Niedziela, godzina 18.00 mecz w MSG? Włączyłem bez większego
zastosowania! Niestety, ale ponownie się zawiodłem. To już nie to samo...
Legendarna hala Madison Square Garden to mekka NBA. To tam
przed lata działy się rzeczy wręcz niewyobrażalne. Do hali w centrum Nowego
Jorku obawiali się przyjeżdżać wszyscy najwięksi w NBA. Ale też magia MSG mobilizująco
działa m.in. na Michaela Jordana, Larry Birda, Magica Johnson czy Kobe
Bryanta, który ostatnio nawet pożegnał się z legendarnym obiektem rejonu
Wielkiego Jabłka. Ogromy wpływ na taką opinię MSG mieli również zawodnicy
Knicks, którzy niezależnie w jakim składzie występowali, to z każdym walczyli
jak równy z równym. Oczywiście czasem kończyło się to niepowodzeniem, ale
ambicji nigdy nie można było im odmówić.
Niestety, ale od kilku sezonów o Knicks już nie można tego samego
powiedzieć. Sytuację miał zmienić Carmelo Anthony. Nowojorczycy awansowali nawet
to Playoffs, lecz wciąż czegoś brakowało. Poprzedni sezon zakończył się
katastrofą. Potęgę Knicks ma odrodzić Phil Jackson oraz Derek Fisher jednak ciężko
im to przychodzi. O czym dziś boleśnie się przekonałem. Niby wygrali, niby
walczyli i niby byli lepsi od New Orleans Pelicans, lecz wciąż nie jest to
samo. Wciąż są nijacy...
Wracając do meczu. Świetny początek w barwach gości zanotował
Anthony Davis, który zdobył pierwsze dziewięć punktów z 10 swojego zespołu.
Jednak na przestrzeni całego meczu nie mógł liczyć na istotne wsparcie od swoich
kolegów. Na „papierze” Pelicans wyglądają bardzo dobrze, lecz wcale mnie to nie
dziwi, że na swoim koncie mają ledwie jedno zwycięstwo (bilans 1-9). Jrue
Holiday kiedyś był czołowym rozgrywającym NBA. A teraz? Jest solidnym PG, nic więcej.
Reprezentant USA – Eric Gordon również przestał się rozwijać i raczej może tylko pomarzyć
o kolejnych powołaniach do kadry. Swoją robotę wykonał rezerwowy Ryan Anderson,
ale to było za mało. Nowy trener Pelikanów, Alvin Gentry ma mnóstwo pracy przed
sobą, by wskrzesić wolę walki w szeregach swojego zespołu i by po prostu ta gra
jakoś wyglądała.
U nowojorczyków oczywiście błyszczał Carmelo Anthony, chociaż
w samej końcówce oddał dwa bardzo nieodpowiedzialne rzuty, które mogły się zemścić
na Knicks. Po za Carmelo rewelacyjnie w drugiej połowie zaprezentował się Kevin
Seraphin, dla którego było to wyjątkowe spotkanie odnośnie tragedii, która
wydarzyła się w Paryżu. Francuz w pierwszej połowie nie zagrał ani minuty, ale
po przerwie gdy w końcu dostał szansę był wręcz nie do zatrzymania.
French native and Knicks PF Kevin Seraphin honors Paris with haircut tribute https://t.co/XmZI48TzTo pic.twitter.com/eY1F47Wim5
— Bleacher Report NBA (@BR_NBA) listopad 15, 2015
Jak Porzingis?
Otworzył wynik spotkania celną trójką, ale jego kolejne sześć rzutów już nie znalazło
drogi do kosza. Przebudził się pod koniec meczu, ale rewelacyjnie jakoś nie
zagrał. Raczej przyzwoicie. Na szczęście na Pelicans to wystarczyło i Knicks
ostatecznie pokonali swoich dzisiejszych rywali 95:87.
Najlepsi u Knicks: Anthony – 29 punktów, 13 zbiórek, Langston Galloway – 15
punktów, Kevin Seraphin – 12 punktów,
Najlepsi u Pelicans: Davis – 36 punktów, 11 zbiórek,
Anderson – 16 punktów, 5 zbiórek,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz