O całej zaistniałej sytuacji
chciałem napisać już kilka dni temu. Jednak powstrzymałem się z nadzieją, że
trener Rajković przy okazji spotkania z Asseco Gdynia cokolwiek powie o tej
sprawie. Sala konferencyjna po meczu pękała w szwach, ale wszyscy zgromadzeni
tam dziennikarze musieli obejść się smakiem. Ponieważ jak można było się
spodziewać Serb nie wytłumaczył praktycznie niczego odmawiając komentarza. No,
ale zacznijmy od początku.
Mobbing – stosowanie różnych form przemocy psychicznej w miejscu
pracy.
Niestety, ale wszystko wskazuje na
to, że Łukasza Wichniarza, bo to on jest głównym bohaterem tej afery spotkało,
a raczej miało spotkać coś więcej niż tylko przemoc psychiczna. Wszystko
rozpoczęło się od wpisu Adriana Markowskiego, który w poprzednim sezonie miał „przyjemność”
pracować w sztabie Miodraga Rajković’a jako trener od przygotowania fizycznego.
Sam Markowski ma spore doświadczenie w sporcie, ponieważ jest byłym mistrzem
Polski w rzucie oszczepem. Na forum klubu postanowił przedstawić pewną sytuację
z poprzedniego sezonu.
-W marcu drużyna jechała na mecz wyjazdowy, a trener poprosił mnie,
żebym został w Zgorzelcu i trenował z Łukaszem Wichniarzem. Dodał, że klub chce
z nim rozwiązać kontrakt, i zasugerował, abym tak poprowadził trening, żeby
zniszczyć kolana Łukasza, z którymi miał drobne problemy. Kazał, by zawodnik
biegał po betonie i schodach.
Mleko się wylało, a z każdym
kolejnym dniem afera nabierała oraz nadal nabiera kolorytu. Oczywiście sam
Markowski owych zajęć nie przeprowadził. –
Opowiedziałem o wszystkim Łukaszowi i wbrew sugestii trenera przeprowadziłem z
Wichniarzem normalne zajęcia. Zrobiłem zdjęcia, że niby ćwiczenia były ciężkie
i wysłałem je MMS-em pracownikowi klubu, który miał je pokazać trenerowi.
Rajković sam był pomysłodawcą
pozyskania Wichniarza, jednak z biegiem kolejnych meczów coraz bardziej był
niezadowolony z jego dyspozycji, a raczej nigdy nie dał mu prawdziwej szansy
gry. Kontrakt zawodnika nadal obowiązywał, a by klub nie musiał ponosić
dodatkowych kosztów, musiał być rozwiązany za porozumieniem stron. Więc szkoleniowiec
postanowił w znaczący sposób zniechęcić swojego zawodnik. Mała ilość minut,
ciężki trening oraz Bóg i sami zainteresowani wiedzą co jeszcze. Takich metod
używa trener uznany, za najlepszego w swoim fachu w poprzednim sezonie Tauron
Basket Ligi. Ponoć Rajković już wcześniej psychicznie znęcał się nad swoim
zawodnikiem, chcąc udowodnić swoją wyższość.
Władze Turowa Zgorzelec
oczywiście wszystkiemu zaprzeczają, a sam prezes Waldemar Łuczak komentuje – Nie będę komentował bzdur i kłamstw.
Prawda jest jednak taka, że władze doskonale wiedziały o zaistniałej sytuacji,
a co więcej takie praktyki miały już tam nie raz miejsce. Najlepiej o tym
świadczy telefon wykonany przez rzecznika prasowego klubu do Markowskiego, w
którym groził byłemu pracownikowi. Sytuacja jest niezwykle poważna, ponieważ
może skończyć się w prokuraturze, a klubowi oraz trenerowi grozi poważne
oskarżenie, ponieważ jest to przestępstwo – podżeganie do uszkodzenia ciała w
stopniu średnim. Jednak wszystko zależy od samego zawodnika. Łukasz Wichniarz
jak na razie nie chce komentować całej sytuacji, ale już konsultuje się ze
swoimi prawnikami. Jaki będzie koniec tej afery? Czas to najlepiej zweryfikuje.
Wielu dziennikarzy owa sytuacja
mocno zbulwersowała, mnie natomiast w ogóle. Możliwe, że wpływ na to miało to,
że jestem świeżo po lekturze pt. „Adam Wójcik. Rzut bardzo osobisty”. W
książce jest bardzo interesujący fragment dotyczący czasu gry Adama w Turowie. „Teraz przekonał się po raz kolejny, że
zawodowa koszykówka to nie tylko sport, ale i biznes, w którym nie zawsze
obowiązują czyste reguły gry. Urlep po prostu nie chciał mieć w drużynie
Wójcika i zaliczył go do grona zawodników do odstrzału. (…) Na treningach
zaczęło dochodzić do groteskowych sytuacji, które można by określić mianem
koszykarskiego mobbingu. Na przykład podczas wewnętrznych gier pięciu na pięciu
Urlep nie odgwizdywał na Adamie ewidentnych fauli albo gdy Wójcik wychodził na
obwód i trafiał za trzy, trener kwestionował sens takich zagrań, z których
przecież Adam słynął w jego Śląsku i jego w kadrze. (…)Myślę, że Urlep chciał
mnie złamać i w pewnym stopniu nawet mu się to udało. Ale mimo wszystko cieszę
się, że przeszedłem przez to wszystko i coś mu, a przy okazji sobie,
udowodniłem”. Każdy wie jakim typem człowieka jest Urlep – do najspokojniejszych
na pewno nie należy. Patrząc po jakich szkoleniowców sięgano w Zgorzelcu, można
śmiało przyznać, że uwielbiają furiatów. Filipowski, Urlep, a teraz Rajković.
Tym samym rozumiem dlaczego pracę stracił tam trener, którego osobiście bardzo
cenie, czyli Jacek Winnicki. Aktualny trener CCC Polkowice po prostu był zbyt
grzeczny dla zarządu, a może zbyt normalny?
W mojej raczej skromnej karierze zawodnika
kilkukrotnie spotkałem się z tzn. mobbingiem. Na szczęście nie w zespołach, w
których miałem okazje grać, a w przeciwnych. Do końca życia będę pamiętał jako
jeszcze młodzik, czy kadet na swojej drodze spotkałem jednego z trenerów z
Gdańska. Postawny człowiek, widać, że były koszykarz. Jednak jak się szybko
okazało niespełniony koszykarza. Metody jakie preferował były wręcz
niedopuszczalne. On ich nie trenował, a raczej się na nich wyżywał. Najgorsze
jest jednak to, że ten człowiek nadal „szkoli” młodzież, ponieważ w swoim
klubie jest prezesem, trenerem itd. Jak wiele talentów zniszczył? Można się
tylko domyślać.
W moim rozumowaniu trener to
osoba, która swoim warsztatem oraz odpowiednimi umiejętnościami ma zyskać
szacunek u swoim podopiecznych. Wycieńczające treningi, krzyk i obelgi sprawią,
że zawodnicy tylko i wyłącznie Cię znienawidzą. Odpowiednią motywacją oraz
ludzkim podejściem możesz sprawić, że zawodnicy Cię pokochają i będą w stanie
pójść za Tobą w ogień. Metody Rajković’a może przynoszą efekt, ale są
krótkotrwałe. Sezon, dwa w jednym miejscu i zmiana pracy, ponieważ w
zawodnikach narasta coraz to większa frustracja. Turów w trzech ostatnich
spotkaniach nie odniósł zwycięstwa, dodając do tego aferę Wichniarza i można
łatwo wnioskować, że dni Serba są już policzone. I bardzo dobrze, bo w mojej
ukochanej dyscyplinie nie ma miejsca dla takich ludzi, którzy ją niszczą. „Good
luck my friend!”