piątek, 13 listopada 2015

10-0 Golden State Warriors! Rekord Boston Celtics zagrożony?



Wciąż niepokonani, aktualni mistrzowie NBA – Golden State Warriors tym razem wybrali się do mroźnej Minnesoty, gdzie w Target Center podejmowała ich ekipa Timberwolves. Młody i niezwykle utalentowany zespół gospodarzy przystępował do spotkania ze sporymi nadziejami na przełamanie zwycięskiej passy Wojowników. Jednakże błyskawicznie ich tych nadziei pozbawili rywale, a raczej Stephen Curry.

Nieszczęśliwie dla młodych wilków rewelacyjnie mecz rozpoczął lider rywali – Stephen Curry. MVP poprzedniego sezonu w pierwszej kwarcie był wręcz nie do zatrzymania. W przeciągu 12 minut Curry zdobył aż 21 punktów, popisując się fenomenalną skutecznością zza łuku – 4/5. Tym samym wyprowadzając gości na prowadzenie 40:27. W drugiej kwarcie, gdy Curry odpoczywał gospodarze zwietrzyli swoją szansę. Dzięki bardzo dobrej grze zmienników - na czele z Shabazzem Muhammadem - zanotowali serial punktowy 12-0 i znacząco zmniejszyli przewagę rywala (42:48). Lecz wtedy dobrze na sytuację boiskową zareagował debiutujący w tym sezonie w roli pierwszego szkoleniowca – Luke Walton. Tymczasowy pierwszy trener Warriors na parkiet ponownie wprowadził graczy startowych i sytuacja wróciła do normy.

Po przerwie swój niesamowity występ kontynuował Curry. Podstawowy rozgrywający Warriors pod nieobecność Ricky Rubio miał wręcz nieograniczoną swobodę w ataku. Kryjący go w zastępstwie Zach LaVine zupełnie nie potrafił sobie poradzić z przebojowym gwiazdorem Wojowników. Znakomita dyspozycja lidera mistrzów NBA spowodowała, że kolejny raz w tym meczu wyraźnie odskoczyli swoim przeciwnikom (97:76). Ale co ciekawe, młody i ambitny zespół Wolvers nie zamierzał się zrażać wysokim prowadzeniem rywala. Gracze Sama Mitchella podbudowani dobrą końcówką trzeciej kwarty do ostatniej decydującej odsłony przystąpili w iście bojowych nastrojach.

Nieoczekiwany powrót do gry gospodarzy spowodował, że fani w Target Centre w końcu mogli podziwiać naprawdę wyrównane spotkanie. A to wszystko za sprawą lepszej defensywy oraz rozsądniejszej gry w ofensywie Wilków. W ich szeregach szczególnie wyróżniali się ci najbardziej doświadczeni. Kevin Martin otworzył czwartą kwartę swoim serialem punktowym. Zaś Andre Miller uspokoił grę swojej drużyny w ataku. Dobra postawa gospodarzy sprawiła, że wysokie prowadzenie Warriors stopniało do ledwie pięciu „oczek” (102:97). Jednak jak na prawdziwych mistrzów przystało, tak i Golden State Warriors nie dali sobie wyrwać tego zwycięstwa. W decydujących momentach meczu do świetnego Stephena Curry dołączył Draymond Green oraz Klay Thompson i ostatecznie to Warriors cieszyli się z kolejnego już 10 zwycięstwa z rzędu.



Głównym bohaterem tej wygranej Warriors oczywiście był Stephen Curry, który zanotował na swoim koncie 46 punktów, pięć zbiórek, cztery asysty oraz przechwyt. Ogromnym wsparciem dla Curry'ego z pewnością był Draymond Green, autor 23 punktów, 12 asyst, ośmiu zbiórek, dwóch przechwytów oraz dwóch bloków.

W ekipie gospodarzy najlepiej punktował najlepszy debiutant w poprzednim sezonie – Andrew Wiggins zdobywca 19 punktów. Natomiast imponujące double-double w postaci 17 punktów i 11 zbiórek zapisał na swoim koncie pierwszy numer tegorocznego draftu – Karl-Anthony Towns.







Po wywalczonym mistrzostwie NBA w poprzednim sezonie drużyna Golden State Warriors nie przestaje zadziwiać. Bilans 10-0 – to najlepszy start w 44-letniej historii klubu spod tej nazwy. Co więcej, Warriors są ledwie kilka kroków od tego, by również przejść do historii NBA. Aktualnie są czwartym zespołem w historii, który tak dobrze rozpoczął nowe rozgrywki po wywalczeniu mistrzostwa NBA. Wyprzedzają ich jedynie legendarne zespoły Boston Celtics oraz Chicago Bulls.

Najlepsze starty klubów, po wywalczeniu mistrzostwa NBA:

1957-58 Boston Celtics 14-0
1996-97 Chicago Bulls 12-0
1964-65 Boston Celtics 11-0
2015-16 Golden State Warriors 10-0
1994-95 Houston Rockets 9-0
2010-11 Los Angeles Lakers 8-0
1987-88 Los Angeles Lakers 8-0


Do pobicia rekordu wszech czasów Boston Celtics, Wojownikom potrzeba jeszcze pięć zwycięstw. Czy jest na to szansa? Jest, ale stoją przed arcytrudnym wyzwaniem. W kolejnym spotkaniu ich rywalami będą Brooklyn Nets, z którymi nie powinni mieć większych problemów. Następnie 17, 19 i 20 listopada przystąpią do trzech kluczowych pojedynków. Ich rywalami będą kolejno: Toronto Raptors (dom), Los Angeles Clippers (wyjazd) i Chicago Bulls (dom). Wszystkie te zespoły to absolutna czołówka swoich dywizji oraz konferencji. Jeśli Warriors zwycięsko wyjdą z tego maratonu, to pozostanie im jedynie pokonanie 22 listopada w Denver miejscowych Nuggets, którzy są w trakcie głębokiej przebudowy. Misja niemożliwa? Nie dla Golden State Warriors, jeśli tego dokonają pobiją 58-letni rekord Boston Celtics i na lata zapiszą się w historii NBA.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz