby nie ich rewelacyjna postawa, to z pewnością Trefl nie cieszyłby się ze złotych medali, a Kulka z nagrody MVP. Paweł Dzierżak znakomicie kreował grę zespołu  w ataku, a w obronie skutecznie zatrzymywał wyższego Żołnierewicza. Natomiast Włodarczyk perfekcyjnie czytał grę, zaskakując swoich rywali celnymi rzutami zza łuku, czy kolejnymi przechwytami. 

Szymon Kiwilsza (WKK Wrocław) – jedno z objawień imprezy finałowej. Ledwie 18-letni podkoszowy rozegrał bardzo dobry turniej, zaskakując równą grą. Pomimo słabszej postawy WKK. W czterech spotkaniach legitymując się statystykami na poziomie 19.5 punktu i 9.2 zbiórki. Kiwilsza momentami grał jak prawdziwy podkoszowy dominator. Mocno utrudniając życie dużo bardziej doświadczonym zawodnikom, jak np. Mikołaj Witliński. W przyszłość Kiwilsza może stać się naprawdę bardzo dobrym zawodnikiem. Natomiast kariera podobna do Adama Hrycaniuka jest jak najbardziej w jego zasięgu.  

Patryk Stankowski (Biofarm Basket Junior Poznań) – kolejny 18-latek, który nic sobie nie robił z rywalizacji z teoretycznie dużo bardziej doświadczonymi zawodnikami. Stankowskiego najlepiej można opisać jako filigranowego generała. To on przez większość turnieju reżyserował poczynania ofensywne Basketu. Kreując m. in. takich zawodników jak: Damian Szymczak, Jakub Fiszer, czy Michał Marek. Jego największą wadą są dość ubogie warunki fizyczne, które na turnieju nadrabiał szybkością i sprytem. Ale czy w przyszłości odnajdzie się w poważnej – zawodowej – koszykówce? Miejmy nadziej, że tak. 

Mikołaj Witliński (TKM Włocławek) – podkoszowy Anwilu kolejny raz potwierdził swój ogromny talent. Mimo, że na turnieju rozegrał ledwie dwa spotkania. A jego dalsza gra po prostu nie mała sensu, ponieważ jego koledzy znacznie odstawali poziomem od niego. Co skutkowało kolejnymi porażkami TKM-u. 

Szymon Mochnacz (Trefl Sopot) – najlepszy rezerwowy turnieju oraz cichy bohater sukcesu Trefla. Jego wręcz epicka zmiana w finałowy meczu przy stanie 16:6 dla Asseco na długo zapadnie w pamięci kibicom Trefla. Mimo ledwie 190 cm wzrostu pokazał się także jako całkiem niezły skoczek oraz wyrachowany kiler zza łuku. 

Michał Marek (Biofarm Basket Junior Poznań) – jeden z najlepszych, jak nie najlepszy defensor pola trzech sekund na turnieju. W ofensywie może nie zaskakiwał, ale w obronie harował za dwóch. Wciąż łapie zbyt dużo głupich fauli, ale to również świadczy o jego aktywności w obronie. W ostatnich miesiącach zrobił spory postęp i chyba parkiety drugiej ligi, to za niski poziom dla niego. 

Bartosz Wróbel (MKS Dąbrowa Górnicza) – mistrzostwa zaczął bardzo słabo, bo od ledwie sześciu „oczek” przeciwko Treflowi Sopot. Ale później było już znacznie lepiej i oglądaliśmy starego, dobrego Bartka, którego publiczność pamiętała jeszcze z występów w GTK Gdynia. W samej drugiej kwarcie pojedynku z Rosą Radom zdobył aż 21 punktów, zaś swoim kolegom z Asseco Gdynia zaaplikował 34 punkty. 

Biofarm Basket Junior Poznań – plus z pewnością należy się całej organizacji z pod znaku Basket Junior Poznań. Za brązowymi medalistami stał cały sztab sportowy oraz medialny. Wzorowa organizacja, od której mogliby się uczyć nawet przedstawiciele Tauron Basket Ligi. Natomiast gorący doping sporej grupy kibiców wskazuje na to, że w Poznaniu naprawdę kocha się koszykówkę. Brawo! To również jest wasz sukces. 

Pomorski Okręgowy Związek Koszykówki – bardzo rzadko chwalimy okręgowe związki, ale tym razem w pełni na to zasłużyli. Tegoroczny turniej kolejny raz udowodnił, że na Pomorzu szkolenie młodzieży przebiega wzorowo. W mistrzostwach wystąpiły aż trzy zespoły z POZKosz i wszystkie przebiły się do półfinału. Z czego złoto i srebro padło łupem Trefla i Asseco. Na dodatek kilka dni wcześniej ze złota cieszyły się koszykarki Politechniki Gdynia, które triumfowały w kategorii do lat 22. 


NA MINUS  

Igor Wadowski (WKK Wrocław) – niewątpliwie największe rozczarowanie tego turnieju. W najważniejszych spotkaniach zupełnie bezbarwny. Miał być jedną z gwiazd mistrzostw, a okazał się sporym zawodem. Być może ten zimny prysznic podziała na niego mobilizująco i już za rok ujrzymy nową – lepszą – wersję Wadowskiego.

Mateusz Stawiak (Politechnika Gdańska) – na tych mistrzostwach miał pokazać całą krasę swoich umiejętności i całkowicie zdominować strefę podkoszową. Jednak na turniej przyjechał zupełnie bez formy. Tylko w jednym meczu prezentując się na miarę swoich możliwości. Kiedy to WKK Wrocław rzucił 30 punktów. 

Duet: Jankowski – Warszawski (TKM Włocławek) – mający za sobą już pierwsze doświadczenia na parkietach Tauron Basket Ligi obwodowi mięli na tym turnieju skutecznie wspierać lidera TKM-u Mikołaja Witlińskiego. Jednakże okazało się, że zupełnie nie wywiązali się ze swojej roli. Bartosz Jankowski przechodził całkowicie obok meczów, w całych rozgrywkach U20 notując fatalny procent rzutów z gry – 37%. Natomiast Adrian Warszawski podczas imprezy bardziej zasłynął swoimi niecodziennymi kreacjami, niż dobrą i równą grą na boisku. 

Jakub Nizioł (WKK Wrocław) – zawodnik obdarzony rewelacyjnymi warunkami fizycznymi, które jeszcze nie zawsze w odpowiedni sposób potrafi wykorzystać. Podobnie jak jego kolega z drużyny – Igor Wadowski zawiódł w najważniejszym momencie turnieju. Próbując się zrehabilitować w ostatnim meczu rzucił 28 punktów. Mimo to nie ulega wątpliwości, że jeszcze przed nim sporo ciężkiej pracy.  

Mariusz Niedbalski (Kadra U20) – mimo bliskiej lokalizacji turnieju finałowego mistrzostw Polski, szkoleniowiec reprezentacji Polski do lat 20 na sali bywał sporadycznie. Głównie na meczach Trefla Sopot, a w ostatnim dniu przybył dopiero na spotkanie finałowe. Oczywiście aktualnie priorytetem dla trenera Niedbalskiego jest Trefl Sopot, ale częstsze wizyty na pewno by nie zaszkodziły. 

Sędziowie – obiektywnie trzeba przyznać, że arbitrzy podczas imprezy nie byli w najwyższej formie. A najlepiej o tym świadczy spora liczba urazów. Np. fatalnie rękę złamał Rafał Komenda, zaś groźnie wyglądającego urazu głowy doznał Kamil Hanke. Miejmy nadzieje, że Panowie również wyciągną odpowiednie wnioski i w następnych turniejach będą „gwizdać” na dużo wyższym poziomie.