wtorek, 17 marca 2015

Plusy i minusy mistrzostw Polski U20


Turniej finałowy mistrzostw Polski do lat 20 już za nami. Więc najwyższy czas podsumować ostatnią pieciodniową rywalizację w Gdyni i sprawdzić, kto tę imprezę może zaliczyć do udanych, a kto zawiódł na całej linii. 


NA PLUS 

Grzegorz Kulka (Trefl Sopot) - w pełni zasłużony MVP całego turnieju. Świetnie wyszkolony technicznie silny skrzydłowy, który podczas mistrzostw notorycznie notował double-double. Kulka swoją znakomitą grą udowodnił, że nie za rok czy dwa, ale już TERAZ powinien być jednym z podstawowych zawodników pierwszego zespołu Trefla Sopot. Ponieważ dalsza gra na parkietach drugiej ligi, tylko i wyłącznie zahamuje jego rozwój, na co z pewnością nie mogą sobie pozwolić działacze Trefla. 

Przemysław Żołnierewicz (Asseco Gdynia) – pod względem indywidualnym Żołnierewicz był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem tych mistrzostw. Notując statystyki na poziomie 28.6 punktu, 13.2 zbiórki, 3.6 asysty oraz 2.0 bloki na mecz. Jednak w swojej niesamowitej grze popularny „Żołnierz” często był zupełnie osamotniony. Mimo to, doprowadzenie Asseco do samego finału imprezy jest sporym sukcesem tego wszechstronnego zawodnika. Nie ulega wątpliwości, że przyszłość należy do Żołnierewicza. A władze Asseco po prostu nie mogą zmarnować tak wielkiego talentu. 

Damian Szymczak (Biofarm Basket Junior Poznań) – prawdziwy kapitan zespołu. Pewnie prowadził swoją drużynę do brązowego medalu mistrzostw Polski. Praktycznie każdym meczu grał jak prawdziwy lider. Gdy koledzy mięli problemy w ataku, brał piłkę i zdobywał najważniejsze punkty. Swoją znakomitą postawą z pewnością zasłużył na powołanie do kadry Polski w swoim roczniku. Natomiast świetnym turniejem pokazał, że marnuje się na parkietach drugiej ligi i nadszedł czas na trudniejsze wyzwania. 

Pierwsza Piątka Politechniki Gdańskiej – Adam Brenk wyglądał jakby na pozycji rozgrywającego grał całe życie, świetnie kontrolując tempo gry. Kamil Hanke był prawdziwym kapitanem, trafiając do kosza nawet jak bandaże na głowie zasłaniały mu obręcz. Błażej Szymichowski wykonał kawał bardzo dobrej pracy pod oboma koszami. Karol Kamiński momentami wyglądał jakby miał na swoim koncie co najmniej kilka tego typu turniejów. Natomiast pod tablicami zespół – mimo znacznego spadku formy – starał się wspierać Mateusz Stawiak.

Duet: Dzierżak – Włodarczyk (Trefl Sopot) – Grzegorz Kulka tuż po turnieju powinien swoim niższym kolegom postawić po dużym piwie. Ponieważ gdyby nie ich rewelacyjna postawa, to z pewnością Trefl nie cieszyłby się ze złotych medali, a Kulka z nagrody MVP. Paweł Dzierżak znakomicie kreował grę zespołu  w ataku, a w obronie skutecznie zatrzymywał wyższego Żołnierewicza. Natomiast Włodarczyk perfekcyjnie czytał grę, zaskakując swoich rywali celnymi rzutami zza łuku, czy kolejnymi przechwytami. 

Szymon Kiwilsza (WKK Wrocław) – jedno z objawień imprezy finałowej. Ledwie 18-letni podkoszowy rozegrał bardzo dobry turniej, zaskakując równą grą. Pomimo słabszej postawy WKK. W czterech spotkaniach legitymując się statystykami na poziomie 19.5 punktu i 9.2 zbiórki. Kiwilsza momentami grał jak prawdziwy podkoszowy dominator. Mocno utrudniając życie dużo bardziej doświadczonym zawodnikom, jak np. Mikołaj Witliński. W przyszłość Kiwilsza może stać się naprawdę bardzo dobrym zawodnikiem. Natomiast kariera podobna do Adama Hrycaniuka jest jak najbardziej w jego zasięgu.  

Patryk Stankowski (Biofarm Basket Junior Poznań) – kolejny 18-latek, który nic sobie nie robił z rywalizacji z teoretycznie dużo bardziej doświadczonymi zawodnikami. Stankowskiego najlepiej można opisać jako filigranowego generała. To on przez większość turnieju reżyserował poczynania ofensywne Basketu. Kreując m. in. takich zawodników jak: Damian Szymczak, Jakub Fiszer, czy Michał Marek. Jego największą wadą są dość ubogie warunki fizyczne, które na turnieju nadrabiał szybkością i sprytem. Ale czy w przyszłości odnajdzie się w poważnej – zawodowej – koszykówce? Miejmy nadziej, że tak. 

Mikołaj Witliński (TKM Włocławek) – podkoszowy Anwilu kolejny raz potwierdził swój ogromny talent. Mimo, że na turnieju rozegrał ledwie dwa spotkania. A jego dalsza gra po prostu nie mała sensu, ponieważ jego koledzy znacznie odstawali poziomem od niego. Co skutkowało kolejnymi porażkami TKM-u. 

Szymon Mochnacz (Trefl Sopot) – najlepszy rezerwowy turnieju oraz cichy bohater sukcesu Trefla. Jego wręcz epicka zmiana w finałowy meczu przy stanie 16:6 dla Asseco na długo zapadnie w pamięci kibicom Trefla. Mimo ledwie 190 cm wzrostu pokazał się także jako całkiem niezły skoczek oraz wyrachowany kiler zza łuku. 

Michał Marek (Biofarm Basket Junior Poznań) – jeden z najlepszych, jak nie najlepszy defensor pola trzech sekund na turnieju. W ofensywie może nie zaskakiwał, ale w obronie harował za dwóch. Wciąż łapie zbyt dużo głupich fauli, ale to również świadczy o jego aktywności w obronie. W ostatnich miesiącach zrobił spory postęp i chyba parkiety drugiej ligi, to za niski poziom dla niego. 

Bartosz Wróbel (MKS Dąbrowa Górnicza) – mistrzostwa zaczął bardzo słabo, bo od ledwie sześciu „oczek” przeciwko Treflowi Sopot. Ale później było już znacznie lepiej i oglądaliśmy starego, dobrego Bartka, którego publiczność pamiętała jeszcze z występów w GTK Gdynia. W samej drugiej kwarcie pojedynku z Rosą Radom zdobył aż 21 punktów, zaś swoim kolegom z Asseco Gdynia zaaplikował 34 punkty. 

Biofarm Basket Junior Poznań – plus z pewnością należy się całej organizacji z pod znaku Basket Junior Poznań. Za brązowymi medalistami stał cały sztab sportowy oraz medialny. Wzorowa organizacja, od której mogliby się uczyć nawet przedstawiciele Tauron Basket Ligi. Natomiast gorący doping sporej grupy kibiców wskazuje na to, że w Poznaniu naprawdę kocha się koszykówkę. Brawo! To również jest wasz sukces. 

Pomorski Okręgowy Związek Koszykówki – bardzo rzadko chwalimy okręgowe związki, ale tym razem w pełni na to zasłużyli. Tegoroczny turniej kolejny raz udowodnił, że na Pomorzu szkolenie młodzieży przebiega wzorowo. W mistrzostwach wystąpiły aż trzy zespoły z POZKosz i wszystkie przebiły się do półfinału. Z czego złoto i srebro padło łupem Trefla i Asseco. Na dodatek kilka dni wcześniej ze złota cieszyły się koszykarki Politechniki Gdynia, które triumfowały w kategorii do lat 22. 


NA MINUS  

Igor Wadowski (WKK Wrocław) – niewątpliwie największe rozczarowanie tego turnieju. W najważniejszych spotkaniach zupełnie bezbarwny. Miał być jedną z gwiazd mistrzostw, a okazał się sporym zawodem. Być może ten zimny prysznic podziała na niego mobilizująco i już za rok ujrzymy nową – lepszą – wersję Wadowskiego.

Mateusz Stawiak (Politechnika Gdańska) – na tych mistrzostwach miał pokazać całą krasę swoich umiejętności i całkowicie zdominować strefę podkoszową. Jednak na turniej przyjechał zupełnie bez formy. Tylko w jednym meczu prezentując się na miarę swoich możliwości. Kiedy to WKK Wrocław rzucił 30 punktów. 

Duet: Jankowski – Warszawski (TKM Włocławek) – mający za sobą już pierwsze doświadczenia na parkietach Tauron Basket Ligi obwodowi mięli na tym turnieju skutecznie wspierać lidera TKM-u Mikołaja Witlińskiego. Jednakże okazało się, że zupełnie nie wywiązali się ze swojej roli. Bartosz Jankowski przechodził całkowicie obok meczów, w całych rozgrywkach U20 notując fatalny procent rzutów z gry – 37%. Natomiast Adrian Warszawski podczas imprezy bardziej zasłynął swoimi niecodziennymi kreacjami, niż dobrą i równą grą na boisku. 

Jakub Nizioł (WKK Wrocław) – zawodnik obdarzony rewelacyjnymi warunkami fizycznymi, które jeszcze nie zawsze w odpowiedni sposób potrafi wykorzystać. Podobnie jak jego kolega z drużyny – Igor Wadowski zawiódł w najważniejszym momencie turnieju. Próbując się zrehabilitować w ostatnim meczu rzucił 28 punktów. Mimo to nie ulega wątpliwości, że jeszcze przed nim sporo ciężkiej pracy.  

Mariusz Niedbalski (Kadra U20) – mimo bliskiej lokalizacji turnieju finałowego mistrzostw Polski, szkoleniowiec reprezentacji Polski do lat 20 na sali bywał sporadycznie. Głównie na meczach Trefla Sopot, a w ostatnim dniu przybył dopiero na spotkanie finałowe. Oczywiście aktualnie priorytetem dla trenera Niedbalskiego jest Trefl Sopot, ale częstsze wizyty na pewno by nie zaszkodziły. 

Sędziowie – obiektywnie trzeba przyznać, że arbitrzy podczas imprezy nie byli w najwyższej formie. A najlepiej o tym świadczy spora liczba urazów. Np. fatalnie rękę złamał Rafał Komenda, zaś groźnie wyglądającego urazu głowy doznał Kamil Hanke. Miejmy nadzieje, że Panowie również wyciągną odpowiednie wnioski i w następnych turniejach będą „gwizdać” na dużo wyższym poziomie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz