Z pełną satysfakcją muszę
przyznać, że przewidziałem, a raczej spodziewałem się, że jeśli Michael Carter-Williams trafi do
Philadelphii 76ers to znakomicie się tam odnajdzie. I na szczęście nie myliłem
się. W moim wpisie pod tytułem: „Przed Draftem NBA 2013 – Top 14” prognozowałem,
że utalentowany absolwent uczelni Syracuse właśnie trafi do Sixers - 76ers po fatalnym sezonie potrzebują
zawodnika, który odmieni zespół w ataku oraz znacząco odciąży Jrue Holiday’a.
Absolwent uczelni Syracuse wydaje się trafnym wyborem, ponieważ znakomicie
sobie radzi na pozycji rozgrywającego jak i rzucającego obrońcy.
Carter-Williams z powodzeniem może odciążyć z części zadań w ataku oraz w
obronie lidera drużyny Sixers, dając mu jeszcze większą swobodę w ataku.
Oczywiście nie mogłem przewidzieć,
że już w pierwszym sezonie przyjdzie my zastąpić Holiday’a. Jednak tak naprawdę
nigdy w niego nie wątpiłem. Wiedziałem, że z biegiem kolejnych meczów będzie
coraz lepszy. Ale nie sądziłem, że już od pierwszego! Carter-Williams już w
swoim debiucie praktycznie w pojedynkę zmiótł mistrzów NBA notując: 22 punkty,
12 asyst, 9 przechwytów oraz 7 zbiórek. O takich statystykach tylko może pomarzyć
Jrue Holiday, który jeszcze kilka
miesięcy temu był niekwestionowaną gwiazdą 76ers. Ale najważniejsze w tym
wszystkim jest to, że dzięki jego grze jego drużyna zaliczyła znakomity początek
sezonu (4-0), czego nie spodziewali się nawet najwięksi fani Sixers. A sam Michael
został uhonorowany nagrodą dla najlepszego zawodnika mienionego tygodnia.
Pomimo ogromnych umiejętności i
rzadko spotykanego talentu, który sprawia, że jest niezwykle wszechstronnym
zawodnikiem jest coś, co powoduje, że tak szybko stał się taką gwiazdą. Miom
zdaniem równie niespotykane nazwisko. Zawodnik z nazwiskiem Carter – Williams po
prostu nie może być słaby! Pierwszemu członowi (Carter) zawdzięcza swoją wszechstronność
oraz inklinacje do widowiskowej gry, niczym Vice Carter, którego chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Natomiast
Williams, to chyba najbardziej popularne nazwisko w NBA. Chciałoby się powiedzieć
– chcesz być koszykarzem, nazywaj się Williams. Swojemu drugiemu członowi
zawdzięcza talent do zdobywania punktów. Bardzo podobnie jak: Deron Williams, czy chociażby Mo Williams. A na dodatek, rodzicie
dali mu na imię Michael, po samym Bogu koszykówki. 22-letni rozgrywający po
prostu jest skazany na bycie wielkim graczem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz