środa, 4 listopada 2015

Fenomen Asseco Gdynia



Fantastyczna forma Asseco Gdynia to zdecydowanie największe zaskoczenie pierwszego miesiąca, nowego sezonu Tauron Basket Ligi. Na przestrzeni ledwie 22 dni koszykarze z Gdyni odnieśli aż pięć zwycięstw i tylko raz schodzili z parkietu pokonani. Jeszcze trzy, cztery lata temu taka dyspozycja ekipy znad morza nie byłaby żadną niespodzianką. Jednak teraz? Kiedy nikt na nich nie stawiał i wszyscy raczej spodziewali się upadku byłej potęgi, niż ich liderowania w ligowej tabeli.

Wraz z odejściem Ryszarda Krauze z klubowej kasy ubyło jakieś 70-80% dotychczasowego budżetu. A władze klubu wspólnie z firmą Asseco oraz przedstawicielami miasta stanęły przed trudną decyzją. Jaki kierunek obrać i jak sprawić, by klub miał jakąkolwiek przyszłość. I obiektywnie trzeba przyznać, że obrali świetny kierunek, choć początkowo wydawało się, że mocno ryzykowny. Ryzyko się jednak opłaciło i teraz przychodzą tego efekty! Wspaniałe efekty!

Młodzież – to miał być znak rozpoznawczy Asseco Gdynia w nadchodzących latach. W pierwszym sezonie jeszcze tego nie było widać w takiej skali, jakiej wszyscy sobie, by życzyli w Gdyni. Kluczowymi graczami byli wtedy najbardziej doświadczeni zawodnicy: Piotr Szczotka, Łukasz Seweryn, Przemysław Frasunkiewicz czy Fiodor Dmitriew. Lecz już wówczas ważnymi postaciami w rotacji trenera Dedka byli: Filip Matczak oraz Sebastian Kowalczyk. Natomiast niespełna 18-letni Przemysław Żołnierewicz zaliczył nieśmiały debiut na parkietach TBL. W kolejnym roku do zespołu dołączyli kolejni młodzi zawodnicy (m.in. Jakub Parzeński). Zaś przed obecnymi rozgrywkami nastąpił już prawdziwy wysyp nowych talentów w składzie Asseco.

Przez dwa ostatnie lata wielu uważało, że głównymi autorami sukcesu Asseco są David Dedek oraz jego „prawa ręka” - A.J. Walton. Jednak obaj panowie w minione wakacje zdecydowali się zamienić Gdynię na Koszalin, a Asseco wciąż nie przestaje zadziwiać.

Schedę po uwielbianym w Gdyni Dedku przejął również znany w Trójmieście – Tane Spasev. Macedończyk przez rok przyglądał się projektowi Słoweńca jako szkoleniowiec rezerw oraz zespołu do lat 20 Asseco. I gdy dostał swoją szansę, to świetnie ją wykorzystał. Nie kopiuje systemu swojego poprzednika. Asseco gra podobną koszykówkę, jak za czasów Dedka. Lecz teraz ich największą siłą wydaje się być defensywa, a nie ofensywa – jak miało to miejsce w poprzednich latach. W dodatku są dużo lepiej przygotowani pod względem fizycznym. Szczególnie jeśli chodzi o graczy obwodowy. Z bieganiem nie mają również żadnych problemów, ci najbardziej doświadczeni – Piotr Szczotka oraz Przemysław Frasunkiewicz. Asseco prezentuje bardzo nowoczesny styl gry, oparty na twardej obronie oraz błyskawicznym przechodzeniu z obrony do ataku. Natomiast w ataku pozycyjnym nowy szkoleniowiec przykłada ogromny nacisk na grę jeden na jeden oraz pick and roll. Uproszczona ofensywa w pewnym sezonie jest największym atutem gdynian. Ponieważ - wbrew pozorom - wymaga ona od zawodników sporej kreatywności, co tylko pozytywnie przełoży się na ich dalszy rozwój.

Porównań do swojego poprzednika nie uniknął również nowy lider Asseco – Anthony Hickey. Pod względem sportowym wydają się być na bardzo podobnym poziomie, chociaż Hickey nigdy nie będzie drugim Waltonem. Ponieważ posiada całkiem inne atuty, niż nowy rozgrywający AZS-u Koszalin. Szersze porównywanie obu zawodników nie ma większego sensu chociażby z tego względu, że Hickey dopiero zaczyna swoją zawodową karierę. Lecz te sześć meczów zdążyły obnażyć jakie różnice są pomiędzy oboma graczami. Hickey przed wszystkim dysponuje lepszym rzutem, zarówno z półdystansu jak i dystansu, co było olbrzymią bolączką A.J. Hickey jest znacznie niższy, ale to wcale nie znaczy, że jest gorszym obrońcą. W swojej obronie bazuje głównie na niesamowitej szybkości i dobrym czytaniu gry. Nowy rozgrywający Asseco za to gorzej radzi sobie z agresywną obroną przeciwnika w porównaniu do swojego poprzednika. Czasami po prostu zbyt długo przetrzymuje piłkę, co jest jeszcze złym nawykiem wyniesionym z parkietów NCAA. Mimo to o wiele lepiej wytrzymuje presje meczową. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest dużo bardziej opanowany niż jego poprzednik. Chociaż nie jest jeszcze zdecydowanym liderem Asseco i wciąż musi pracować na swoje zaufanie u kolegów i trenera.


Tym liderem z prawdziwego zdarzenia może jeszcze nie jest Anthony Hickey, ale to wcale nie znaczy, że takiej osoby brakuje w ekipie Asseco. Aktualnie najlepszym strzelcem zespołu jest Filip Matczak (średnio 15.3 punktu), dla którego nowy sezon może okazać się tym przełomowy. Jednak jak sam przyznaje w wywiadach, wcale nie czuje się liderem tego zespołu. W tej roli raczej dużo lepiej odnajduje się Przemysław Frasunkiewicz, który ma ogromny wpływ na grę Asseco. Weteran może nie zdobywa seryjnie punktów (średnio 7.7 punktu), ale na parkiecie pełni nieoficjalną rolę drugiego trenera. Defensywą natomiast stara się dowodzić kapitan gdynian – Piotr Szczotka, który pogodził się z rolą rezerwowego dla dobra zespołu.


Po za fenomenalną dyspozycją Filipa Matczaka widoczny progres zanotowali także: Sebastian Kowalczyk oraz Przemysław Żołnierewicz. Popularny „Kowal” czasem nadto wierzy w swój rzut z dystansu, ale to nie zmienia faktu, że w ataku odgrywa bez porównania większą rolę niż miało to miejsce w poprzednich latach. Natomiast ledwie 20-letni Żołnierewicz momentami na parkiecie wygląda jak ligowiec w wieloletnim doświadczeniem.


Tymczasem w obronie kawał bardzo dobrej roboty wykonuje Jakub Parzeński, który jest najlepszym zbierającym Asseco (średnio 7.7 zbiórki). Lecz w ataku wciąż ma spore problemy z odpowiednim wykończeniem akcji i tu powinna nastąpić poprawa. Pełnej krasy swoich umiejętności nie pokazało również młode trio zagranicznych podkoszowych. Największy potencjał wydaje się tkwić w młodym Serbie, ale kolejne mecze jeszcze to zweryfikują.

Z czasem coraz więcej okazji do gry powinni dostać również - niemniej utalentowani - kolejni zawodnicy Asseco Gdynia. Dlatego kibice gdyńskiego klubu nie muszą martwić się o przyszłość swojej ukochanej drużyny i ze spokojem mogą podziwiać ich rozwój. Natomiast fenomen Asseco Gdynia powinien być pozytywnym przykładem dla wszystkich klubów w naszym kraju. Mniejsze pieniądze wcale nie oznaczają okupowania ostatnich miejsce w tabeli. To jest w końcu sport, a w nim wszystko jest możliwe.




                                                                                                                                        foto. PLK.pl



Zobacz także:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz