65. NBA All-Star Weekend już za nami. Trzy dni fantastycznej koszykówki tradycyjnie zwieńczone Meczem Gwiazd, który w mojej opinii jednak trochę rozczarował. Może po prostu jak wielu sympatyków koszykówki byłem jeszcze w eforii po sobotnich konkursach i najzwyczajniej w świecie miałem za duże wymagania? Nie wiem.
Jednakże
jak się dłużej nad tym zastanawiam, to nabiera to coraz większego
sensu. Ponieważ sięgając pamięcią wstecz, trudno mi sobie
przypomnieć All-Star Game, w którym naprawdę była zacięta
rywalizacji i twarda obrona przez całe 48 minut gry. Ale to wcale
nie znaczy, że w tym roku, w Toronto musiało być podobnie jak w
poprzednich latach.
Niestety,
ale było jak zawsze. W moim odczuciu nawet gorzej niż w ostatnich
trzech/czterech latach. Oczywiście samo NBA, jako organizacja nie
zawiodła. Tradycyjnie przygotowanie całej imprezy było perfekcyjne
– oprawa muzyczna, oprawa graficzna, atrakcje w przerwach meczów,
czy chociażby samo pożegnanie Kobe Bryanta. Wszystkie te aspekty i
wiele innych były na najwyższym światowym poziomie. Lecz sam mecz
wypadł dość słabo. Pokusiłbym się nawet o opinię, że tych
najbardziej wymagających kibiców mógł rozczarować.
Mnie
osobiście nie do końca rozczarował, ale trochę się zawiodłem,
bo po dwóch fantastycznych dniach liczyłem na coś wielkiego, coś
co będzie idealnym zwieńczeniem, a zarazem podsumowaniem tego
wyjątkowego weekendu. Nie miałem wielkich oczekiwań typu – Kobe
Bryant rzucający 50 punktów, Lebron James z imponującym
triple-double, czy Stephen Curry trafiający 20 „trójek”. Nie!
Chciałem po prostu widzieć nie tylko zabawę i efektowne akcje, ale
również zaangażowanie. I tego chyba mi najbardziej zabrakło.
Oczywiście była to noc rekordów, takich jak:
- ilość punktów w spotkaniu – 369
- ilość punktów jednej drużyny – 196 drużyna Zachódu
- celne rzuty trzypunktowe – 31 drużyna Zachód
- ilość punktów w jednej połowie – 187
- ilość punktów jednej drużyny w jednej połowie – 104 drużyna Zachód, druga połowa
- ilość punktów w jednej kwarcie – 53 drużyna Zachód, trzecia kwarta
Jednak
z czego te rekordy tak naprawdę wynikają? Z zupełnego braku
defensywy i bieganiny od kosza do kosza, która nawet dla
największego fanatyka tego sportu w pewnym momencie staje się
nużąca. Sam kilka razy łapałem się na tym, że zwiewam, co chyba
nie powinno się zdarzać osobie, która notorycznie spędza nocki z
NBA i jest wręcz uzależniona od tej dyscypliny.
Możliwe,
że się zwyczajnie po ludzku czepiam i zbyt wiele wymagam od tych
zawodników. Ale w mojej opinii był to kolejny zwykły All-Star
Game. Może z małym wyjątkiem, bo ostatni Kobe Bryanta. Jednakże
poza tym faktem nie zapadnie mi on jakoś szczególnie w pamięci,
tak jak chociażby sobotni konkurs Wsadów.
MVP: Russell Westbrook (Oklahoma City Thunder)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
ZOBACZ TAKŻE:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz