Pewnie jak większość sympatyków
koszykówki oraz osób, które również dmuchały ten balonik przed EuroBasketem
niesamowicie bolała mnie nasza klęska, bo inaczej tego bym nie nazwał.
Postanowiłem więc, raz jeszcze na spokojnie obejrzeć mecz z Gruzją, Czechami
oraz Chorwacja. Oczywiście ze zrozumiałych powodów nie siadłem do meczu z
Hiszpanią i Słowenią.
Nie posiadam żadnego tytułu trenerskiego i
możliwe, że nie wypada mi wytykanie błędów naszego szkoleniowca oraz
zawodników, ale przez wiele lat trenowała i grałem na różnym poziomie w ten
piękny sport. To sprawiło, że gołym okiem dostrzegam, wręcz juniorskie błędy w wykonaniu
naszej reprezentacji. Wiele osób uważa, że w pierwszym meczu to Gruzja zagrała
fenomenalny basket, ale moim zdaniem to my przegraliśmy ten pojedynek jeszcze
długo przed jego rozpoczęciem. Nasi zawodnicy zupełnie zlekceważyli swojego
przeciwnika, co szybko się zemściło. Natomiast w spotkaniu z Czechami może
mieliśmy pecha, ale zawodnicy na takim poziomie z bezpieczną przewagą powinni z
łatwością wygrać ten mecz.
Błędy, które notorycznie nam się
przydarzały:
- Tragiczna obrona 1 na 1 np.
początek meczu z Czechami, kiedy na zupełnie wyprostowanych nogach Łukasza
Koszarka mija Tomas Satoransky.
- Fatalna skuteczność za linii
rzutów osobisty (50/74 67%) porównywalnie w zeszłorocznych eliminacjach
mieliśmy skuteczność na poziomie 81%.
- Tragiczna skuteczność za trzy
punkty (35/107 32%), co miało być naszym atutem. Warto pamiętać, że przed
meczem ze Słowenią mieliśmy ledwie 24 celne „trójki” w czterech meczach.
- Stosunek start do przechwytów
79 – 17 oraz start do asyst 79 – 75
- Brak ruchu w ataku oraz odpowiedniej
agresji w obronie.
- Słabe dzielenie się piłką, co znakomicie
było widać na tle Chorwacji, która doskonale radziła sobie w tym aspekcie.
- Strach przed podjęciem
jakiegokolwiek ryzyka w ataku np. wejście na parkiet Michała Chylińskiego w
pierwszym meczu.
- Brak agresji na atakowanej
tablicy, ledwie 58 zbiórek przy np. 61 Czech i 66 Gruzji, które miały dużo
niższe drużyny.
- Zbyt dużo zagrań Pick and Roll
praktycznie przez cały turniej.
- Brak bilansu pomiędzy
zagraniami obwodowych i podkoszowych np. pierwsza zagrywka przygotowana pod Thomasa
Kelatiego dopiero na 2 minuty przed końcem pierwszej połowy meczu z Słowenią.
- Duża ilość akcji izolacyjnych,
które były grane wolno i tym samym łatwe do przewidzenia.
- Brak odpowiedniej koncentracji w
obronie np. broniąc strefą 2-3 Marcin Gortat ucieka z pola trzech sekund – to nie
NBA – tu nie ma błędu trzech sekund w obronie.
- Tragiczne „czytanie gry”
zarówno przez sztab jak i samych zawodników np. w meczu ze Słowenią zdjęcie z
parkietu Krzysztofa Szubargi, który dobrze męczył w obronie Dragica, a chwilę
później na parkiecie pojawił się Nebojsa Jaksimovic, który miał sporo problemów
z rozgrywaniem akcji. W tym momencie na boisku pojawia się Łukasz Koszarek,
który tylko statystuje zamiast naciskać Jaksimovica.
- Fatalny skauting.
- Duet Gortat – Lampe
Gortat: 25.6 min, 47% z gry, 46% za
1, 7.8 zb, 2.2 as, 1.8 st, 2.0 bl, 10.4 pkt.
Lampe: 23.4 min, 36% z gry, 87%
za 1, 4.6 zb, 0.8 as, 2.6 st, 0,4 bl, 9.6 pkt.
Niestety z przykrością muszę
przyznać, że zawiodło dużo więcej czynników. Przede wszystkim psychika. Jednak
teoria o zbyt wielkiej presji zupełnie mnie nie przekonuje, ponieważ to są
zawodowi koszykarze, których obowiązkiem codziennej pracy jest radzenie sobie z
presją. Jeśli ktoś tego nie potrafi to nie powinien przyjeżdżać na zgrupowanie
kadry.
Moim skromnym zdaniem, są dwie
osoby, które zupełnie mnie nie zawiodły. To Michał Ignerski oraz Przemysław
Zamojski. Ignerski był prawdziwym walczakiem, który bardzo często dawał
pozytywny impuls z ławki. Dzięki postawie Igły nadal mogliśmy marzyć o wygranej
w praktycznie każdym spotkaniu. Natomiast Zamojski pomimo, że był debiutantem
na EuroBaskecie jako jeden z niewielu naszych reprezentantów nie przestraszył się
żadnego przeciwnika. Niesamowicie mocno go szanuję za jego ogromną ambicję w
takich meczach jak z Gruzją i Hiszpanią. Przemek pokazał, że jest prawdziwym twardzielem
i mimo wyniku będzie walczył do końca oraz że w pełni zasłużył na miano
reprezentanta Polski.
Miejmy tylko nadzieję, że PZKosz
wyciągnie z tego turnieju jak najwięcej wniosków, które przełożą się w znaczący
sposób na szkolenie młodzieży, bo w nich jedyna nadzieja. Jeśli chodzi o
trenera to skoro zawodnicy stoją za nim murem, to nie widzę powodu nie
przedłużana z nim kontraktu. Jednak również w tym wypadku związek musi spojrzeć
na inne reprezentacje np. Ukrainy, Finlandii, czy Serbii. Gdzie trener ma komfort
pracy niezależnie od wyniku. Jeśli decydujemy się na trenera pokroju Dirka
Bauermann to dajmy mu komfort pracy na kilka lat, a nie na kilka miesięcy.
Tylko w takiej sytuacji możemy liczyć na jakiekolwiek sukcesy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz