piątek, 27 czerwca 2014

Zwycięzcy i przegrani Draftu NBA 2014

ZWYCIĘZCY:

Orlando Magic – Dostali to co chcieli, czyli ekspresywnego i efektownego podkoszowego #3 Aaron Gordon oraz wszechstronnego rozgrywającego #10 Elfird Payton. Nowe trio Magic: Payton – Oladipo – Gordon zapowiada się niesamowicie ekscytująco.

Charlotte Hornets – Świetnie wykorzystali tegoroczny draft, by uzupełnić swoje braki kadrowe. #9 Noah Vonleh to bardzo wszechstronny silny skrzydłowy, który równie dobrze prezentuje się zarówno w ataku, jak i w obronie. A wspólna gra z Al Jeffersonem może mu pozwolić błyskawicznie nabrać niezbędnej parkietowej ogłady. Kolejnym wyborem Hornets był #26 P.J. Hairston, który jest prawdziwą maszynką do zdobywania punktów, jakiej bez wątpienia potrzebowali na obwodzie Szerszenie. W kolejnych pickach włodarze drużyny z Charlotte również nie próżnowali. #44 Dwight Powell oraz #55 Semaj Chirston mogą okazać się bardzo solidnymi rezerwowymi. Szczególnie Powell, który jest świetnie wyszkolonym technicznie silnym skrzydłowym.

Los Angeles Lakers – Lakers są już gotowi na spodziewane odejście Paul Gasola oraz Steve’a Nash’a, dobrze wykorzystując do tego silnie obsadzony draft. Pierwszy ich łupem padł #7 Julius Randle, który swoją grą łudząco przypomina mniejszą wersję samego Shaq’a, a przy tym jest nienagannie wyszkolony technicznie. Natomiast z odległym #46 numerem wybrali Jordana Clarksona, który jeszcze przed samym draftem prognozowany był na przełom pierwsze i drugiej rundy. Pomimo odległej pozycji, Clarkson może okazać się bardzo solidnym wzmocnieniem Lakers na pozycji rozgrywającego oraz rzucającego obrońcy.

Minnesota Timberwolvers- Pomimo niezbyt sympatycznej reakcji ich #13 Zach LaVine, to działacze Wolvers bardzo dobrze wykorzystali tegoroczny draft. Ponieważ wybrali niezwykle wszechstronnego LaVine’a, solidnego obrońcę #40 Glen Robinson III oraz rewelacyjnego strzelca #53 Alessandro Gentile.

Miami Heat – Lebron chce – Lebron ma! Tymi słowami można idealnie określić tegoroczny wybór w drafcie byłych mistrzów NBA. Ponieważ lider Heat wszem i wobec przyznawał, że działacze drużyny Żaru muszą zrobić absolutnie wszystko, by wybrać w drafcie Shabazza Napiera. I tak więc się stało. Ale trzeba przyznać, że James naprawdę zna się na rzeczy, bowiem były dwukrotny mistrz NCAA z uczelnią UConn to – pomimo słabszych warunków fizycznych – świetny rozgrywający. I jest jeszcze ktoś, kto nie wierzy, że Lebron James nie wróci do Miami?

San Antonio Spurs – Spurs tuż przed draftem nastawiali się na pozyskanie solidnego rezerwowego dla ich MVP Finałów – Kawhi Leonarda. #30 Kyle Anderson wydaje się być idealnym rozwiązaniem dla mistrzów NBA. Ponieważ jest to bardzo solidy strzelec, którego główną broną jest atak – a tego właśnie szukali Spurs.

Chicago Bulls – Byki zrobiły rewelacyjny ruch oddając swoje picki #16 Jusuf Nurkić i #19 Gary Harris w zamian za #11 Doug McDermott. Ponieważ tym ruchem zyskali najlepszego strzelca z pozycji niskiego i silnego skrzydłowego w całym zestawieniu oraz otworzyli sobie furtkę do pozyskania Carmelo Anthony’ego.

Adam Silver – Za świetne prowadzenie całego draftu i piękny gest w kierunku Isaiah Austin’a – SZAPOBA!


PRZEGRANI:

Toronto Raptors – Raptors zupełnie zaprzepaścili swój pierwszy pick - #20 Bruno Caboclo. Ponieważ wybrali zupełnie nieznanego Brazylijczyka, którego sami określili brazylijskim Kevinem Durantem, co chyba jest zbytnio optymistyczną opinią.

Los Angeles Clippers – Pomimo ogromnego natłoku na pozycji rzucającego obrońcy Clippers postanowili pozyskać kolejnego strzelca #28 C.J. Wilcox. Mimo, iż mogli wybrać solidnego zmiennika dla DeAndre Jordana. I gdzie tu logika?

Tyler Ennis – Gra jako – tylko – rezerwowy Gorana Dragića może w znaczący sposób przyhamować rozwój tego niezwykle uzdolnionego absolwenta uczelni Syracuse. Jednakże mam nadzieję, że nie skończy on podobnie jak Kendall Marshall, który odzyskał chęci do gry dopiero kiedy uwolnił się od szpon Phoenix Suns.

Patric Young i James McAdoo – Obaj podkoszowi, którzy jeszcze do niedawna byli murowanymi kandydatami do wyboru w tegorocznym drafcie, lecz o dziwo nie zmieścili się w szczęśliwej „60”. Co najciekawsze McAdoo jeszcze kilka lat temu uznawany był za największy talent podkoszowy USA i typowany na Top5 tego draftu. Jednakże nie najlepsze występy na renomowanej uczelni North Carolina mocno osłabiły jego notowania. Natomiast Young ma za sobą rewelacyjny sezon w barwach uczelni Floryda Gators i to, że nie znalazł dla siebie klubu w NBA może uznać za ogromną osobistą porażkę.


Zach LaVine – Nie najlepiej zareagował na to, że słoneczne Los Angeles będzie musiał zamienić na mroźną i kapryśną Minnesotę. Ale wydaje się, że LaVine jest równie kapryśny, co pogoda w jego nowym miejscu zamieszkania. Dlatego trafia do grona przegranych tego draftu, za swoje dziecinne zachowanie. 


czwartek, 26 czerwca 2014

Przed NBA Draft 2014 - TOP 15




1. Cleveland Cavaliers– Andrew Wiggins SF wzrost: 6-8 uczelnia: Kansas rocznik: ‘95


Cavs mieli ledwie 1,7% szans na wylosowanie pierwszego numeru w tegorocznym drafcie, a jednak szczęście ponownie się do nich uśmiechnęło. Jeszcze do niedawna głównym faworytem Kawalerzystów był Joel Embiid, jednak jego kontuzja stopy praktycznie zaprzepaściła szanse Kameruńczyka. Więc ich głównym celem wydaje się być ktoś z dwójki: Jabari Parker – Andrew Wiggins. Parker ponoć bardzo słabo zaprezentował się na indywidualnych treningach w Cleveland, co może okazać się decydujące. W obecnej sytuacji faworytem Cavs wydaje się być Andrew Wiggins. Były skrzydłowy uczelni Kansas Jayhawks ma za sobą bardzo dobry sezon, a swoją grą na parkietach NCAA udowodnił, że jest niecodzienne utalentowanym zawodnikiem. Tymczasem w barwach Cavaliers może już od przyszłego sezonu z Kyrie Irvingiem stworzyć zabójczy duet ofensywny.

2. Milwaukee Bucks – Jabari Parker SF/PF wzrost: 6-8 uczelnia: Duke rocznik: ‘95

Jedna z plotek twierdzi, że Parker tak bardzo chce trafić do Bucks, że specjalnie bardzo słabo zaprezentował się na treningach w Cleveland. Absolwent renomowanej uczelni Duke posiada rodzinę niedaleko Milwaukee, więc jego wymarzonym klubem wydają się być Kozły. Wszystko na to wskazuje, że marzenie Parkera się ziści. Ponieważ władze Bucks bardzo są nim zainteresowani i prawdopodobnie się na niego zdecydują. Jabari to niezwykle wszechstronny zawodnik. Na parkietach NCAA z powodzeniem grał wymiennie na pozycji niskiego i silnego skrzydłowego. W swojej grze momentami łudząco przypomina Kevina Duranta. Jednak w przeciwieństwie od lidera Thunder Parker dużo lepiej odnajduje się w tłoku podkoszowym, co powoduje, że może być idealnym uzupełnieniem strefy podkoszowej Kozłów.

3. Philadelphia 76ers – Dante Exum PG wzrost: 6-6 Australia rocznik: ‘95

Wymarzonym wyborem Sixers w tym roku jest Dante Exum. Natomiast miejsce w składzie dla utalentowanego Australijczyka miałby zwolnić sam Michael Carter-Williams, który miałby zostać oddany do innego klubu. Działacze ekipy z Philadelphii wręcz zakochali się w umiejętnościach oraz potencjale tego rozgrywającego. Na tyle, że są gotowi wręcz za bezcen oddać swojego Rookie of the Year. W przypadku braku chętnych na MCW, opcją rezerwową dla Sixers wydaje się być Joel Embiid, który znacząco wzmocniłby szeregi podkoszowe 76ers. Jednak nadal faworytem działaczy jest Dante Exum, który uważany jest za największy australijski koszykarski talent od czasów Andrew Boguta.  

4. Orlando Magic – Joel Embiid C wzrost: 7-0 uczelnia: Kansas rocznik: ‘94

Drużyna z Florydy zdecydowanie potrzebuje wszechstronnego rozgrywającego, który odciążyłby Victora Oladipo. Idealnym rozwiązaniem dla nich wydaje się być Dante Exum, oczywiście jeśli nie zostanie wcześniej wybrany. W takim wypadku działacze Magic prawdopodobnie podejmą ryzyko i wybiorą centra - Joela Embiida. A z kolejnym 12. numerem będą szukać odpowiedniego wzmocnienia na pozycji rozgrywającego. W obwodzie jest również Marcus Smart, ale on raczej niezbyt odnalazłby się w duecie z Oladipo. Tymczasem w pełni sił Embiid jest zdecydowanie najlepszym centrem w całym zestawieniu. Oczywiście ostatnio zmagał się z kontuzją pleców, a tuż przed draftem z urazem stopy. Jednak mimo, to potencjał ofensywny, jak i defensywny tkwi w nim ogromy. I przy odpowiedniej rehabilitacji, w przyszłości może okazać się prawdziwą bestią w polu trzech sekund Magic.

5. Utah Jazz – Noah Vonleh PF wzrost: 6-9 uczelnia: Indiana rocznik: ‘95

Po tym jak Salt Lake City opuścił Paul Millsap, który postanowił przenieść się do Atlanty, to Jazz mają ogromny wakat na pozycji silnego skrzydłowego. Więc ich piąty numer w drafcie wydaje się być idealną szansą na uzupełnienie tych braków. Zdecydowanym faworytem Jazz wydaje się absolwent uczelni Indiana – Noah Vonleh, który wywarł bardzo dobrze wrażenie na działaczach klubu. Volnah swoich przyszłych pracodawców szczególnie zachwycił swoimi świetnymi warunkami fizycznymi oraz jak na ledwie 18-letniego zawodnika bardzo dojrzałym podejściem do sportu. Noah nie jest typem gwiazdora, a raczej gracza, który ciężko haruje pod oboma koszami. A swoim usposobieniem idealnie pasuje do ekipy Jazz. Drugim kandydatem do gry w Salt Lake City jest Julius Randle, ale priorytetem nadal wydaje się być Vonleh.

6. Boston Celtics – Marcus Smart PG/SG wzrost: 6-3 uczelnia: Oklahoma St. rocznik: ‘94

Drużyna z Bostonu nadal liczy na transfer Kevina Love do Celtics, więc całkiem możliwe, że tegoroczne wybory w drafcie powędrują do Minnesoty Timberwolvers. Jednakże zarówno ekipa Celtów, jak i Wilków z chęcią przygarnęłaby do swojego zespołu Marcusa Smarta. Absolwent uczelni Oklahoma State, to bardzo fizyczny rozgrywający/rzucający obrońca, który idealnie mógłby uzupełniać się z Rondo, czy Rubio. Smart w swoje grze łudząco przypomina Victora Oladipo, czy Dwayne’a Wade’a. Z powodzeniem może grać zarówno na pozycji rozgrywającego lub rzucającego obrońcy, a co najważniejsze - fizycznie jest już gotowy na niezwykle wymagające warunki NBA. Natomiast jego sporym atutem nie jest tylko ofensywa, ale również defensywa, szczególnie w sytuacjach jeden na jeden. Jednakże jego ogromną wadą jest psychika, która często zawodzi go w najważniejszych momentach spotkania. W przyszłości może sprawiać również problemy natury wychowawczej.

7. Los Angeles Lakers – Julius Randle PF wzrost: 6-9 uczelnia: Kentucky rocznik: ‘95

Poprzedni sezon Los Angeles Lakers udowodnił, że drużyna z Miasta Aniołów posiada braki kadrowe praktycznie na każdej pozycji. Prawdopodobnie zespół opuści silny skrzydłowy – Paul Gasol oraz rozgrywający – Steve Nash. Obaj zawodnicy są już łączeni z kilkoma klubami. Tym samym Lakers powinni skupić się na jak najlepszym zapełnieniu luk po swoich byłych graczach. Priorytetem dla ekipy z L.A. wydaje się być podkoszowy - Julius Randle, który ma za sobą świetny sezon na uczelni Kentucky Wildcats. Randle jak na ledwie 19-letniego zawodnika bardzo dobrze odnajduje się w kombinacyjnej koszykówce. Świetnie wykorzystuje swoje znakomite warunki fizyczne oraz niecodzienną siłę, a przy tym jest bardzo przyzwoicie wyszkolony technicznie. Na parkietach NCAA był wręcz nie do zatrzymania, w grze zarówno przodem, jak i tyłem do kosza. Bez wątpienia może okazać się bardzo przyzwoitym wzmocnieniem „nowych” Lakers.

8. Sacramento Kings – Doug McDermott SF/PF wzrost: 6-8 uczelnia: Creighton rocznik: ‘92

Zespół z Sacramento pomimo wzmocnień w postaci Rudy Gay’a ma z sobą fatalny sezon. Kings potrzebują zawodnika, który może grać wymiennie zarówno pod koszem, jak i na obwodzie, a przy tym jest całkiem przyzwoitym strzelcem. Idealnym rozwiązaniem problemów kadrowych Królów jest – Doug McDermott. McDermott po czterech latach spędzonych na uczelni Creighton w końcu zdecydował się na karierę w NBA. Doug jest synem trenera, który prowadził jego uczelnianą drużynę i bez wątpienia najlepszym strzelcem w tegorocznym drafcie. W zeszłym sezonie na niezbyt prestiżowej uczelni Creighton, McDermott junior notował średnie punktowe na poziomie: 26.7 punktu, 7.0 zbiórki, przy rewelacyjnej skuteczności (45%) zza łuku. Jednak nie wiadomo jak świetnie technicznie i psychicznie ułożony McDermott odnajdzie się w szaleńczej koszykówce Kings. Jeśli to się uda, to może okazać się idealnym uzupełnieniem Gay’a i Cousins’a.  

9. Charlotte Hornets – Aaron Gordon PF wzrost: 6-9 uczelnia: Arizona St. rocznik: ‘95

Idealnym rozwiązaniem dla Hornets byłyby Chorwat – Dario Saric, ale największy talent chorwackiej koszykówki zdecydował się karierę w Europie i dwa kolejne sezonu spędzi w Anadolu Efes Stambuł. Oczywiście ekipa z Charlotte może zaryzykować i go wybrać. Jednak wtedy muszą przygotować się na to, że co najmniej dwa lata będą musieli radzić sobie bez niego. W takim wypadku idealnym uzupełnieniem dla Hornets na pozycji silnego skrzydłowego wydaje się być – Aaron Gordon. Na byłego gwiazdora uczelni Arizona chrapkę mają również działacze Sixers, lecz klub Michaela Jordana może ich w tym ubiec. Gordon, to zdecydowanie najbardziej ekspresywny silny skrzydłowy w ty zestawieniu. W swojej grze bardzo przypomina Blake’a Griffina, lecz od gwiazdora Clippers jest dużo gorzej wyszkolony technicznie. Mimo to, z rozgrywającym Hornets – Kembą Walkerem może stworzyć niezwykle efektowny i skuteczny duet.

10. Philadelphia 76ers – Jusuf Nurkić C wzrost: 6-11 BiH rocznik: ‘94

Drugi wybór włodarzy Sixers jest mocno uzależniony od tego, na kogo zdecydują się „trójką”. Jeśli będzie to, Dante Exum, to będą potrzebować podkoszowego. Natomiast jeśli wybór padnie na Joela Embiida, to będą szukać strzelca, bądź rozgrywającego. W tym zestawieniu wybrali Australijczyka, więc w swojej rotacji brakuje im centra. Dość nieoczekiwanie ekipa z Filadelfii może zdecydować się na Bośniaka – Jusufa Nukica. Nurkic ma za sobą bardzo dobry sezon w barwach drużyny Cedevita Zagrzeb, gdzie był prawdziwą gwiazdą zespołu. Jusuf może nie jest typowym nowoczesnym środkowym, ale jest niezwykle przydatny zarówno w obronie, jak i w ataku. Jego największym atutem jest to, że przy swojej „toporności” świetnie potrafi odnaleźć się tłoku podkoszowym oraz w grze pick and roll.

11. Denver Nuggets – Nik Stauskas SG wzrost: 6-6 uczelnia: Michigan rocznik: ‘94

Baryłki w swoim składzie zdecydowanie potrzebują obwodowego strzelca, a najlepszym tego typu zawodnikiem w całym zestawieniu jest Nik Stauskas. Kanadyjczyk, który ma swoje korzenie na Litwie rewelacyjnie odnalazł się w zeszłym sezonie w roli lidera uczelni Michigan, notując średnie na poziomie: 17.5 punktu (44% za trzy), 3.3 asysty oraz 2.9 zbiórki. Poza świetnym rzutem dysponuje on bardzo dobrym przeglądem pola w grze na koźle oraz czymś niezwykle istotnym, czyli koszykarskim IQ. Nik bez wątpienia będzie łakomym kąskiem nie tylko dla Nuggets, ale i dla całej ligi, ponieważ każdy trener chciałby mieć takiego zawodnika w swoim zespole. W razie niepowodzenie opcją rezerwową ekipy Denver jest Gary Harris.

12. Orlando Magic – Elfrid Payton PG wzrost: 6-4 uczelnia: La Lafayette rocznik: ‘94

Magic mają olbrzymi wakat na pozycji rozgrywającego, więc jeśli z numerem czwartym nie uda im się pozyskać Dante Exuma, to kolejną okazją będzie właśnie ich 12. numer. W zależności od koncepcji trenera oraz generalnego menadżera będzie to ktoś z trójki: Elfrid Payton, Tyler Ennis oraz Shabazz Napier. Największe szanse ma ten pierwszy, który na przed draftowych treningach wykazywał zdecydowanie największy potencjał w ofensywie i defensywie. Jego boiskowym odpowiednikiem wydaje się być Rajon Rondo, ale przed Paytonem jeszcze sporo pracy, by osiągnąć podobny poziom co gwiazdor Boston Celtics. Mimo to w przyszłości może okazać się czołowym rozgrywającym ligi. Jednakże działacze Magic decydując się na niego podejmują spore ryzyko, ponieważ jest on absolwentem małej i nieznanej uczelni – La Lafayette. Dużo bezpieczniejszą opcją jest ktoś dwójki Ennis – Napier.

13. Minnesota Timberwolvers – Zach LaVine PG/SG wzrost: 6-6 uczelnia: UCLA rocznik: ‘95

Przyszłość Timberwolvers jest mocno uzależniona od tego, do jakiego klubu i za co powędruje Kevin Love. Mimo to wymarzonym wyborem Wilków jest Nik Stauskas, lecz on prawdopodobnie zostanie wybrany dużo wcześniej. W takiej sytuacji włodarze klubu z Minnesoty będą szukać zawodnika, który z powodzeniem może grać zarówno na pozycji rozgrywającego, jak i rzucającego obrońcy. Więc wydaje się, że rozsądnym wyborem byłby Zach LaVine z uczelni UCLA. Zach to niezwykle wszechstronny zawodnik, który w swoje grze bazuje głównie na swojej motoryce. 19-letni obrońca w swoich parkietowych poczynaniach przypomina innego absolwenta uczelni UCLA – Russella Westbrooka. Jednak w przeciwieństwie do swojego starszego i bardziej sławnego kolegi, LaVine jest dużo słaby fizycznie oraz niezwykle szczupły, co jak na warunki NBA może być sporym problemem.

14. Phoenix Suns – Gary Harris SG wzrost: 6-4 uczelnia: Michigan St. rocznik: ‘94

Dla Słońc kluczowym wyborem w tegorocznym drafcie powinno być pozyskanie świetnego strzelca obwodowego, którego zadaniem byłoby rozciąganie obrony rywala. Oczywiście idealnie w tej roli odnajdywałby się Nik Stauskas, jednak o nim włodarze Suns raczej mogą zapomnieć. W takim wypadku najrozsądniejszym wyborem wydaje się być Gary Harris, który w poprzednim sezonie był jednym z liderów silnej uczelni Michigan State. Po za dobrym rzutem, Harris może zaskoczyć swoich rywali również bardzo dobrym minięciem, celnym rzutem z półdystansu, błyskawicznym wyjściem po zasłonie, czy skuteczną akcją w obronie zwieńczoną przechwytem. Jedyną jego wadą jak na rzucającego obrońcę, są bardzo skromne warunki fizyczne.

15. Atlanta Hawks – Rodney Hood SF wzrost: 6-8 uczelnia: Duke rocznik: ‘92

Hawks na gwałt potrzebują zawodnika z pozycji niskiego skrzydłowego, który będzie mógł z powodzeniem kryć największe obwodowe gwiazdy przeciwnika oraz w trudnych momentach odblokuje zespół w ataku. Wręcz idealnym dla nich rozwiązaniem jest Rodney Hood, który jest całkiem przyzwoitym obrońcom, a w ofensywie potrafi zagrozić przeciwnikowi praktycznie w każdym aspekcie gry. Na dodatek jest absolwentem renomowanej uczelni Duke, co powoduje, że odnajdzie się w nawet najbardziej skomplikowanej taktyce. Możliwe również, ze władze Jastrzębi zdecydują się na bardziej wszechstronnego - T.J. Warrena. Jednak dużo bezpieczniejszą i przewidywalną opcją wydaje się być Hood.

Inni zawodnicy, na których warto zwrócić uwagę:

Tyler Ennis - PG, 6-2, Syracuse
Clint Capela - PF/C, 6-11, Szwajcaria
P.J. Hairston - SG, 6-5, NBDL
Shabazz Napier - PG, 6-1, UConn
James Young - SG/SF, 6-6, Kentucky
Bogdan Bogdanović - SG, 6-6, Serbia
Glen Robinson III - SF, 6-7, Michigan
Vasilije Micic - PG, 6-4, Serbia
Patric Young - PG, 6-10, Floryda
James McAdoo - PF, 6-9, North Carolina 

wtorek, 17 czerwca 2014

Przyczyny klęski Miami Heat


Pięć przyczyn klęski Miami Heat:

- Tragiczna defensywa

We wcześniejszych zwycięskich finałach Heat ich największą siłą nie była „Wielka Trójka”, a bardzo dobra defensywa. Niestety, ale chyba do tegorocznych finałów nie podeszli równie mocno zmobilizowani, co było widać już od pierwszego pojedynku. Gracze Żaru przegrywali większość pojedynków jeden na jeden (nawet James), co powodowało, że kolejne czyste pozycje na obwodzie mięli Spurs. Na domiar złego nie radzili sobie z kolejnymi „ekstra pasami” oraz siłą podkoszową rywala.

- Lebron James to za mało!

Jedynym zawodnikiem, który nie zawiódł w zespole z Florydy był Lebron James, który notował średnie na poziomie 28.2 punktu, 7.8 zbiórki i 4.0 asysty. Natomiast poza liderem Heat wszyscy inni zawiedli. Szczególnie blado na tle LBJ’a wyglądali Dwayne Wade ledwie 15.2 punktu, 3.8 zbiórki i 2.6 asysty oraz Chris Bosh, który notował średnio 14.0 punktu i 5.2 zbiórki. Tymczasem obaj panowie w cuglach przegrali rywalizację z zawodnikami Ostróg ze swojej pozycji. Duet Duncan – Ginobili, po prostu ich upokorzył. Jednakże słaba dyspozycja Wade’a i Bosha, to tylko wierzchołek góry lodowej. Zawiedli praktycznie wszyscy. No może poza Rayem Allenem, który całkiem nieźle się zaprezentował notując średnie na poziomie 9.8 punktu, 3.0 zbiórki i 1.8 asysty. Bardzo słabo grali podkoszowi: Chris Andersen oraz Udonis Haslem, którzy mieli ogromne problemy z szybkościowa koszykówką Spurs. Do tego grona można również zaliczyć innych z Norris’em Cole’m na czele.


- Brak klasowego rozgrywającego

Gdy cztery lata temu do klubu przychodził Lebron James oraz Chris Bosh wszyscy sceptycy tego projektu podkreślali, że największą wadą „nowych Heat”, będzie brak klasowego rozgrywającego. Przez cztery sezony ekipa z Florydy jakoś sobie z tym radziła. Ciężar rozgrywania wziął na siebie m. in. Lebron James. Jednakże z kolejnymi meczami gra Heat wydawała się być coraz bardziej przewidywalna. Natomiast aktualne finały całkowicie obnażyły braki drużyny Żaru na tej pozycji. Mario Chalmers zakończył finały ze średnimi na poziomie 4.4 punktu, 2.8 asysty oraz 1.4 zbiórki, natomiast Norris Cole 3.2 punktu i 1.8 asysty. Ich marne osiągnięcia, chyba najlepiej pokazują to, że głównym celem transferowym Heat przed najbliższym sezonem powinno być zakontraktowanie klasowego rozgrywającego.

- Niezrozumiała rotacja

Tegoroczne finały, jak i cała faza Playoffs NBA mocno zaburzyły – wcześniej pewną – pozycję Erika Spoelstry w klubie z Florydy. W poprzednich latach (mimo finałowej porażki z Mavs) potrafił wydobyć ze swoich zawodników to co najlepsze. Jednakże tym razem zupełnie się pogubił. Nagle w pierwszej piątce pojawił się Rashard Lewis, który wcześniej był raczej zawodnikiem od zadań specjalnych. Były zawodnik m. in. Orlando Magic może w ataku nie zawodził (8.6 punktu), ale w obronie był zupełnie bezproduktywny (1.6 zbiórki). Tymczasem na ławce większość czasu spędzali ci, którzy w poprzednim sezonie byli czołowymi zawodnikami Heat, czyli Shane Battier oraz Udonis Haslem.

- Brak mentalności zwycięzcy

Na kolejnych konferencjach prasowych, po kolejnych porażkach James i reszta przekonywali dziennikarzy, że mają wszystko pod kontrolą. Lecz szybko się okazało, że była to tylko niezbyt przekonująca zasłona dymna. Ponieważ Heat nie potrafili podnieść się po kolejnych porażkach, nawet we własnej hali. Wydaje się, że gdzieś w tym wszystkim zbrakło po prostu mentalności zwycięzcy. Zwykłego głodu zwycięstwa, czego od takich sportowców powinniśmy wymagać. Natomiast Lebron James, który wcześniej już kilka razy przegrał w wielkim finale wydawał się być tym zupełnie nie przejęty. I niestety taka jest różnica pomiędzy Jamsem, a Jordanem. 

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Przyczyny sukcesu San Antonio Spurs


Pięć przyczyn sukcesu San Antonio Spurs:

- Skrajnie zespołowa koszykówka oraz rewelacyjna defensywa

Bez wątpienia największą siłą San Antonio Spurs w tych finałach nie były indywidualności, a skrajnie zespołowa koszykówka, którą świetnie napędzała skuteczna defensywa. Ostrogi swoim zwycięstwem udowodnili, że taktyka obrana 18-lat temu przez Gregga Popovicha jest ponad czasowa i żadne „wielkie trio” nie jest wstanie tego zburzyć. Spurs doskonale zagęszczali pole trzech sekund, tym samym ograniczając penetrację pod kosz przeciwnika, a w szczególności Lebrona Jamesa. Natomiast w ataku maksymalnie przyśpieszali swoją grę piłką, która momentami kilkukrotnie krążyła po obwodzie, aż w końcu znalazła odpowiedniego zawodnika.

- Bilans, bilans i jeszcze raz bilans

Tym sukcesem Spurs pokazali na czym powinna opierać się współczesna koszykówka. A mianowicie zachowanie odpowiedniego bilansu, w każdym aspekcie gry. Ekipa z Teksasu dowiodła, że jest w tym prawdziwym mistrzem. Zachowując idealne proporcje praktycznie w każdym wymiarze gry, od odpowiedniej selekcji rzutów, czynniku asyst do strat, po punkty zdobywane przez zawodników pierwszej piątki i rezerwowych. Zachowując przy tym niezwykle wysoką skuteczność rzutów z gry. 
Wykres rzutów San Antonio Spurs 


- Kawhi Leonard

Kawhi Leonard przebył niesamowicie wyboistą i krętą drogę, by być w tym miejscu gdzie jest teraz. Przez ostatni rok przeobraził się z zawodnika od zadań specjalnych w defensywie, w gracza praktycznie kompletnego. Z pełną świadomością trzeba przyznać, że niespełna 23-letni skrzydłowy został zasłużenie uhonorowany nagrodą MVP. Leonard w całej serii finałowej notował średnie na poziomie 17.8 punktu, 6.4 zbiórki oraz rewelacyjną skuteczność (58%) zza łuku, co nigdy nie było jego mocną stroną. Kawhi tymi finałami potwierdził również, że w niedalekiej przyszłości będzie gotowy przejąć pałeczkę lidera Spurs od Tima Duncana, którego wcześniej namaścił sam David Robinson. Pod względem charakteru idealnie pasuje do roli przywódcy Ostróg, bowiem nie jest wielką gwiazdą, a raczej zawodnikiem, który skupia się na codziennej, mozolnej, ciężkiej pracy na parkiecie.

Statystyki rzutowe Leonarda w trzech ostatnich meczach

- Niezawodni Tim Duncan oraz Tony Parker

Przed tegorocznymi finałami kibice Spurs mocno zamartwiali się o dyspozycję ich największych gwiazd, czyli Tima Duncana oraz Tony Parkera. TD pomimo swoich 38 lat zaprezentował się wręcz fenomenalnie, notując średnie na poziomie 15.4 punktu oraz 10.0 zbiórki. Zważywszy na jego podeszły wiek (jak na sportowca), to te osiągnięcia zasługują na wyróżnienie. Tymczasem zmagający się z urazami i różnego rodzaju problemami fizycznymi Parker udowodnił, że posiada niezwykłą wolę walki. Mimo słabszych występów całe finały zakończył jako najlepszy strzelec swojego zespołu (18.0 punktu).

- Zawodnicy drugiego planu

Od wielu lat ogromną siłą z ławki Spurs jest Manu Ginobili, który w tych finałach również nie zwiódł notując średnie na poziomie 14.4 punktu, 4.4 asysty i 3.0 zbiórki. Jednak tym razem do rewelacyjnego Argentyńczyka dołączyli także pozostali „ławkowicze”. Prawdziwym objawienie serii był Australijczyk Patty Mills, którzy zdobywał średnio 10.2 punktu, przy 57% zza łuku. Natomiast niesamowitą wszechstronnością popisał się niepozorny – Boris Diaw, który notował średnio 6.2 punktu, 8.6 zbiórki i 5.8 asyst. Wielokrotnie popisując się niecodziennym przeglądem pola jak na wysokiego zawodnika. Świetnie ze swoich ról wywiązali się również: Tiago Splitter, Danny Green, czy Marco Belinelli. 


P.S. Już jutro pięć przyczyn klęski Miami Heat. 

środa, 11 czerwca 2014

Mozolne odradzanie się potęgi


Sezon Asseco Gdynia skończył się już jakiś czas temu. Zawodnicy rozjechali się po domach, a ja postanowiłem napisać swego rodzaju podsumowanie sezonu ekipa z Gdyni. Dlaczego tak późno? Ponieważ z racji tego, że jestem kibicem Asseco postanowiłem z czasem nabrać odpowiedniego dystansu do obecnej sytuacji mojej ulubionej drużyna na parkietach TBL.

Ciężkie początki, ale dobry koniec

Działacze z Gdyni przed sezonem stali przed nie lada wyzwaniem, bowiem musieli rozpocząć budowę składu całkiem inaczej niż miało to miejsce w ostatnich latach. Ponieważ Asseco dysponowało dość ograniczonym budżetem, jak na dziewięciokrotnych mistrzów Polski. Jak ciężkie to było wyzwanie, najlepiej świadczy cicha współpraca z Tomasem Pacesasem, który miał spory wpływ na nowe transfery. Pomimo, to pierwsze wzmocnienia w postaci: Maksima Kovacevića, Filipa Zekavicica, czy Christophera Gatsona nie okazały się zbytnio wartościowe. Jedynym udanym transferem zagranicznym Asseco z początku sezonu był Amerykanin -  A.J. Walton, który okazał się objawieniem całej Tauron Basket Ligi. Lecz włodarze zespołu po kilku meczach naprawili swoje błędy ściągając do Trójmiasta starego znajomego – Fiodra Dmitrewa oraz Litewskiego giganta – Ovijdjusa Galdijkas.

Po Waltonie największym sukcesem kadrowym klubu było zatrudnienie Davida Dedka. Słoweniec, po rocznej przygodzie w Starcie Gdynia dostał szanse, na jaką czekał przez całą dotychczasową karierę. I z pełną świadomością trzeba przyznać, że Dedek ową szansę znakomicie wykorzystał. Nowy trener od razu ostro zabrał się do pracy, tworząc z Gdyńskiej Areny prawdziwą twierdzę. Na przestrzeni całego sezonu Asseco zanotowało bilans 13-5 we własnej hali. A w Gdyni poległy m. in. takie zespołu jak: PGE Turów Zgorzelec, czy Stelmet Zielona Góra. Jednakże największą zaletą Dedka wydaje się być rzetelna, często mozolna praca, która powodowała, że Asseco było perfekcyjnie przygotowanie do każdego pojedynku. Druga niezwykle ważną cechą jest jego skromność oraz świetny kontakt ze swoimi zawodnikami, zwłaszcza z graczami młodego pokolenia. Moim zdaniem, po Wojciechu Kamińskim z Rosy Radom, David Dedek jest najlepszym trenerem obecnego sezonu Tauron Basket Ligi. Pomimo, iż klub z Gdyni zakończył rozgrywki na fazie ćwierćfinału.

Dedek pokazał również, że w polskich warunkach można stworzyć całkiem niezłe połącznie doświadczenia z młodzieżą. Kluczowych zawodników jak: Walton, Szczotka, Dmitrew, czy Frasunkiewicz świetnie z ławki wspierali młodzi i utalentowani: Kowalczyk, Matczak i Żołnierewicz.

Bez wątpienia w Gdyni udało się stworzyć coś, co jest najważniejsze w każdym zespołowym sporcie -  czyli prawdziwą drużynę, która potrafiła się wspólnie cieszyć ze zwycięstw oraz wspierać po bolesnych porażkach. A co równie istotne udało się również odbudować wieź na linii klub – kibice, co nie było takie proste.

Jaka przyszłość?

Budżet drużyny z Gdyni będzie opiewał na podobnym poziomie, co w poprzednich rozgrywkach, czyli na około dwóch milionów złotych. Więc nie ma co się spodziewać wielkich nazwisk w składzie Asseco, a kolejne rozgrywki mają być kontynuacja drogi obranej przed rokiem.

Kontrakty na nowy sezon z Asseco Gdynia mają obecne: Piotr Szczotka, Sebastian Kowalczyk, Filip Matczak, Przemysław Żołnierewicz, Roman Szymański oraz Litwin – Ovidijus Galdikas. Natomiast kontrakt (1+1) nadal posiada A.J. Walton. Oczywiście władze klubu wyraziły już chęci jego przedłużenia, jednak Amerykanin podejmie ostateczną decyzję po Lidze Letniej NBA, w której będzie walczył o angaż w najlepszej lidze na świecie.

Priorytetem dla działaczy Asseco wydają się dwie osoby, a są nimi trener David Dedek oraz Fiodor Dmitrew. Obaj bardzo dobrze czują się w Trójmieście i prawdopodobnie przedłużą kontrakty z klubem. Jednakże po zwiększeniu liczy drużyn w Tauron Basket Lidze mogą okazać się łakomym kąskiem dla wielu klubów. W szczególności Słoweniec, który od kilku lat ma uznaną markę na naszym rynku, a poprzednim sezonem udowodnił, to że posiada bardzo bogaty warsztat trenerski.

Całkiem możliwe, że w koszulce Asseco w przyszłym sezonie ujrzymy weterana - Przemysława Frasunkiewicza, którego ofertą pozycji trenera starała się skusić Energa Czarni Słupsk. Lecz wychodzi na to, że popularny Franz nie jest jeszcze gotowy, by zakończyć swoją koszykarską karierę. Za to w Gdyni czuje się świetnie i na pewno nadal będzie chciał występować w Asseco. W zupełniej innej sytuacji jest Łukasz Seweryn, który ma za sobą całkiem niezły sezon, jednak w najważniejszych momentach trochę zawodził. Dość nieoczekiwanie o przyszłości Seweryna w Gdyni może zadecydować inny zawodnik, a mianowicie Jarosław Zyskowski. Były gracz Kotwicy Kołobrzeg oraz syn wielokrotnego Reprezentanta Polski w koszykówce, przed poprzednim sezonem był bardzo bliski gry w Asseco. Jednakże z gry wyeliminowała go kontuzja. Ale teraz jest w pełni sił, więc jego temat występów zespołu z Trójmiasta powraca. Klub na pewno nie zdecyduje się na oby tych koszykarzy, ponieważ nadal na najwyższym poziomie ma być ogrywany – Przemysław Żołnierewicz i wypożyczony ze Stelmetu Zielona Góra – Filip Matczak.

Kogo ostatecznie zobaczymy w składzie Asseco Gdynia w sezonie 2014/15 - czas pokaże, jednak ja niezależnie od tego mam nadzieję, że na ławce trenerskiej nadal będę mógł podziwiać Davida Dedka.



wtorek, 10 czerwca 2014

Sosnowiecki błąd PLK

Władze Tauron Basket Ligi przed nadchodzącym sezonem 2014/15 przystąpiły do niesamowitej ofensywy transferowej, chcąc zwiększyć liczbę uczestników TBL do aż 16 drużyn. Pewne udziału w najwyższej klasie rozgrywkowej są m. in. Wilki Morskie Szczecin, Wikana Start Lublin, czy SIDEn Polski Cukier Toruń. O ile zaproszenia do udziału w rozgrywkach Tauron Basket Ligi dla tych klubów nie jest wielkim zaskoczeniem, to list intencyjny od władz PLK dla Basketu Zagłębie Sosnowiec jest nie małą niespodzianką.

Polski Związek Koszykówki od kilku lat usilnie stara się wskrzesić wielki basket na Śląsku. Jednak do niedawna głównym faworytem do udziału w rozgrywkach TBL była MKS Dąbrowa Górnicza, która od ładnych kilku lat występuje na zapleczu ekstraklasy, a co najważniejsze posiada odpowiedni obiekt (niecałe 3 tyś miejsc) i wydawałoby się odpowiedni budżet, by rywalizować na parkietach Tauron Basket Ligi. Jednakże dość nieoczekiwanym w wyścigu do powrotu śląskiej koszykówki na koszykarskie salony prowadzi twór o nazwie Basket Zagłębie Sosnowiec, który oficjalnie został zarejestrowany jako spółka akcyjna (uwaga!) 25 kwietnia. Więc wszystko na to wskazuje, że sytuacja w Sosnowcu jest niezwykle dynamiczna.

Jak blisko TBL jest Basket Zagłębie Sosnowiec najlepiej świadczą te słowa – Wszystko jest na dobrej drodze. Nasz start jest pewny w 99 procentach. Bo zawsze może się coś stać. Hala wymaga powiększenia widowni do 1600 miejsc ( aktualnie jest tysiąc). Musimy do 15 lipca mieć zapewniony budżet w wysokości dwóch milionów brutto oraz zapłacić wpisowe. Jego wysokość nie jest jeszcze określona, ale mówi się o kwocie ok. 300 tysięcy złotych. Jesteśmy na to gotowy – przyznaje trener Tomasz Służałek. Z tego co wiadomo są również prowadzone pierwsze rozmowy ze sponsorami oraz zawodnikami. Skład ma opierać się na ośmiu, dziewięciu Polakach oraz trzech obcokrajowcach. Najwidoczniej władze PLK mocno rozpaliły nadzieje sympatyków koszykówki na Śląsku i ich powrót do najwyższej klasy rozgrywek wydaje się być nieuchronny. Ale czy to na pewno dobra decyzja? 

Sosnowiec jako samo  miasto, nie jest zupełnie anonimowym miejscem jeśli chodzi o koszykówkę. A nawet ówczesny klub – Zagłębie Sosnowiec może poszczycić się takim sukcesami, jak dwukrotne mistrzostwo Polski w roku 1985 i 1986 oraz aż 16-stoma sezonami spędzonymi w koszykarskiej ekstraklasie. Lecz wszystko się posypało w roku 1999, kiedy spadli z ligi. Próba reaktywacji klubu po 15-latach jest naprawdę czymś, co warto pochwalić. Jednak czy progi Tauron Basket Ligi nie są za wysokie dla „nowego” Zagłębia? Chyba lepszym rozwiązaniem byłoby mozolne, ale rozsądne budowanie klubu np. od drugiej, bądź nawet pierwszej ligi. Dla klubu, który nie posiada seniorskiej drużyny na żadnym koszykarskim poziomie w naszym kraju. Jedynie bardzo słaby zespół w kategorii – junior. Tak olbrzymi przeskok może równać się z ogromną katastrofą! I to nie tylko sportową, ale i finansową, a sama liga tym zaproszeniem robi krzywdę śląskiej koszykówce, a nie ją wskrzesza…   

Najlepszym przykładem na to, że władze PLK robią błąd, jest kazus Śląsk Wrocław, który po namowach zdecydował się wykupić dziką kartę w 2011 roku. Wtedy powstał klub, który był blisko połączony z WKK Wrocław i firmą Koelner. Jak to się skończyło? Chyba wszyscy wiemy. Jednak ten sam Śląsk udowodnił, że wykupienie dzikiej karty, to nie rozwiązanie. Sportowo awansując do Tauron Basket Ligi z poziomu drugiej ligi. Duma Dolnego Śląska tym samym dowiodła, że klubu oraz drużyny nie buduje się w kilka tygodni i że do tego potrzeba naprawdę dużo czasu, by nie zakończyło się to katastrofą. Miejmy nadzieje, że przykład Śląska będzie przestrogą dla władz klubu z Lublina, Szczecina, czy Torunia.   


Pomimo zapewnień jednego z działaczy „nowego” Zagłębia Sosnowiec ich udział w nadchodzącym sezonie TBL wydaje się jednak mało prawdopodobny. Ponieważ prezes Tauron Basket Ligi – Jacek Jakubowski w jednym z wywiadów przyznał, że w nowych rozgrywkach do Lublina, Szczecina i Torunia dołączy Dąbrowa Górnicza. Mimo to, wystosowanie takiego listu intencyjnego do praktycznie nie istniejącego koszykarsko klubu, jest wielkim błędem PLK!