Minionej
nocy oczy całego sportowego świata zwrócone były na Oakland i
Oracle Arena. Aktualni mistrzowie NBA – Golden State
Warriors stanęli przed historyczną szansą na pobicie rekordu
Houston Rockets oraz Washington Capitals i zanotowanie najlepszego
startu w 70-letniej historii NBA.
Już
pierwsza, otwierająca wynik meczu „trójka” Draymonda Greena
zwiastowała, że Warriors do pojedynku z Los Angeles Lakers
przystąpili maksymalnie skoncentrowani. A kolejne minuty tylko to
potwierdziły. W pierwszej kwarcie gospodarze byli wręcz nie do
zatrzymania. Prowadzeni przez – tymczasowego – trenera, Luke'a
Waltona Warriors od samego początku imponowali niezwykłą
skuteczność zza łuku (4/9 za trzy). W dodatku Wojownicy świetnie
bronili i błyskawicznie przechodzili z obrony do ataku. Natomiast w
ataku pozycyjnym gospodarze wzbudzali podziw swoich fanów skrajnie
zespołową koszykówką. W pierwszych 24 minutach rywalizacji
mistrzowie NBA zanotowali na swoim koncie aż 19 asysty, przy ledwie
czterech Lakers. Tym samy schodząc na przerwę z zasłużonym
prowadzeniem 54:38, co i tak było najniższym wymiarem kary dla
ekipy gości.
Pomimo
wysokiej przewagi, w trzeciej kwarcie Golden State Warriors wcale nie
zamierzali zwalniać tempa. Gospodarze kontynuowali to co rozpoczęli
w pierwszej połowie, systematycznie zwiększając swoje prowadzenie.
W tej części gry w ich szeregach szczególnie wyróżniał się
Stephen Curry. MVP poprzedniego sezonu w trzeciej kwarcie zdobył aż
14 punktów, wyraźnie przyczyniając się do 30 punktowej (78:48)
dominacji Warriors nad Lakers. W ostatniej kwarcie obaj trenerzy dali
odpocząć swoim podstawowym zawodnikom, desygnując do gry
rezerwowych. Okazje zaprezentowania się w większym wymiarze
czasowym dostali m.in.: Jason Thompson czy Metta World Peace. Lecz
nie miało to większego wpływu na poziom widowiska. Na tym etapie
mecz bardziej przypominał sparing, niż pojedynek najlepszej ligi na
świecie. Lecz nie było w tym nic dziwnego, ponieważ ekipa
Wojowników wcześniej zapewniła sobie wygraną i nie było
najmniejszego sensu, by forsowali tempo swoich akcji. Ostatecznie
drużyna Golden State Warriors odniosła 16. kolejne zwycięstwo i
wciąż pozostaje niepokonana.
Oczywiście
głównym bohaterem tego historycznego sukcesu Warriors był nie kto
inny jak Stephen Curry. Lider gospodarzy zapisał na swoim koncie 24
punkty, dziewięć asyst, cztery zbiórki oraz dwa przechwyty.
Rewelacyjny mecz zanotował także Draymond Green, autor 18 punktów,
siedmiu zbiórek, pięciu asyst, dwóch bloków i przechwytu.
W
zespole przegranym niestety na wyróżnienie nie zasługuje nikt!
Najwięcej - 10 punktów - zapisali na swoim koncie odpowiednio:
Julius Randle, Larry Nance Jr. oraz Luis Williams. Natomiast legenda
Lakers – Kobe Bryant rozegrał zdecydowanie najgorsze spotkanie w
tym sezonie, zdobywając ledwie cztery punkty, przy tragicznej
skuteczności z gry – 1/11 z gry, 1/7 za trzy.
Rekord 72-10 Chicago Bulls z sezonu 1995/96 poważnie zagrożony!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz