wtorek, 17 czerwca 2014

Przyczyny klęski Miami Heat


Pięć przyczyn klęski Miami Heat:

- Tragiczna defensywa

We wcześniejszych zwycięskich finałach Heat ich największą siłą nie była „Wielka Trójka”, a bardzo dobra defensywa. Niestety, ale chyba do tegorocznych finałów nie podeszli równie mocno zmobilizowani, co było widać już od pierwszego pojedynku. Gracze Żaru przegrywali większość pojedynków jeden na jeden (nawet James), co powodowało, że kolejne czyste pozycje na obwodzie mięli Spurs. Na domiar złego nie radzili sobie z kolejnymi „ekstra pasami” oraz siłą podkoszową rywala.

- Lebron James to za mało!

Jedynym zawodnikiem, który nie zawiódł w zespole z Florydy był Lebron James, który notował średnie na poziomie 28.2 punktu, 7.8 zbiórki i 4.0 asysty. Natomiast poza liderem Heat wszyscy inni zawiedli. Szczególnie blado na tle LBJ’a wyglądali Dwayne Wade ledwie 15.2 punktu, 3.8 zbiórki i 2.6 asysty oraz Chris Bosh, który notował średnio 14.0 punktu i 5.2 zbiórki. Tymczasem obaj panowie w cuglach przegrali rywalizację z zawodnikami Ostróg ze swojej pozycji. Duet Duncan – Ginobili, po prostu ich upokorzył. Jednakże słaba dyspozycja Wade’a i Bosha, to tylko wierzchołek góry lodowej. Zawiedli praktycznie wszyscy. No może poza Rayem Allenem, który całkiem nieźle się zaprezentował notując średnie na poziomie 9.8 punktu, 3.0 zbiórki i 1.8 asysty. Bardzo słabo grali podkoszowi: Chris Andersen oraz Udonis Haslem, którzy mieli ogromne problemy z szybkościowa koszykówką Spurs. Do tego grona można również zaliczyć innych z Norris’em Cole’m na czele.


- Brak klasowego rozgrywającego

Gdy cztery lata temu do klubu przychodził Lebron James oraz Chris Bosh wszyscy sceptycy tego projektu podkreślali, że największą wadą „nowych Heat”, będzie brak klasowego rozgrywającego. Przez cztery sezony ekipa z Florydy jakoś sobie z tym radziła. Ciężar rozgrywania wziął na siebie m. in. Lebron James. Jednakże z kolejnymi meczami gra Heat wydawała się być coraz bardziej przewidywalna. Natomiast aktualne finały całkowicie obnażyły braki drużyny Żaru na tej pozycji. Mario Chalmers zakończył finały ze średnimi na poziomie 4.4 punktu, 2.8 asysty oraz 1.4 zbiórki, natomiast Norris Cole 3.2 punktu i 1.8 asysty. Ich marne osiągnięcia, chyba najlepiej pokazują to, że głównym celem transferowym Heat przed najbliższym sezonem powinno być zakontraktowanie klasowego rozgrywającego.

- Niezrozumiała rotacja

Tegoroczne finały, jak i cała faza Playoffs NBA mocno zaburzyły – wcześniej pewną – pozycję Erika Spoelstry w klubie z Florydy. W poprzednich latach (mimo finałowej porażki z Mavs) potrafił wydobyć ze swoich zawodników to co najlepsze. Jednakże tym razem zupełnie się pogubił. Nagle w pierwszej piątce pojawił się Rashard Lewis, który wcześniej był raczej zawodnikiem od zadań specjalnych. Były zawodnik m. in. Orlando Magic może w ataku nie zawodził (8.6 punktu), ale w obronie był zupełnie bezproduktywny (1.6 zbiórki). Tymczasem na ławce większość czasu spędzali ci, którzy w poprzednim sezonie byli czołowymi zawodnikami Heat, czyli Shane Battier oraz Udonis Haslem.

- Brak mentalności zwycięzcy

Na kolejnych konferencjach prasowych, po kolejnych porażkach James i reszta przekonywali dziennikarzy, że mają wszystko pod kontrolą. Lecz szybko się okazało, że była to tylko niezbyt przekonująca zasłona dymna. Ponieważ Heat nie potrafili podnieść się po kolejnych porażkach, nawet we własnej hali. Wydaje się, że gdzieś w tym wszystkim zbrakło po prostu mentalności zwycięzcy. Zwykłego głodu zwycięstwa, czego od takich sportowców powinniśmy wymagać. Natomiast Lebron James, który wcześniej już kilka razy przegrał w wielkim finale wydawał się być tym zupełnie nie przejęty. I niestety taka jest różnica pomiędzy Jamsem, a Jordanem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz