środa, 25 listopada 2015

Piękny sen Warriors trwa i niech trwa jak najdłużej!



Minionej nocy oczy całego sportowego świata zwrócone były na Oakland i Oracle Arena. Aktualni mistrzowie NBA – Golden State Warriors stanęli przed historyczną szansą na pobicie rekordu Houston Rockets oraz Washington Capitals i zanotowanie najlepszego startu w 70-letniej historii NBA.

Już pierwsza, otwierająca wynik meczu „trójka” Draymonda Greena zwiastowała, że Warriors do pojedynku z Los Angeles Lakers przystąpili maksymalnie skoncentrowani. A kolejne minuty tylko to potwierdziły. W pierwszej kwarcie gospodarze byli wręcz nie do zatrzymania. Prowadzeni przez – tymczasowego – trenera, Luke'a Waltona Warriors od samego początku imponowali niezwykłą skuteczność zza łuku (4/9 za trzy). W dodatku Wojownicy świetnie bronili i błyskawicznie przechodzili z obrony do ataku. Natomiast w ataku pozycyjnym gospodarze wzbudzali podziw swoich fanów skrajnie zespołową koszykówką. W pierwszych 24 minutach rywalizacji mistrzowie NBA zanotowali na swoim koncie aż 19 asysty, przy ledwie czterech Lakers. Tym samy schodząc na przerwę z zasłużonym prowadzeniem 54:38, co i tak było najniższym wymiarem kary dla ekipy gości.

Pomimo wysokiej przewagi, w trzeciej kwarcie Golden State Warriors wcale nie zamierzali zwalniać tempa. Gospodarze kontynuowali to co rozpoczęli w pierwszej połowie, systematycznie zwiększając swoje prowadzenie. W tej części gry w ich szeregach szczególnie wyróżniał się Stephen Curry. MVP poprzedniego sezonu w trzeciej kwarcie zdobył aż 14 punktów, wyraźnie przyczyniając się do 30 punktowej (78:48) dominacji Warriors nad Lakers. W ostatniej kwarcie obaj trenerzy dali odpocząć swoim podstawowym zawodnikom, desygnując do gry rezerwowych. Okazje zaprezentowania się w większym wymiarze czasowym dostali m.in.: Jason Thompson czy Metta World Peace. Lecz nie miało to większego wpływu na poziom widowiska. Na tym etapie mecz bardziej przypominał sparing, niż pojedynek najlepszej ligi na świecie. Lecz nie było w tym nic dziwnego, ponieważ ekipa Wojowników wcześniej zapewniła sobie wygraną i nie było najmniejszego sensu, by forsowali tempo swoich akcji. Ostatecznie drużyna Golden State Warriors odniosła 16. kolejne zwycięstwo i wciąż pozostaje niepokonana.


Oczywiście głównym bohaterem tego historycznego sukcesu Warriors był nie kto inny jak Stephen Curry. Lider gospodarzy zapisał na swoim koncie 24 punkty, dziewięć asyst, cztery zbiórki oraz dwa przechwyty. Rewelacyjny mecz zanotował także Draymond Green, autor 18 punktów, siedmiu zbiórek, pięciu asyst, dwóch bloków i przechwytu.

W zespole przegranym niestety na wyróżnienie nie zasługuje nikt! Najwięcej - 10 punktów - zapisali na swoim koncie odpowiednio: Julius Randle, Larry Nance Jr. oraz Luis Williams. Natomiast legenda Lakers – Kobe Bryant rozegrał zdecydowanie najgorsze spotkanie w tym sezonie, zdobywając ledwie cztery punkty, przy tragicznej skuteczności z gry – 1/11 z gry, 1/7 za trzy.

                                111:77





 Rekord 72-10 Chicago Bulls z sezonu 1995/96 poważnie zagrożony! 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz