wtorek, 17 lutego 2015

Nie będę tęsknił Moska!


Z dniem wczorajszym rolę pierwszego trenera Trefla Sopot przestał pełnić Darius Maskoliunas, który prowadził zespół od sezonu 2013/14. W przeszłości wielokrotnie krytykowałem byłego już szkoleniowca Trefla, więc postanowiłem odpowiednio się do tego ustosunkować.

Nie ulega wątpliwości, że Litwin w przeszłości był znakomitym zawodnikiem i jego przyjście do Tauron Basket Ligi było prawdziwym hitem. Jednak z czasem jego urok zaczął gdzieś się ulatniać. Mi od samego początku niezbyt to pasowało, ale gdzieś głęboko miałem nadzieję, że się mylę. Od tak utytułowanego człowieka szczególnie oczekiwałem, że w końcu ktoś w Sopocie zacznie grać młodzieżą. Liczyłem, że już w poprzednich rozgrywkach podstawowymi zawodnikami Trefla będą Michał Michalak oraz David Brembly. Natomiast pierwsze szlify na parkietach TBL będą zbierać Grzegorz Kulka i Paweł Dzierżak. Tym bardziej, że jego asystentem był Mariusz Niedbalski, który był i wciąż jest pierwszym szkoleniowcem kadry do lat 20. Niestety, ale dość szybko okazało się, że Moska na ławce trenerskiej jest dyktatorem.

Najdobitniej o jego trudnym charakterze przekonali się młodzi zawodnicy. David Brembly tak zniechęcił się do Sopotu, że po jednym sezonie uciekł do swojej pierwszej/drugiej ojczyzny. Wielu powie, że był po prostu za słaby! Tak? To dlaczego teraz jest czołowym graczem jednego z zespołów Bundesligi? Cały poprzedni sezon obserwowałem jaki opieprz otrzymuje od Mosky za każdy najmniejszy błąd na parkiecie. Podobne męki przechodził Michał Michalak, który grał tylko dlatego, że nie było miejsca w składzie oraz budżecie na zawodnika z jego pozycji.

Trener na każdym kroku obwiniał także władze klubu. Głównym jego zarzutem były ruchy transferowe. A to że Yemi Gadri-Nicholson oraz Lance Jeter przyjechali bez formy. Yemi nie odnalazł się do końca sezonu, zaś Jeter zrzucił kilka kilogramów i coś tam pograł. Milan Majstorović też mu nie pasował - a to że za wolny, a że w obronie nie pomaga itp. Oczywiście lekiem na całe zło mięli być Litwini, czyli scenariusz doskonale znany z obecnych rozgrywek. Jednak tak naprawdę poprzedni sezon uratowali mu Adam Waczyński oraz Paweł Leończyk. A w piątym, decydującym meczu ćwierćfinału z Czarnymi Słupsk miał po prostu ogromne szczęście. Ponieważ przed czwartą kwartą Trefl przegrywał 48:61, by wygrać 75:74. Gdyby Trefl przegrał to spotkanie, to z pewnością Maskoliunas pożegnałby się z pracą.

Niestety, ale nie wyciągnął on żadnych wniosków i w tym sezonie oglądaliśmy jeszcze gorszą wersję Maskoliunasa. Lecz tym razem nie sprzyjało mu szczęście. Pewny siebie dołączył do drużyny bardzo późno – bo w sumie jeśli, by mu zależało to zrezygnowałby z kadry i udziału w Mistrzostwach Świata. Tym bardziej, że powinien być nauczony poprzednimi wydarzeniami, że zawodnicy nie zawsze przybywają po przerwie w najwyższej formie. Transfery chyba też go zbytnio nie obchodziły, bo kto zdrowo myślący zgodziłby się na takich zawodników jak: Kemp czy Painter. Problemem była także kontuzja Marcina Dutkiewicza i jego długa absencja. W dużo słabszej dyspozycji był również Paweł Leończyk, a odejście Adama Waczyńskiego mocno zaburzyło rotację. Ponieważ chcąc, czy nie chcąc musiał grać Michalakiem. Oczywiście ponownie lekiem na całe zło mięli być jego rodacy. Vasiliauskas, Bendzius czy później pozyskany Lydeka. Ale całej roboty nie wykonali za niego jego ulubieńcy.

Efekt?

Trefl rozpoczął sezon o bilansu 1-4, przed własną publicznością notuje 4-6, a od ostatnich pięciu spotkań nie schodził z parkietu zwycięski. Obecny bilans 9-11 i 8. miejsce w tabeli.

Darius Maskoliunas w Treflu Sopot miał być trenerem, który przy nie najwyższym budżecie stworzy zespół, który będzie mógł bić się z najlepszymi. Zadanie trudne, ale do wykonania. Tylko trzeba odpowiednio się do tego zabrać. Pozyskać odpowiednich zawodników oraz znaleźć wspólny język z młodzieżą. Nie tylko ich strofować, ale i tłumaczyć błędny – nawet jak miałoby to trwać godziny. Tymczasem nie mogę pozbyć się wrażenia, że Moska w Treflu nie dawał z siebie wszystkiego. Zamiast skoncentrować się na jednym zadaniu, próbował zrobić wszystko w bardzo krótkim czasie. Wakacje mógł poświęcić na pracę z zawodnikami, a nie wyjazdy z kadrą. Przygotować młodzież do sezonu, skoro wiedział, że ma nimi grać. Tak jak zrobiono to chociażby w Asseco Gdynia. Może teraz na ustach wszystkich po derbach Trójmiasta byłby Grzegorz Kulka albo Paweł Dzierżak, a nie Filip Matczak.

Zawsze największym moim zarzutem w stosunku do pracy Maskoliunasa w Treflu było to, że w ogóle nie wykorzystał potencjału młodych zawodników. Wolał iść na skróty i promować swoich rodaków. Zamiast rzetelnie przepracować lato z graczami, których miał na miejscu w Sopocie i dobrać do nich odpowiednich obcokrajowców. Na szczęście w końcu się to na nim zemściło. Jednak mimo to, wciąż mam nadzieje, że po tej porażce wyciągnie odpowiednie wnioski i jeszcze kiedyś wróci do Tauron Basket Ligi jako lepszy szkoleniowiec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz