poniedziałek, 15 lipca 2013

Najbardziej niedoceniany drugoroczniak NBA

Pierwszy raz miałem okazje oglądać go na mistrzostwach Świata do lat 19 i już po pierwszych udanych jego zagraniach byłem wręcz przekonany, że w przyszłości zostanie wielką gwiazdą NBA. Mimo, iż reprezentacja USA skończyła ten turniej dopiero na piątym miejscu, to on został wybrany do najlepszej piątki mistrzostw, a ja ogromnym optymizmem obserwowałem jego drogę do NBA.


Niestety kariera Jeremy Lamb'a nie ułożyła się tak kolorowo jak by mogło się wydawać. Na wspomnianych mistrzostwach prezentował się rewelacyjnie. W całym turnieju notował średnie na poziomie: 16 punktów i 4 zbiórek. W jednym meczu przeciwko późniejszym mistrzom Litwinom zdobył 35 punktów i poprowadził swój zespół do zwycięstwa. W drugim i ostatnim sezonie w NCAA w barwach uczelni Uniwersytetu Connecticut notował średnio: 17 punktów i 5 zbiórki na mecz. Wszystko układało się idealnie, więc postanowił przystąpić do draftu NBA. Z 12 numerem wybrali go Houston Rockets. Pomimo dość niskiego numeru jak na jego ogromny potencjał, miał stać się od pierwszego spotkania podstawowym graczem ekipy z Teksasu. Jednak los nie sprzyjał Lamb'owi i w wymianie za Jamesa Hardena powędrował do Oklahomy City Thunder. Niestety jego nowy trener Scott Brooks znany był z tego, że korzysta z usług pierwszoroczniaków tylko i wyłącznie z konieczności i dość szybko zesłał Lamb'a do ligi D-League. Praktycznie przez cały poprzedni sezon nie otrzymał odpowiedniej szansy notując fatalnie średnie na poziomie: 3 punktów  i jednej zbiórki. Możliwe, że obecne problemy Thunder na pozycji rzucającego obrońcy zmuszą trenera Brooks'a do wykorzystania umiejętności Jeremiego, który imponuje w tegorocznej lidze letniej NBA. Mimo wszystko nadal patrzę z ogromnym optymizmem w przyszłość tego niesamowicie utalentowanego młodzieńca i mam nadzieję, że w końcu otrzyma swoją szansę NBA, na którą niewątpliwie zasługuje.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz