piątek, 27 listopada 2015

Najbardziej niedoceniani zawodnicy NBA


Steven Adams (Oklahoma City Thunder)


Mówimy Thunder, myślimy Durant i Westbrook. I nie ma w tym nic dziwnego, bo to oni przez ostatnie lata stanowili o głównej sile zespołu z Oklahomy. Jednak w ich cieniu jest pewien zawodnik, który również ma spory wpływ na wyniki Thunder. Steve Adams idealnie wkomponował się w zespół Thunder i teraz bardzo trudno sobie wyobrazić drużynę trenera Donovana bez jego osoby. Pochodzący z Nowej Zelandii podkoszowy to przede wszystkim świetny obrońca. Na parkietach NBA naprawdę trudno znaleźć centra, który miałby równie wielki wpływ na grę swojego zespołu w defensywie. Mimo to bardzo rzadko stawia się go na równi z innymi klasowymi obrońcami.

Jerryd Bayless (Milwaukee Bucks)


Od lat w cieniu innych. Niedoceniany, pomijany, a czasem nawet wyśmiewamy. Niesłusznie? Oczywiście, że tak. Jerryd Bayless to naprawdę świetny obwodowy! Może nigdy nie zostanie graczem formatu All-Star, ale czy to takie ważne? Chyba nie dla samego Baylessa. W wszystkich swoich dotychczasowych zespołach starał się po prostu jak najlepiej wkomponować w wizje trenera i za to chyba najbardziej go cenią. Niezależnie gdzie grał, to zawsze wyróżniał się niezwykłą łatwością zdobywania punktów oraz „zimną krwią”. Zbytnią pewnością siebie często zrażał do siebie innych i pewnie dlatego jest w gronie zawodników tego artykułu.

Avery Bradley (Boston Celtics)


W Bostonie odnalazł swoją koszykarską mekkę. Szybko stał się bardzo ważnym zawodnikiem Celtów. Idealnie łącząc dwie role – rozgrywającego oraz rzucającego obrońcy. W dodatku z biegiem kolejnych sezonów przeistoczył się z zawodnika od zadań specjalnych w prawdziwego lidera Celtics. Aktualnie ze średnią 15.0 punktów jest drugim strzelcem Celtics, co jeszcze parę lat temu wydawało się niemożliwe. Mimo to wciąż ma przylepioną łatkę gracza od wszystkiego i trochę się zapomina, że Bradley ma olbrzymi wkład w kreowanie ofensywy Celtów.

Kentavious Caldwell-Pope (Detroit Pistons)


Bardzo dobry start Detroit Pistons w nowym sezonie był sporym zaskoczeniem dla większości mediów sportowych w Stanach Zjednoczonych. Szybko autorami tego sukcesu zostali okrzyknięci: Reggie Jackson oraz Andre Drummond. I tylko nieliczni przypominali, że jest to również sukces Kentaviousa Caldwell-Pope. A szkoda, bo ten 22-latek naprawdę miał olbrzymi wkład w zwycięstwa Pistons. Absolwent uczelni Georgia notuje trzeci sezon postępów i szkoda, że wciąż mało kto to zauważa.

Derrick Favors (Utah Jazz)


Lider? Gwiazda? Godny następca Karla Malone’a? Niestety nikt w NBA sobie tych pytań nie zadaje. Mimo, że Derrick Favors robi wszystko, by to zmienić. W obecnych rozgrywkach silny skrzydłowy Utah Jazz notuje imponujące statystyki na poziomie 16 punktów i 9 zbiórek oraz niesamowity PER na poziomie 25. Znakomita forma jednak wciąż nikogo nie przekonuje. Favors nadal uważany jest za solidnego podkoszowego, ale nie gwiazdę całej ligi. Większość ekspertów uważa, że jest dużo słaby od swoich poprzedników. Oczywiście do legendy Jazz – Karla Malone brakuje mu sporo. Ale czy jest gorszy do Carlosa Boozera, czy Paula Millsapa? Raczej nie.

Draymond Green (Golden State Warriors)


Takiego zawodnika jak Draymond Green w swoim zespole chciałby mieć każdy trener NBA. Absolwent Michigan State to przykład gracza, który dobro drużyny przedkłada na indywidualne osiągnięcia. To dzięki niemu w ofensywie Warriors mogą błyszczeć Stephen Curry oraz Klay Thompson. W dodatku Green to dusza towarzystwa. Człowiek, który po prostu uwielbia robić coś dla innych i to widać zarówno na parkiecie, jak i po za nim. Pomimo tego wciąż w NBA nie ma pełnego statusu gwiazdy. Dlaczego? Tego chyba nikt nie wie, włącznie z samym zainteresowanym.

George Hill (Indiana Pacers)


Chyba nigdy nie pozbędzie się łatki byłego zmiennika Tony Parkera. Pomimo zmiany barw klubowych wciąż jest jednym z najbardziej niedocenianych rozgrywających na parkietach NBA. Wielu wytyka mu, że nie potrafi być prawdziwym liderem i nie ma większego wpływu na wyniki Pacers. Jednak nie jest to prawdą! Wbrew pozorom Hill ma bardzo duży wpływ na grę ekipy z Indianapolis. Może nie zawsze widać to w arkuszu statystycznym, ale wolę walki nigdy nie można mu odmówić. Podstawowy rozgrywający Pacers – to przede wszystkim znakomity defensor oraz gracz, który potrafi poświęcić swojej indywidualne osiągnięcia dla dobra zespołu.

Al Horford (Atlanta Hawks)


Zeszłoroczny uczestnik meczu gwiazd bardzo długo musiał czekać na docenienie przez ligę. Dopiero rewelacyjna dyspozycja Atlanty Hawks w poprzednim sezonie przekonała władze NBA. I Horford w końcu został dostrzeżony przez szerszą rzeszę kibiców. Mimo to nadal nie jest stawiany na równi z chociażby takimi centrami jak: Dwight Howard czy Marc Gasol i chyba nigdy nie doczeka się pełnego statusu gwiazdy NBA. A szkoda, ponieważ taki podkoszowy to prawdziwy skarb.

Zaza Pachulia (Dallas Mavericks)


Wielu może dziwić obecność Gruzina w tym zestawieniu, ale naprawdę zasłużył na miejsce w tym gronie, co chociażby udowadnia w tym sezonie. Nigdy nie był podkoszową bestią, ale mimo to pod bronionym koszem potrafił zatrzymać największych i najsilniejszych centrów NBA. Do tego potrafi dostosować się do praktycznie każdej taktyki. W tym sezonie pod względem statystycznym wypada nawet lepiej od DeAndre Jordana, którego miejsce w pewnym sensie zajął w Mavericks. I to głównie dzięki niemu Mark Cuban może spokojnie spać po nocach i nie rozpamiętuje już sprawy z DeAndre.

Mason Plumlee (Portland Trail Blazers)


Reprezentant Stanów Zjednoczonych i uczestnik ostatnich mistrzostw świata w gronie najbardziej niedocenianych zawodników NBA? Niestety, ale tak. Na szczęście nic sobie z tego nie robi Plumlee. W Brooklyn Nets długo walczył o miejsce w składzie i w końcu sobie je wywalczył. Natomiast obecnie jest podstawowym środkowym Portland Trail Blazers i obiektywnie trzeba przyznać, że bardzo długo w stanie Oregon nie było tak obiecującego centra. Plumlee nigdy nie był i prawdopodobnie nigdy nie będzie typem „gwiazdora” i chyba jest to jego najlepsza cecha, którą dostrzegł właśnie Mike Krzyżewski.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz