sobota, 29 czerwca 2013

Po Drafcie NBA 2013




Cóż to był za dziwny draft. Drużyny jak by się umówiły żeby wybierać bez większej logiki. Niestety z przykrością muszę przyznać, że raczej na pewnie nie przejdzie on do historii. I tak jak, w tym roku przypominano draft z przed dekady, tak ten za 10 lat będzie zupełnie zapominany. Chyba nawet niezłomny David Stern, który był systematycznie wygwizdywany przez fanów zgromadzonych w Barclays Center cieszy się, że już nigdy nie będzie musiał uczestniczyć w takich szopkach.

Zacznijmy więc od początku. Pierwsze wyjście komisarza i … Anthony Bennett, czy Cavs zupełnie zwariowali? Przecież faworytami byli: Noel, McLemore, Oladipo, a nawet Len. Wszystkie wcześniejsze nazwiska nikogo by nie zaskoczyły. Jednak Ekipa z Cleveland zaryzykował, ale czy słusznie, to sezon pokaże. Pomimo mojej wielkiej sympatii w stosunku do Bennett’a to raczej na pewno nie stanie się zawodnikiem pokroju James’a, czy Irvinga. Oczywiście Cavs mają spore braki na pozycji niskiego skrzydłowego, ale Kanadyjczyk to bardzo ryzykowny wybór, ponieważ jest za ciężki by grać na obwodzie i za niski by grać pod koszem. Niestety z przykrością muszę przyznać, że Anthony Bennett może okazać się najbardziej nietrafionym wyborem w tegorocznym drafcie.

Bardzo dobrym wyborem natomiast wydaje się mi Otto Porter, który poszedł z trójką do Wizadrs. Ekipa ze stolicy Stanów Zjednoczonych nie mogła lepiej trafić, ponieważ absolwent Geogetown będzie idealnym uzupełnieniem dla takich strzelców jak Wall i Beal. Moim zadaniem Porter jest przysłowiowym strzałem w dziesiątkę i będzie lepszym zawodnikiem niż Tayshan Prince, do którego jest porównywany. 

Sporym zaskoczeniem był dla mnie również wybór Suns, którzy posiadają naszego rodaka Marcina Gortata i zdecydowali się na Alex’a Len’a. Możliwe, że Marcin wywar na działaczach klubu swoim warsztatem tak dobre  wrażenie, że zapragnęli kolejnego centra z Europy Zachodniej. Jednak dla Ukraińca oznacza to bardzo trudny początek w zawodowej koszykówce, ponieważ reprezentant Polski łatwo miejsca w pierwszej piątce nie odda.

Od ósmego numeru wybierając – Kentavious Caldwell-Pope znakomicie tegoroczny draft rozpoczęli Detroit Pistons, których poczynania, są wielce omijane przez niemal wszystkich koszykarskich ekspertów. Rzucający obrońca uniwersytety Georgia to całkiem przyzwoity zawodnik, ze sporym potencjałem, który w znaczącym stopniu powinien wpłynąć na grę w ataku Tłoków. Kolejne ich wyboru mogą również w znaczącym stopniu przyczynić się do rozwoju ekipy z Detroit. 37 pick Tony Michell to prawdopodobnie jeden z największych przechwytów tego draftu. Michell to niemal kompletny gracz z pozycji silnego skrzydłowego i całkiem możliwe, że gdyby grał na lepszej uczelni ujrzelibyśmy go w Top 10. 56 pick Peyton Siva to istny majstersztyk w wykonaniu Pistons. Siva to świeżo upieczony mistrz NCAA, który w roli rozgrywającego prowadził swój zespół do zwycięstwa. Mimo swoich słabych warunków fizycznych przyszła rywalizacja z m.in. Calderonem może zrobić z niego tylko lepszego zawodnika, a pozytywne skutki tej decyzji będą zbierać Tłoki.

Kolejnym Kanadyjczykiem, który miał szczęście zostać wybrany, w tym drafcie okazał się – Kelly Olynyk. Szczerze powiedziawszy wróże mu większą karierę niż Bennett’owi. Z racji pochodzenia Olynyka – Gonzaga University, w którego barwach występuje nasz rodak Przemek Karnowski miałem okazję chcąc nie chcąc oglądać wiele meczu popularnych Buldogs. Nowy center Boston Celtics od pierwszego meczu zrobił na mnie spore wrażenie. I mam przeczucie, że od czasów Larry Birda w Celtics, nie było tak dobrego oraz niezwykle charakterystycznego „białas”.

Zawodników z poza USA nie było wielu w tym drafcie, oczywiście pomijając Kanadyjczyków. Jednak jest trochę perełek, które mogą się sprawić w warunkach NBA. Bardzo jestem ciekaw jak się sprawdzi Niemiec – Dennis Schroeder, który mimo swojego pochodzenia na tegorocznym Nike Hoop Summit pokazał, że prezentuje bardzo amerykański styl gry. Ekipa Atlanty Hawks powinna mieć z niego sporo pożytku w przyszłości. Ogromny potencjał fizyczny wykazuje również Grek – Giannis Adetokoubo, który jednak wydaje się być ryzykownym wyborem, ponieważ może okazać się wielkim zawodnikiem oraz równie wielkim rozczarowaniem dla działaczy Bucks. Brazylijską wersją Anthony Davisa ma być Lucas Nogueria, ale moim zadaniem ma dużo mniej do zaoferowania w ataku, niż jego Amerykański odpowiednik. Jednak w grze w defensywie już teraz tkwi w nim ogromny potencjał. Dopiero z 19 numerem został wybrany Rosjanin – Sergey Karasev, który przypomina mi w stylu gry Mateusza Ponitke. Jednakże Sergey dysponuje dużo lepszym rzutem. Dla ekipy Cavs to mimo wszystko bardzo dobry przechwyt. Ciekawym wyborem może okazać się również Rudy Gobert, który jest bardzo wysoki (7-2), ale przy tym bardzo szczupły, co sprawia, że mam wątpliwości, czy Francuz jest gotowy na NBA. Sporymi znakami zapytania są również: Francuz Livo Jean-Charles (28# Spurs) i Serb Nemanja Nedovic (30# Warriors). Na dzień dzisiejszy raczej wielkiej kariery w NBA nie wróże takim zawodnikom jak: Alex Abrines (32# Thunder), Raul Neto (47# Hawks) oraz Joffrey Lauvergne (55# Grizzlies). Jednak spore nadzieje wiąże z numerem 59, z którym został wybrany Boja Dubjevic. Na pochodzącego z Czarnogóry podkoszowego zdecydowali się Memphis Grizzlies. Pomimo odległego numeru jestem ogromnym fanem jego talentu. Po rewelacyjnym sezonie w barwach Basket Club Valencia, jeśli dostanie szansę może sprawdzić się również w NBA.
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz