Cóż to był za dziwny draft.
Drużyny jak by się umówiły żeby wybierać bez większej logiki. Niestety z
przykrością muszę przyznać, że raczej na pewnie nie przejdzie on do historii. I
tak jak, w tym roku przypominano draft z przed dekady, tak ten za 10 lat będzie
zupełnie zapominany. Chyba nawet niezłomny David Stern, który był
systematycznie wygwizdywany przez fanów zgromadzonych w Barclays Center cieszy
się, że już nigdy nie będzie musiał uczestniczyć w takich szopkach.
Zacznijmy więc od początku.
Pierwsze wyjście komisarza i … Anthony
Bennett, czy Cavs zupełnie zwariowali? Przecież faworytami byli: Noel,
McLemore, Oladipo, a nawet Len. Wszystkie wcześniejsze nazwiska nikogo by nie
zaskoczyły. Jednak Ekipa z Cleveland zaryzykował, ale czy słusznie, to sezon
pokaże. Pomimo mojej wielkiej sympatii w stosunku do Bennett’a to raczej na
pewno nie stanie się zawodnikiem pokroju James’a, czy Irvinga. Oczywiście Cavs
mają spore braki na pozycji niskiego skrzydłowego, ale Kanadyjczyk to bardzo
ryzykowny wybór, ponieważ jest za ciężki by grać na obwodzie i za niski by grać
pod koszem. Niestety z przykrością muszę przyznać, że Anthony Bennett może okazać się najbardziej nietrafionym wyborem w
tegorocznym drafcie.
Bardzo dobrym wyborem natomiast
wydaje się mi Otto Porter, który
poszedł z trójką do Wizadrs. Ekipa ze stolicy Stanów Zjednoczonych nie mogła
lepiej trafić, ponieważ absolwent Geogetown będzie idealnym uzupełnieniem dla
takich strzelców jak Wall i Beal. Moim zadaniem Porter jest przysłowiowym
strzałem w dziesiątkę i będzie lepszym zawodnikiem niż Tayshan Prince, do
którego jest porównywany.
Sporym zaskoczeniem był dla mnie
również wybór Suns, którzy posiadają naszego rodaka Marcina Gortata i
zdecydowali się na Alex’a Len’a.
Możliwe, że Marcin wywar na działaczach klubu swoim warsztatem tak dobre wrażenie, że zapragnęli kolejnego centra z
Europy Zachodniej. Jednak dla Ukraińca oznacza to bardzo trudny początek w
zawodowej koszykówce, ponieważ reprezentant Polski łatwo miejsca w pierwszej piątce
nie odda.
Od ósmego numeru wybierając – Kentavious Caldwell-Pope znakomicie
tegoroczny draft rozpoczęli Detroit Pistons, których poczynania, są wielce
omijane przez niemal wszystkich koszykarskich ekspertów. Rzucający obrońca
uniwersytety Georgia to całkiem przyzwoity zawodnik, ze sporym potencjałem,
który w znaczącym stopniu powinien wpłynąć na grę w ataku Tłoków. Kolejne ich
wyboru mogą również w znaczącym stopniu przyczynić się do rozwoju ekipy z Detroit.
37 pick Tony Michell to prawdopodobnie
jeden z największych przechwytów tego draftu. Michell to niemal kompletny gracz
z pozycji silnego skrzydłowego i całkiem możliwe, że gdyby grał na lepszej
uczelni ujrzelibyśmy go w Top 10. 56 pick Peyton
Siva to istny majstersztyk w wykonaniu Pistons. Siva to świeżo upieczony
mistrz NCAA, który w roli rozgrywającego prowadził swój zespół do zwycięstwa.
Mimo swoich słabych warunków fizycznych przyszła rywalizacja z m.in. Calderonem
może zrobić z niego tylko lepszego zawodnika, a pozytywne skutki tej decyzji
będą zbierać Tłoki.
Kolejnym Kanadyjczykiem, który
miał szczęście zostać wybrany, w tym drafcie okazał się – Kelly Olynyk. Szczerze powiedziawszy wróże mu większą karierę niż
Bennett’owi. Z racji pochodzenia Olynyka – Gonzaga University, w którego
barwach występuje nasz rodak Przemek Karnowski miałem okazję chcąc nie chcąc
oglądać wiele meczu popularnych Buldogs. Nowy center Boston Celtics od pierwszego
meczu zrobił na mnie spore wrażenie. I mam przeczucie, że od czasów Larry Birda
w Celtics, nie było tak dobrego oraz niezwykle charakterystycznego „białas”.
Zawodników z poza USA nie było
wielu w tym drafcie, oczywiście pomijając Kanadyjczyków. Jednak jest trochę
perełek, które mogą się sprawić w warunkach NBA. Bardzo jestem ciekaw jak się
sprawdzi Niemiec – Dennis Schroeder,
który mimo swojego pochodzenia na tegorocznym Nike Hoop Summit pokazał, że
prezentuje bardzo amerykański styl gry. Ekipa Atlanty Hawks powinna mieć z
niego sporo pożytku w przyszłości. Ogromny potencjał fizyczny wykazuje również
Grek – Giannis Adetokoubo, który
jednak wydaje się być ryzykownym wyborem, ponieważ może okazać się wielkim
zawodnikiem oraz równie wielkim rozczarowaniem dla działaczy Bucks. Brazylijską
wersją Anthony Davisa ma być Lucas
Nogueria, ale moim zadaniem ma dużo mniej do zaoferowania w ataku, niż jego
Amerykański odpowiednik. Jednak w grze w defensywie już teraz tkwi w nim
ogromny potencjał. Dopiero z 19 numerem został wybrany Rosjanin – Sergey Karasev, który przypomina mi w
stylu gry Mateusza Ponitke. Jednakże Sergey dysponuje dużo lepszym rzutem. Dla
ekipy Cavs to mimo wszystko bardzo dobry przechwyt. Ciekawym wyborem może okazać
się również Rudy Gobert, który jest
bardzo wysoki (7-2), ale przy tym bardzo szczupły, co sprawia, że mam
wątpliwości, czy Francuz jest gotowy na NBA. Sporymi znakami zapytania są
również: Francuz Livo Jean-Charles (28#
Spurs) i Serb Nemanja Nedovic (30#
Warriors). Na dzień dzisiejszy raczej wielkiej kariery w NBA nie wróże takim
zawodnikom jak: Alex Abrines (32#
Thunder), Raul Neto (47# Hawks) oraz
Joffrey Lauvergne (55# Grizzlies).
Jednak spore nadzieje wiąże z numerem 59, z którym został wybrany Boja Dubjevic. Na pochodzącego z
Czarnogóry podkoszowego zdecydowali się Memphis Grizzlies. Pomimo odległego
numeru jestem ogromnym fanem jego talentu. Po rewelacyjnym sezonie w barwach
Basket Club Valencia, jeśli dostanie szansę może sprawdzić się również w NBA.