piątek, 7 czerwca 2013

Podsumowanie sezonu 2012/13 Tauron Basket Ligi



Nowy (nielubiany) Mistrz!

Do ówczesnego Zastalu dołączył nowy silny sprzymierzeńca, czyli firma Stelmet, która tym samym stała się nowym sponsorem tytularnym. Dzięki większemu budżetowi działacze klubu z powodzeniem mogli zatrzymać lidera drużyny rozgrywającego – Waltera Hodga. Jednak nie ten ruch sprawił, że ekipa z województwa Lubuskiego stała się ogólnie nie lubiana w środowisku Tauron Basket Ligi. Włodarze klubu przyjęli sobie za zadanie jak najmocniejsze osłabienie konkurencji. Zaczęli od podstawowych zawodników Energi Czarnych Słupsk oraz Asseco Prokomu Gdynia, czyli Mantasa Cesnauskisa i Adama Łapety. Szczególnie ten pierwszy ruch był szeroko krytykowany, ponieważ Litwin od wielu lat był ostoją drużyny ze Słupska, a oferta finansowa Stelmetu nie była do przebicia. Kolejne transfery w trakcie sezonu i ściągnięcie: Łukasza Koszarka, Zbigniewa Białka, czy nawet Łukasza Seweryna nie polepszyły już i tak mocno szarganej opinii Zastalu. Warto przypomnieć, że nowy mistrz Polski kusił sowimi ofertami również Przemysława Zamojskiego i Adama Hrycaniuka. W pewnym sensie żerowali na problemach finansowych innych klubów, ale przecież koszykówka to również biznes, w którym bardzo często wygrywają najbogatsi. Jednakże całą wina nie stoi po stronie władz klubu, a również po stylu jaki obrała cała drużyna. Nie było meczu w tegorocznym sezonie TBL, w którym jakieś decyzji sędziego nie podważyłby ktoś z trójki: Walter Hodge, Quinton Hosley czy Oliver Stević .Dodając do tego wszechobecne pyskówki z trenerami i zawodnikami przeciwnych drużyn oraz postać niezwykle charyzmatycznego szkoleniowca jakim nie wątpliwie jest Mihailo Uvalin doskonale obrazuje nam to jak innym zespołem był Stelmet. Wszystkie te fakty sprawiały, że ekipa z Zielonej Góry w każdej hali uznawana była za wroga publicznego numer jeden. Taka postać rzeczy jeszcze bardziej mobilizowała zarówno działaczy, jak i zawodników, którzy mieli jeden wspólny cel. Szczerze trzeba przyznać, że Zastal przy kłopotach finansowych Trójmiejskiej koszykówki i braku formy w decydującym momencie rozgrywek PGE Turowa Zgorzelec w pełni zasłużenie sięgnął po tytuł. Klub na przestrzeni sezonu podejmował bardzo mało błędnych decyzji. Podjęli ryzyko kontraktując Quintona Hosley’a, który mimo wszystko okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, ponieważ w finale był nie do zastąpienia i  w pełni zasłużenie sięgając po tytuł MVP. Dodając do tego niezwykle skuteczny duet serbskich podkoszowych Dejan Borovnjak - Oliver Stević i można odnieść wrażenie, że Stelmet Zielona Góra po prostu nie mógł przegrać tych finałów.


Klątwa Turowa

Dla PGE Turowa Zgorzelec tegoroczne rozgrywki, aż do finału układały się idealnie. Klub z pogranicza naszego kraju był zdecydowanie najrówniej grającym zespołem na przestrzeni sezonu i w pełni zasłużenie okupował pierwsze miejsce w tabeli. Równie zasłużenie na trenera sezonu TBL mianowano - Miodraga Rajkovića, który znakomicie kierował poczynaniami swoich zawodników. Wszystko układało się idealnie. Do fazy play-off przystępowali z pierwszego miejsca, nawet w finale nie musieli mierzyć się z Asseco Prokomem Gdynia, który był ich wieloletnim pogromcą oraz  traumatycznym wspomnieniem. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały, że po wielu latach zespół ze Zgorzelca w końcu sięgnie po złoty medal. Jednakże już od pierwszego meczu finału gołym okiem było widać, że Turów nie jest tą samą drużyną, co jeszcze kilka tygodni temu. Ekipa Rajkovića do najważniejsze części sezonu przystąpiła zupełnie bez formy. Do niedawna lider i jeden z najlepszych zawodników naszej ligi Amerykanin – David Jackson, zupełnie nie mógł odnaleźć się na parkiecie notując kolejne straty i pudłując z najprostszych pozycji. Finały również przerosły cenionych za ogromną wszechstronność: Aaron Cel oraz Djordje Mićić. Szczególnie ten pierwszy zawiódł, ponieważ po rewelacyjnym początku sezonu wiązano z nim ogromne nadzieje. Lepiej od swoich kolegów, jednak nadal poniżej swojego poziomu prezentowali się: Damian Kulig, Ivan Žigeranović i Michał Chyliński. W szczególności zawiedziony może być Chyliński, który jako kapitan nie ma prawa zawodzić w najważniejszym momencie dla drużyny. Jedynymi jasnymi postaciami w barwach Turowa w potyczce ze Stelmetem Zielona Góra byli:  Russell Robinson oraz Ivan Opačak. Amerykański rozgrywający często prezentował dość chaotyczną koszykówkę, ale w trudnych chwilach jego punkty były niezwykle cenne dla drużyny. Jednak miał spore problemy z komunikacją z resztą zespołu, co często kończyło się prostymi stratami oraz ogromną frustracją. Natomiast Opačak po średnim początku sezonu, koniec rozgrywek miał wręcz fenomenalny. Z roli zawodnika od zadań specjalnych stał się liderem swojej drużyny. Bez wątpienia, gdy nie fenomenalna forma Chorwata ekipa ze Zgorzelca nie miałaby, co myśleć o finale Tauron Basket Ligi. Mimo wszystko Turów w poprzednim sezonie prezentował bardzo skuteczną i efektowną koszykówkę, a przed działaczami klubu bardzo ważny okres, ponieważ człon zespołu muszą rozsądnie wzmocnić, by z powodzeniem w przyszłym roku przełamać swoją klątwę. 



Trójmiejska koszykówka na glinianych nogach

Tegoroczny sezon Tauron Basket Ligi był niewątpliwie przełomowy, ponieważ do rozgrywek przystąpiły aż trzy zespoły z Trójmiasta. Do faworytów ligi, czyli Asseco Prokomu Gdynia oraz Trefla Sopot dołączył Start Gdynia, którego właścicielem i założycielem jest dobrze znany biznesmen Ryszard Krauze. Dość niespodziewanie, ale tylko beniaminek TBL może uznać ten sezon za udany. Włodarze Startu Gdynia dysponując bardzo skromnym budżetem postanowili utrzymać człon zespołu, który wywalczył awans wspierając go młodymi utalentowanymi zawodnikami, którzy w przeszłości grali w barwach Polonii 2011 Warszawa oraz Politechniki Warszawa. Szansę na samodzielne prowadzenie drużyny na tym poziomie dostał również były asystent w klubach TBL – David Dedek. Słoweniec znakomicie wykorzystał swoja szansę. Jego zespół bardzo dobrze prezentował się zarówno w obronie jak i w ataku. Braki kadrowe uzupełniali wolą walki oraz niezwykłą ambicją. W Starcie doszło do niecodziennej sytuacji, jak na Polskie warunki, ponieważ w ich szeregach występował tylko jeden obcokrajowiec, którym był Izraelczyk Robert Rothbart. Klub z Trójmiasta tym samym udowodnił, że można nie wielkim kosztem zbudować drużynę opartą na Polakach, która z powodzeniem będzie sobie radzić w naszej lidze. Niestety pozostałe zespoły z Trójmiasta nie mogą tego sezonu zaliczyć do udanych. Kryzys ekonomiczny znacząco bowiem odbił się na potentatach Tauron Basket Ligi. Trefl Sopot, który otwarcie przed sezonem zapowiadał, że będzie walczył o mistrzostwo, z miesiąca na miesiąc coraz bardziej słabł. Wielkie oczekiwania wiązały się również z wielkimi wydatkami, na które klubu z Sopotu nie było stać. Pierwszy pokład wicemistrza Polski opuścił trener – Żon Tabak, który dostał propozycję nie do odrzucenia od ekipy Caja Laboral Vitoria. Jednak kolejne odejście potwierdzało jak spore problemy miał Trefl, ponieważ z powodu zaległości finansowych zespół opuścił Przemysław Zamojski, który przeniósł się nowego (starego) klubu, czyli Asseco Prokomu Gdynia. Mimo, iż ekipa z Sopotu zdobyła Puchar Polski to kolejne tygodnie bez pieniędzy sprawiły, że zawodnicy postanowili zastrajkować i odmówić wyjścia na jeden z treningów. Sprawia ucichłą, część zaległości została wypłacona, ale cała sytuacja znacząco odbiła się na drużynie. Ich odpadnięcie z zespołem AZS’u Koszalin w ćwierćfinale  fazy play-off było niewątpliwie największym zaskoczeniem tego sezonu, ale tym samym konsekwencją wcześniejszych poczynań klubu. Tymczasem na bardzo podobną chorobę zapadł mistrz Polski. Jeden z najbardziej stabilnych finansowo klubów w Polsce w ostatnich latach musiał kończyć sezon w mocno okrojonym składzie. Konsekwencją odpadnięcia Asseco Prokomu Gdynia z fazy grupowej Euroligi nie była tylko eliminacja z tych elitarnych rozgrywek, ale  niespodziewana rezygnacją z dalszego sponsoringu Ryszarda Krauze. Wieloletni udziałowiec oraz właściciel Asseco Prokomu Gdynia po nie udanym początku sezonu stracił cierpliwość i postanowił wyprowadzić swoje pieniądze klubu. Taka postać rzeczy sprawiła, że z tygodnia na tydzień mogliśmy obserwować upadek legendy. Z drużyny odeszli tacy zawodnicy jak: Łukasz Koszarek i Adam Hrycaniuk, a skład uzupełnili zupełni amatorzy. Mimo to zespół starał się (jak na mistrza przystało) dokończyć sezon pomimo okrojonego składu. Jednakże nawet najwięksi optymiści nie wierzyli w to, że Asseco Prokom Gdynia sięgnie po kolejne dziesiąte mistrzostwo. Zakończony kilka dni temu sezon był przełomowy, ponieważ z tronu ustępuje absolutny dominator ostatniej dekady. Niestety przykro było oglądać jego upadek, ponieważ nie był on spowodowany w naturalny sportowy sposób, a raczej kierowany względami ekonomicznymi.



 Niespodzianki…

Sezon 2012/13 Tauron Basket Ligi przyniósł dwie wielkie niespodzianki, a są nimi postawa drużyny AZS’u Koszalin oraz dyspozycja Jakuba Dłoniaka niskiego skrzydłowego Jeziora Tarnobrzeg.

Drużyna AZS przed sezonem przeniosła się do nowej nowoczesnej hali i oczekiwania względem klubu znacznie wzrosły, jednak nikt nie spodziewał się, aż tak wielkiego sukcesu. Tylko najwięksi optymiści przebąkiwali o pierwszej czwórce. Historyczny brązowy medal to zdecydowanie największa niespodzianka mienionych rozgrywek TBL. Przez większość sezonu Akademicy prezentowali się dużo poniżej oczekiwać, nawet przez  chwilę zagrożony był ich awans do fazy play-off. Drużyna z Koszalina jednak nie przejmowała się wszechobecną krytyką i po zmianach kadrowych na ławce trenerskie oraz w składzie z meczu na mecz prezentowała się coraz lepiej. Kulminacją ich znakomitej dyspozycji był ćwierćfinał pojedynek przeciwko Treflowi Sopot. W drugim meczu w Ergo Arenie na granicy Sopotu i Gdańska w drużynę Zorana Sretenovića wstąpiły nadprzyrodzone siły, które pozwoliły im rozprawić się z wicemistrzem Polski. Ostatecznie dość łatwo awansowali do półfinału, w którym jednak musieli uznać wyższość Stelmetu Zielona Góra. Jednakże w meczu o trzecie miejsce byli już bezkonkurencyjny szybko rozprawiając się z ekipą Anwilu Włocławek i tym samym sięgając po pierwszy medal w historii klubu. Tak nie oczekiwany koniec sezonu dla AZS’u sprawia, że wszyscy sympatycy oraz same władze klubu z optymizmem mogą patrzeć w przyszłość. Jednakże po takim sukcesie presja przed następnym sezonem będzie jeszcze większa i bardzo ciekawe jak Akademicy sobie z nią poradzą.


Nie chciany, oddawany na wypożyczenia, grający końcówki – takim zawodnikiem jeszcze do niedawna był Jakub Dłoniak, który nigdy nie dostał prawdziwej szansy w Tauron Basket Lidzie, aż do mienionego sezonu. Chyba nawet sam Dariusz Szczubiał, który postanowił zaryzykować i dać mu okazję do systematycznego grania, nie spodziewał, że nastąpi, aż tak wielka eksplozja jego talentu. Głodny gry Dłoniak już od pierwszego meczu pokazywał, że będzie nowym liderem Jeziora Tarnobrzeg. Pochodzący z Gorzowa Wielkopolskiego obwodowy bardzo dobrze przepracował czas pomiędzy sezonami, czego efekty zbierał cały sezon. Jego występ przeciwko Polpharmie Starogard Gdański i 31 punktów przeszedł już do historii Tarnobrzeskiej koszykówki. Dłoniak szczególnie imponował skuteczność zza linii 6,75, gdzie na 211 rzutów trafił aż 89, co daje 42% skuteczność. Jego niesamowita forma została również doceniona przez kibiców, ponieważ został on wybrany do tegorocznego meczu gwiazd Polska – Czechy, który odbywał się we Wrocławiu. 29 –letni zawodnik na przestrzeni całego sezonu notował średnio 20.1 punktu, 2.6 zbiórki oraz 1.4 asysty w 33 minuty spędzone na parkiecie. Były już zawodnik Jeziora tym samym został pierwszym Polakiem od bardzo dawna, który mógł cieszyć się z korony najlepszego strzelca naszej ligi. Dłoniak udowodnił, że warto stawiać na Polaków oraz przeszukiwać niższe ligi w poszukiwaniu talentów. Jego znakomita dyspozycja została również dostrzeżona przez szkoleniowca reprezentacji Polski – Drika  Bauermanna, który powołał go do szerokiej kadry na zbliżający się Eurobasket na Słowenii.  

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz