Nowy (nielubiany) Mistrz!
Do ówczesnego Zastalu dołączył
nowy silny sprzymierzeńca, czyli firma Stelmet, która tym samym stała się nowym
sponsorem tytularnym. Dzięki większemu budżetowi działacze klubu z powodzeniem
mogli zatrzymać lidera drużyny rozgrywającego – Waltera Hodga. Jednak nie ten
ruch sprawił, że ekipa z województwa Lubuskiego stała się ogólnie nie lubiana w
środowisku Tauron Basket Ligi. Włodarze klubu przyjęli sobie za zadanie jak
najmocniejsze osłabienie konkurencji. Zaczęli od podstawowych zawodników Energi
Czarnych Słupsk oraz Asseco Prokomu Gdynia, czyli Mantasa
Cesnauskisa i Adama Łapety. Szczególnie ten pierwszy ruch był szeroko
krytykowany, ponieważ Litwin od wielu lat był ostoją drużyny ze Słupska, a
oferta finansowa Stelmetu nie była do przebicia. Kolejne transfery w trakcie
sezonu i ściągnięcie: Łukasza Koszarka, Zbigniewa Białka, czy nawet Łukasza
Seweryna nie polepszyły już i tak mocno szarganej opinii Zastalu. Warto
przypomnieć, że nowy mistrz Polski kusił sowimi ofertami również Przemysława
Zamojskiego i Adama Hrycaniuka. W pewnym sensie żerowali na problemach
finansowych innych klubów, ale przecież koszykówka to również biznes, w którym
bardzo często wygrywają najbogatsi. Jednakże całą wina nie stoi po stronie
władz klubu, a również po stylu jaki obrała cała drużyna. Nie było meczu w
tegorocznym sezonie TBL, w którym jakieś decyzji sędziego nie podważyłby ktoś z
trójki: Walter Hodge, Quinton Hosley czy Oliver Stević .Dodając
do tego wszechobecne pyskówki z trenerami i zawodnikami przeciwnych drużyn oraz
postać niezwykle charyzmatycznego szkoleniowca jakim nie wątpliwie jest Mihailo
Uvalin doskonale obrazuje nam to jak innym zespołem był Stelmet. Wszystkie te
fakty sprawiały, że ekipa z Zielonej Góry w każdej hali uznawana była za wroga
publicznego numer jeden. Taka postać rzeczy jeszcze bardziej mobilizowała
zarówno działaczy, jak i zawodników, którzy mieli jeden wspólny cel. Szczerze
trzeba przyznać, że Zastal przy kłopotach finansowych Trójmiejskiej koszykówki
i braku formy w decydującym momencie rozgrywek PGE Turowa Zgorzelec w pełni
zasłużenie sięgnął po tytuł. Klub na przestrzeni sezonu podejmował bardzo mało
błędnych decyzji. Podjęli ryzyko kontraktując Quintona Hosley’a,
który mimo wszystko okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, ponieważ w
finale był nie do zastąpienia i w pełni zasłużenie
sięgając po tytuł MVP. Dodając do tego niezwykle skuteczny duet serbskich
podkoszowych Dejan Borovnjak - Oliver Stević
i można odnieść wrażenie, że Stelmet Zielona Góra po prostu nie mógł przegrać
tych finałów.
Klątwa Turowa
Dla PGE Turowa Zgorzelec
tegoroczne rozgrywki, aż do finału układały się idealnie. Klub z pogranicza
naszego kraju był zdecydowanie najrówniej grającym zespołem na przestrzeni
sezonu i w pełni zasłużenie okupował pierwsze miejsce w tabeli. Równie
zasłużenie na trenera sezonu TBL mianowano - Miodraga Rajkovića, który
znakomicie kierował poczynaniami swoich zawodników. Wszystko układało się
idealnie. Do fazy play-off przystępowali z pierwszego miejsca, nawet w finale
nie musieli mierzyć się z Asseco Prokomem Gdynia, który był ich wieloletnim pogromcą
oraz traumatycznym wspomnieniem.
Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały, że po wielu latach zespół ze
Zgorzelca w końcu sięgnie po złoty medal. Jednakże już od pierwszego meczu
finału gołym okiem było widać, że Turów nie jest tą samą drużyną, co jeszcze
kilka tygodni temu. Ekipa Rajkovića do najważniejsze części sezonu przystąpiła
zupełnie bez formy. Do niedawna lider i jeden z najlepszych zawodników naszej
ligi Amerykanin – David Jackson, zupełnie nie mógł odnaleźć się na parkiecie
notując kolejne straty i pudłując z najprostszych pozycji. Finały również
przerosły cenionych za ogromną wszechstronność: Aaron Cel oraz Djordje Mićić. Szczególnie ten pierwszy zawiódł,
ponieważ po rewelacyjnym początku sezonu wiązano z nim ogromne nadzieje. Lepiej
od swoich kolegów, jednak nadal poniżej swojego poziomu prezentowali się:
Damian Kulig, Ivan Žigeranović i Michał Chyliński. W szczególności
zawiedziony może być Chyliński, który jako kapitan nie ma prawa zawodzić w
najważniejszym momencie dla drużyny. Jedynymi jasnymi postaciami w barwach
Turowa w potyczce ze Stelmetem Zielona Góra byli: Russell Robinson oraz Ivan Opačak. Amerykański rozgrywający często
prezentował dość chaotyczną koszykówkę, ale w trudnych chwilach jego punkty
były niezwykle cenne dla drużyny. Jednak miał spore problemy z komunikacją z
resztą zespołu, co często kończyło się prostymi stratami oraz ogromną
frustracją. Natomiast Opačak po średnim początku sezonu, koniec rozgrywek miał
wręcz fenomenalny. Z roli zawodnika od zadań specjalnych stał się liderem
swojej drużyny. Bez wątpienia, gdy nie fenomenalna forma Chorwata ekipa ze
Zgorzelca nie miałaby, co myśleć o finale Tauron Basket Ligi. Mimo wszystko
Turów w poprzednim sezonie prezentował bardzo skuteczną i efektowną koszykówkę,
a przed działaczami klubu bardzo ważny okres, ponieważ człon zespołu muszą rozsądnie
wzmocnić, by z powodzeniem w przyszłym roku przełamać swoją klątwę.
Trójmiejska
koszykówka na glinianych nogach
Tegoroczny sezon Tauron Basket
Ligi był niewątpliwie przełomowy, ponieważ do rozgrywek przystąpiły aż trzy
zespoły z Trójmiasta. Do faworytów ligi, czyli Asseco Prokomu Gdynia oraz
Trefla Sopot dołączył Start Gdynia, którego właścicielem i założycielem jest
dobrze znany biznesmen Ryszard Krauze. Dość niespodziewanie, ale tylko
beniaminek TBL może uznać ten sezon za udany. Włodarze Startu Gdynia dysponując
bardzo skromnym budżetem postanowili utrzymać człon zespołu, który wywalczył
awans wspierając go młodymi utalentowanymi zawodnikami, którzy w przeszłości
grali w barwach Polonii 2011 Warszawa oraz Politechniki Warszawa. Szansę na
samodzielne prowadzenie drużyny na tym poziomie dostał również były asystent w
klubach TBL – David Dedek. Słoweniec znakomicie wykorzystał swoja szansę. Jego
zespół bardzo dobrze prezentował się zarówno w obronie jak i w ataku. Braki
kadrowe uzupełniali wolą walki oraz niezwykłą ambicją. W Starcie doszło do
niecodziennej sytuacji, jak na Polskie warunki, ponieważ w ich szeregach
występował tylko jeden obcokrajowiec, którym był Izraelczyk Robert Rothbart.
Klub z Trójmiasta tym samym udowodnił, że można nie wielkim kosztem zbudować
drużynę opartą na Polakach, która z powodzeniem będzie sobie radzić w naszej lidze.
Niestety pozostałe zespoły z Trójmiasta nie mogą tego sezonu zaliczyć do
udanych. Kryzys ekonomiczny znacząco bowiem odbił się na potentatach Tauron
Basket Ligi. Trefl Sopot, który otwarcie przed sezonem zapowiadał, że będzie
walczył o mistrzostwo, z miesiąca na miesiąc coraz bardziej słabł. Wielkie
oczekiwania wiązały się również z wielkimi wydatkami, na które klubu z Sopotu
nie było stać. Pierwszy pokład wicemistrza Polski opuścił trener – Żon Tabak,
który dostał propozycję nie do odrzucenia od ekipy Caja Laboral Vitoria. Jednak
kolejne odejście potwierdzało jak spore problemy miał Trefl, ponieważ z powodu
zaległości finansowych zespół opuścił Przemysław Zamojski, który przeniósł się
nowego (starego) klubu, czyli Asseco Prokomu Gdynia. Mimo, iż ekipa z Sopotu
zdobyła Puchar Polski to kolejne tygodnie bez pieniędzy sprawiły, że zawodnicy
postanowili zastrajkować i odmówić wyjścia na jeden z treningów. Sprawia
ucichłą, część zaległości została wypłacona, ale cała sytuacja znacząco odbiła
się na drużynie. Ich odpadnięcie z zespołem AZS’u Koszalin w ćwierćfinale fazy play-off było niewątpliwie największym
zaskoczeniem tego sezonu, ale tym samym konsekwencją wcześniejszych poczynań
klubu. Tymczasem na bardzo podobną chorobę zapadł mistrz Polski. Jeden z najbardziej
stabilnych finansowo klubów w Polsce w ostatnich latach musiał kończyć sezon w
mocno okrojonym składzie. Konsekwencją odpadnięcia Asseco Prokomu Gdynia z fazy
grupowej Euroligi nie była tylko eliminacja z tych elitarnych rozgrywek,
ale niespodziewana rezygnacją z dalszego
sponsoringu Ryszarda Krauze. Wieloletni udziałowiec oraz właściciel Asseco
Prokomu Gdynia po nie udanym początku sezonu stracił cierpliwość i postanowił
wyprowadzić swoje pieniądze klubu. Taka postać rzeczy sprawiła, że z tygodnia
na tydzień mogliśmy obserwować upadek legendy. Z drużyny odeszli tacy zawodnicy
jak: Łukasz Koszarek i Adam Hrycaniuk, a skład uzupełnili zupełni amatorzy.
Mimo to zespół starał się (jak na mistrza przystało) dokończyć sezon pomimo
okrojonego składu. Jednakże nawet najwięksi optymiści nie wierzyli w to, że
Asseco Prokom Gdynia sięgnie po kolejne dziesiąte mistrzostwo. Zakończony kilka
dni temu sezon był przełomowy, ponieważ z tronu ustępuje absolutny dominator
ostatniej dekady. Niestety przykro było oglądać jego upadek, ponieważ nie był
on spowodowany w naturalny sportowy sposób, a raczej kierowany względami
ekonomicznymi.
Niespodzianki…
Sezon 2012/13 Tauron Basket Ligi
przyniósł dwie wielkie niespodzianki, a są nimi postawa drużyny AZS’u Koszalin
oraz dyspozycja Jakuba Dłoniaka niskiego skrzydłowego Jeziora Tarnobrzeg.
Drużyna AZS przed sezonem
przeniosła się do nowej nowoczesnej hali i oczekiwania względem klubu znacznie
wzrosły, jednak nikt nie spodziewał się, aż tak wielkiego sukcesu. Tylko
najwięksi optymiści przebąkiwali o pierwszej czwórce. Historyczny brązowy medal
to zdecydowanie największa niespodzianka mienionych rozgrywek TBL. Przez
większość sezonu Akademicy prezentowali się dużo poniżej oczekiwać, nawet
przez chwilę zagrożony był ich awans do
fazy play-off. Drużyna z Koszalina jednak nie przejmowała się wszechobecną
krytyką i po zmianach kadrowych na ławce trenerskie oraz w składzie z meczu na
mecz prezentowała się coraz lepiej. Kulminacją ich znakomitej dyspozycji był
ćwierćfinał pojedynek przeciwko Treflowi Sopot. W drugim meczu w Ergo Arenie na
granicy Sopotu i Gdańska w drużynę Zorana Sretenovića wstąpiły nadprzyrodzone
siły, które pozwoliły im rozprawić się z wicemistrzem Polski. Ostatecznie dość
łatwo awansowali do półfinału, w którym jednak musieli uznać wyższość Stelmetu
Zielona Góra. Jednakże w meczu o trzecie miejsce byli już bezkonkurencyjny
szybko rozprawiając się z ekipą Anwilu Włocławek i tym samym sięgając po
pierwszy medal w historii klubu. Tak nie oczekiwany koniec sezonu dla AZS’u
sprawia, że wszyscy sympatycy oraz same władze klubu z optymizmem mogą patrzeć
w przyszłość. Jednakże po takim sukcesie presja przed następnym sezonem będzie
jeszcze większa i bardzo ciekawe jak Akademicy sobie z nią poradzą.
Nie chciany, oddawany na
wypożyczenia, grający końcówki – takim zawodnikiem jeszcze do niedawna był
Jakub Dłoniak, który nigdy nie dostał prawdziwej szansy w Tauron Basket Lidzie,
aż do mienionego sezonu. Chyba nawet sam Dariusz Szczubiał, który postanowił
zaryzykować i dać mu okazję do systematycznego grania, nie spodziewał, że
nastąpi, aż tak wielka eksplozja jego talentu. Głodny gry Dłoniak już od
pierwszego meczu pokazywał, że będzie nowym liderem Jeziora Tarnobrzeg.
Pochodzący z Gorzowa Wielkopolskiego obwodowy bardzo dobrze przepracował czas
pomiędzy sezonami, czego efekty zbierał cały sezon. Jego występ przeciwko
Polpharmie Starogard Gdański i 31 punktów przeszedł już do historii
Tarnobrzeskiej koszykówki. Dłoniak szczególnie imponował skuteczność zza linii
6,75, gdzie na 211 rzutów trafił aż 89, co daje 42% skuteczność. Jego
niesamowita forma została również doceniona przez kibiców, ponieważ został on
wybrany do tegorocznego meczu gwiazd Polska – Czechy, który odbywał się we
Wrocławiu. 29 –letni zawodnik na przestrzeni całego sezonu notował średnio 20.1
punktu, 2.6 zbiórki oraz 1.4 asysty w 33 minuty spędzone na parkiecie. Były już
zawodnik Jeziora tym samym został pierwszym Polakiem od bardzo dawna, który
mógł cieszyć się z korony najlepszego strzelca naszej ligi. Dłoniak udowodnił,
że warto stawiać na Polaków oraz przeszukiwać niższe ligi w poszukiwaniu
talentów. Jego znakomita dyspozycja została również dostrzeżona przez
szkoleniowca reprezentacji Polski – Drika Bauermanna, który powołał go do szerokiej kadry na zbliżający się
Eurobasket na Słowenii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz