środa, 11 września 2013

Powody naszej klęski...

Pewnie jak większość sympatyków koszykówki oraz osób, które również dmuchały ten balonik przed EuroBasketem niesamowicie bolała mnie nasza klęska, bo inaczej tego bym nie nazwał. Postanowiłem więc, raz jeszcze na spokojnie obejrzeć mecz z Gruzją, Czechami oraz Chorwacja. Oczywiście ze zrozumiałych powodów nie siadłem do meczu z Hiszpanią i Słowenią.


Nie posiadam żadnego tytułu trenerskiego i możliwe, że nie wypada mi wytykanie błędów naszego szkoleniowca oraz zawodników, ale przez wiele lat trenowała i grałem na różnym poziomie w ten piękny sport. To sprawiło, że gołym okiem dostrzegam, wręcz juniorskie błędy w wykonaniu naszej reprezentacji. Wiele osób uważa, że w pierwszym meczu to Gruzja zagrała fenomenalny basket, ale moim zdaniem to my przegraliśmy ten pojedynek jeszcze długo przed jego rozpoczęciem. Nasi zawodnicy zupełnie zlekceważyli swojego przeciwnika, co szybko się zemściło. Natomiast w spotkaniu z Czechami może mieliśmy pecha, ale zawodnicy na takim poziomie z bezpieczną przewagą powinni z łatwością wygrać ten mecz.

Błędy, które notorycznie nam się przydarzały:

- Tragiczna obrona 1 na 1 np. początek meczu z Czechami, kiedy na zupełnie wyprostowanych nogach Łukasza Koszarka mija Tomas Satoransky.

- Fatalna skuteczność za linii rzutów osobisty (50/74 67%) porównywalnie w zeszłorocznych eliminacjach mieliśmy skuteczność na poziomie 81%.

- Tragiczna skuteczność za trzy punkty (35/107 32%), co miało być naszym atutem. Warto pamiętać, że przed meczem ze Słowenią mieliśmy ledwie 24 celne „trójki” w czterech meczach.

- Stosunek start do przechwytów 79 – 17 oraz start do asyst 79 – 75

- Brak ruchu w ataku oraz odpowiedniej agresji w obronie.

- Słabe dzielenie się piłką, co znakomicie było widać na tle Chorwacji, która doskonale radziła sobie w tym aspekcie.

- Strach przed podjęciem jakiegokolwiek ryzyka w ataku np. wejście na parkiet Michała Chylińskiego w pierwszym meczu.

- Brak agresji na atakowanej tablicy, ledwie 58 zbiórek przy np. 61 Czech i 66 Gruzji, które miały dużo niższe drużyny.

- Zbyt dużo zagrań Pick and Roll praktycznie przez cały turniej.

- Brak bilansu pomiędzy zagraniami obwodowych i podkoszowych np. pierwsza zagrywka przygotowana pod Thomasa Kelatiego dopiero na 2 minuty przed końcem pierwszej połowy meczu z Słowenią.

- Duża ilość akcji izolacyjnych, które były grane wolno i tym samym łatwe do przewidzenia.

- Brak odpowiedniej koncentracji w obronie np. broniąc strefą 2-3 Marcin Gortat ucieka z pola trzech sekund – to nie NBA – tu nie ma błędu trzech sekund w obronie.

- Tragiczne „czytanie gry” zarówno przez sztab jak i samych zawodników np. w meczu ze Słowenią zdjęcie z parkietu Krzysztofa Szubargi, który dobrze męczył w obronie Dragica, a chwilę później na parkiecie pojawił się Nebojsa Jaksimovic, który miał sporo problemów z rozgrywaniem akcji. W tym momencie na boisku pojawia się Łukasz Koszarek, który tylko statystuje zamiast naciskać Jaksimovica.

- Fatalny skauting.

- Duet Gortat – Lampe

Gortat: 25.6 min, 47% z gry, 46% za 1, 7.8 zb, 2.2 as, 1.8 st, 2.0 bl, 10.4 pkt.

Lampe: 23.4 min, 36% z gry, 87% za 1, 4.6 zb, 0.8 as, 2.6 st, 0,4 bl, 9.6 pkt.

Niestety z przykrością muszę przyznać, że zawiodło dużo więcej czynników. Przede wszystkim psychika. Jednak teoria o zbyt wielkiej presji zupełnie mnie nie przekonuje, ponieważ to są zawodowi koszykarze, których obowiązkiem codziennej pracy jest radzenie sobie z presją. Jeśli ktoś tego nie potrafi to nie powinien przyjeżdżać na zgrupowanie kadry.


Moim skromnym zdaniem, są dwie osoby, które zupełnie mnie nie zawiodły. To Michał Ignerski oraz Przemysław Zamojski. Ignerski był prawdziwym walczakiem, który bardzo często dawał pozytywny impuls z ławki. Dzięki postawie Igły nadal mogliśmy marzyć o wygranej w praktycznie każdym spotkaniu. Natomiast Zamojski pomimo, że był debiutantem na EuroBaskecie jako jeden z niewielu naszych reprezentantów nie przestraszył się żadnego przeciwnika. Niesamowicie mocno go szanuję za jego ogromną ambicję w takich meczach jak z Gruzją i Hiszpanią. Przemek pokazał, że jest prawdziwym twardzielem i mimo wyniku będzie walczył do końca oraz że w pełni zasłużył na miano reprezentanta Polski.


Miejmy tylko nadzieję, że PZKosz wyciągnie z tego turnieju jak najwięcej wniosków, które przełożą się w znaczący sposób na szkolenie młodzieży, bo w nich jedyna nadzieja. Jeśli chodzi o trenera to skoro zawodnicy stoją za nim murem, to nie widzę powodu nie przedłużana z nim kontraktu. Jednak również w tym wypadku związek musi spojrzeć na inne reprezentacje np. Ukrainy, Finlandii, czy Serbii. Gdzie trener ma komfort pracy niezależnie od wyniku. Jeśli decydujemy się na trenera pokroju Dirka Bauermann to dajmy mu komfort pracy na kilka lat, a nie na kilka miesięcy. Tylko w takiej sytuacji możemy liczyć na jakiekolwiek sukcesy.  

    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz