Sezon zawodowej koszykówki i nie
tylko wchodzi w decydujący etap. Dwa tygodnie temu mieliśmy okazje podziwiać
Olympiakos Pireus jak sięgał po tytuł najlepszej drużyny na Starym Kontynencie.
Kilka godzin temu poznaliśmy pierwszego finalistę NBA, a za kilka minut
odbędzie się drugie spotkanie w finale naszej rodzimej ligi. Nawet w piłce
kopanej ostatnio mieliśmy dużo emocji. Niestety nasz „rodzimy” klub zza miedzy,
czyli Borussia Dortmund musiała uznać wyższość szczerze nie lubianego przeze
mnie klubu… Na szczęście w koszykówce Bayern Monachium radzi sobie dość
przeciętnie i nie jestem zmuszony go oglądać.
Jednak całe to ostatnie
zamieszanie, czyli finał za finałem, play-off NBA, ACB, TBL itd. Sprawiły, że
byłem bombardowany sporą dozą poważnego sportu, w którym nie ma miejsca na
chwilę rozluźnienia, zabawy i humoru. Oczywiście emocje na najwyższym
poziomie, ale gdzieś w tym zawodowym sporcie starałem się dostrzec odrobinę „luzu”.
Z przykrością muszę stwierdzić, że poniosłem porażkę. Jedyne emocje jakie
dostrzegłem to te po końcowym gwizdku, czyli na przemian łzy przegranych oraz
radość zwycięzców. Tymczasem w trakcie gry pełna powaga i koncentracja. Owszem
zawodowy sport na tym polega, ale na pewno Tony Parker, Tim Duncan, Vassilis
Spanoulis, czy uwielbiany w naszym kraju Robert Lewandowski nie zostaliby
takimi wspaniałymi sportowcami, gdyby dyscyplina, którą uprawiają nie sprawiała
im tak wielkiej przyjemności. Szczególnie irytuje mnie postawa Tima Duncan,
który już teraz jest chodzącą legendą koszykówki, a uśmiech na jego twarzy
możemy dostrzec rzadziej niż udział w kolejnych finałach NBA San Antonio Spurs.
Przesyt tego poważnego sportu w
ostatnich tygodniach sprawił, że postanowiłem sięgnąć po film – „Semi-Pro:
Drużyna Marzeń?”. Na wstępie ostrzegam, że nie jest to wielkie kino! I sam po obejrzeniu
go pierwszy raz jasno stwierdziłem, że już nigdy do niego nie wrócę – a jednak.
Film opowiada historię klubu ligi ABA - Flint Tropics, którego właścicielem,
trenerem oraz czołowym zawodnikiem (nie przypomina wam to postaci charyzmatycznego
właściciela Mavs - Marka Cubana) jest Jackie Moon, w którego wcielił się Will Ferrell. Oczywiście akcja dzieje się w latach 70,
co sprawia, że dla fanów koszykówki, film jest jeszcze bardziej zabawny. W
pewnym momencie przed klubem Tropics staje ogromna szansa na dołączenie do
elitarnego grona NBA. Jednak drużyna jak i sam klub nie spełnia wielu wymogów
oraz jest niechciana w najlepszej lidze świata. Tym samym Jackie
przyrzeka zrobić wszystko, żeby jego drużyna znalazła się w blasku chwały! A
zrobi to w iście przebojowym stylu, który rozśmieszy Was do łez! Mimo wszystko
serdecznie polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz