Fantastyczna
forma Asseco Gdynia to zdecydowanie największe zaskoczenie
pierwszego miesiąca, nowego sezonu Tauron Basket Ligi. Na
przestrzeni ledwie 22 dni koszykarze z Gdyni odnieśli aż pięć
zwycięstw i tylko raz schodzili z parkietu pokonani. Jeszcze trzy,
cztery lata temu taka dyspozycja ekipy znad morza nie byłaby żadną
niespodzianką. Jednak teraz? Kiedy nikt na nich nie stawiał i
wszyscy raczej spodziewali się upadku byłej potęgi, niż ich
liderowania w ligowej tabeli.
Wraz
z odejściem Ryszarda Krauze z klubowej kasy ubyło jakieś 70-80%
dotychczasowego budżetu. A władze klubu wspólnie z firmą Asseco
oraz przedstawicielami miasta stanęły przed trudną decyzją. Jaki
kierunek obrać i jak sprawić, by klub miał jakąkolwiek
przyszłość. I obiektywnie trzeba przyznać, że obrali świetny
kierunek, choć początkowo wydawało się, że mocno ryzykowny.
Ryzyko się jednak opłaciło i teraz przychodzą tego efekty!
Wspaniałe efekty!
Młodzież
– to miał być znak rozpoznawczy Asseco Gdynia w nadchodzących
latach. W pierwszym sezonie jeszcze tego nie było widać w takiej
skali, jakiej wszyscy sobie, by życzyli w Gdyni. Kluczowymi graczami
byli wtedy najbardziej doświadczeni zawodnicy: Piotr Szczotka,
Łukasz Seweryn, Przemysław Frasunkiewicz czy Fiodor Dmitriew. Lecz
już wówczas ważnymi postaciami w rotacji trenera Dedka byli: Filip
Matczak oraz Sebastian Kowalczyk. Natomiast niespełna 18-letni
Przemysław Żołnierewicz zaliczył nieśmiały debiut na parkietach
TBL. W kolejnym roku do zespołu dołączyli kolejni młodzi
zawodnicy (m.in. Jakub Parzeński). Zaś przed obecnymi rozgrywkami
nastąpił już prawdziwy wysyp nowych talentów w składzie Asseco.
Przez
dwa ostatnie lata wielu uważało, że głównymi autorami sukcesu
Asseco są David Dedek oraz jego „prawa ręka” - A.J. Walton.
Jednak obaj panowie w minione wakacje zdecydowali się zamienić
Gdynię na Koszalin, a Asseco wciąż nie przestaje zadziwiać.
Schedę
po uwielbianym w Gdyni Dedku przejął również znany w Trójmieście
– Tane Spasev. Macedończyk przez rok przyglądał się projektowi
Słoweńca jako szkoleniowiec rezerw oraz zespołu do lat 20 Asseco.
I gdy dostał swoją szansę, to świetnie ją wykorzystał. Nie
kopiuje systemu swojego poprzednika. Asseco gra podobną koszykówkę,
jak za czasów Dedka. Lecz teraz ich największą siłą wydaje się
być defensywa, a nie ofensywa – jak miało to miejsce w
poprzednich latach. W dodatku są dużo lepiej przygotowani pod
względem fizycznym. Szczególnie jeśli chodzi o graczy obwodowy. Z
bieganiem nie mają również żadnych problemów, ci najbardziej
doświadczeni – Piotr Szczotka oraz Przemysław Frasunkiewicz.
Asseco prezentuje bardzo nowoczesny styl gry, oparty na twardej
obronie oraz błyskawicznym przechodzeniu z obrony do ataku.
Natomiast w ataku pozycyjnym nowy szkoleniowiec przykłada ogromny
nacisk na grę jeden na jeden oraz pick and roll. Uproszczona
ofensywa w pewnym sezonie jest największym atutem gdynian. Ponieważ
- wbrew pozorom - wymaga ona od zawodników sporej kreatywności, co
tylko pozytywnie przełoży się na ich dalszy rozwój.
Porównań
do swojego poprzednika nie uniknął również nowy lider Asseco –
Anthony Hickey. Pod względem sportowym wydają się być na bardzo
podobnym poziomie, chociaż Hickey nigdy nie będzie drugim Waltonem.
Ponieważ posiada całkiem inne atuty, niż nowy rozgrywający AZS-u
Koszalin. Szersze porównywanie obu zawodników nie ma większego
sensu chociażby z tego względu, że Hickey dopiero zaczyna swoją
zawodową karierę. Lecz te sześć meczów zdążyły obnażyć
jakie różnice są pomiędzy oboma graczami. Hickey przed wszystkim
dysponuje lepszym rzutem, zarówno z półdystansu jak i dystansu, co
było olbrzymią bolączką A.J. Hickey jest znacznie niższy, ale to
wcale nie znaczy, że jest gorszym obrońcą. W swojej obronie bazuje
głównie na niesamowitej szybkości i dobrym czytaniu gry. Nowy
rozgrywający Asseco za to gorzej radzi sobie z agresywną obroną
przeciwnika w porównaniu do swojego poprzednika. Czasami po prostu
zbyt długo przetrzymuje piłkę, co jest jeszcze złym nawykiem
wyniesionym z parkietów NCAA. Mimo to o wiele lepiej wytrzymuje
presje meczową. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest dużo
bardziej opanowany niż jego poprzednik. Chociaż nie jest jeszcze
zdecydowanym liderem Asseco i wciąż musi pracować na swoje
zaufanie u kolegów i trenera.
Tym
liderem z prawdziwego zdarzenia może jeszcze nie jest Anthony Hickey, ale
to wcale nie znaczy, że takiej osoby brakuje w ekipie Asseco.
Aktualnie najlepszym strzelcem zespołu jest Filip Matczak (średnio
15.3 punktu), dla którego nowy sezon może okazać się tym
przełomowy. Jednak jak sam przyznaje w wywiadach, wcale nie czuje
się liderem tego zespołu. W tej roli raczej dużo lepiej odnajduje
się Przemysław Frasunkiewicz, który ma ogromny wpływ na grę
Asseco. Weteran może nie zdobywa seryjnie punktów (średnio 7.7
punktu), ale na parkiecie pełni nieoficjalną rolę drugiego
trenera. Defensywą natomiast stara się dowodzić kapitan gdynian –
Piotr Szczotka, który pogodził się z rolą rezerwowego dla dobra
zespołu.
Po
za fenomenalną dyspozycją Filipa Matczaka widoczny progres
zanotowali także: Sebastian Kowalczyk oraz Przemysław Żołnierewicz.
Popularny „Kowal” czasem nadto wierzy w swój rzut z dystansu,
ale to nie zmienia faktu, że w ataku odgrywa bez porównania większą
rolę niż miało to miejsce w poprzednich latach. Natomiast ledwie
20-letni Żołnierewicz momentami na parkiecie wygląda jak ligowiec
w wieloletnim doświadczeniem.
Tymczasem
w obronie kawał bardzo dobrej roboty wykonuje Jakub Parzeński,
który jest najlepszym zbierającym Asseco (średnio 7.7 zbiórki).
Lecz w ataku wciąż ma spore problemy z odpowiednim wykończeniem
akcji i tu powinna nastąpić poprawa. Pełnej krasy swoich
umiejętności nie pokazało również młode trio zagranicznych
podkoszowych. Największy potencjał wydaje się tkwić w młodym
Serbie, ale kolejne mecze jeszcze to zweryfikują.
Z
czasem coraz więcej okazji do gry powinni dostać również -
niemniej utalentowani - kolejni zawodnicy Asseco Gdynia. Dlatego
kibice gdyńskiego klubu nie muszą martwić się o przyszłość
swojej ukochanej drużyny i ze spokojem mogą podziwiać ich rozwój.
Natomiast fenomen Asseco Gdynia powinien być pozytywnym przykładem
dla wszystkich klubów w naszym kraju. Mniejsze pieniądze wcale nie
oznaczają okupowania ostatnich miejsce w tabeli. To jest w końcu
sport, a w nim wszystko jest możliwe.
foto. PLK.pl
Zobacz także:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz