piątek, 4 września 2015

Wszystko, co wiem o reprezentacji Polski przed EuroBasketem



Rozpoczynający się jutro EuroBasket będzie piątym kolejnym tego typu turniejem dla naszej reprezentacji. Wcześniejsze nie najlepiej kończyły się dla biało-czerwonych. Wielu twierdzi, że zbliżająca się impreza będzie przełomowa dla polskiej koszykówki. Ja niestety jestem zupełnie innego zdania…

Nazwiska nie grają

Mike Taylor swoimi tegorocznymi powołaniami chyba nikogo nie zaskoczył. Oczywiście wielu domagało się Michała Ignerskiego, który miał za sobą świetny sezon w silnej lidze francuskiej. Ale chyba wszyscy pamiętamy, że po klęsce przed dwoma laty Ignerski zrezygnował z gry w reprezentacji. Ja jednak miałem drobne zastrzeżenia do ostatecznej 16-stki, którą wybrał Taylor – klik.

Osobiście brakowało mi Macieja Lampe. Z jednego prostego powodu – moim zdaniem Lampe to najlepszy ofensywnie podkoszowy jakim dysponujemy. Ani Gortat, ani Kulig, ani Cel a tym bardziej Czyż nie dysponują takim szerokim repertuarem ofensywnym. Jednak z drugiej strony rozumiem dlaczego zabrakło go w finalnym składzie kadry. Po pierwsze już rok temu nie porozumiał się z Taylorem i nie jest tajemnicą, że obaj panowie średnio za sobą przepadają. Po drugie w 2013 roku współpraca na linii Lampe – Gortat nie wyglądała najlepiej. W przeciwieństwie do 2009 roku, ale wtedy jeszcze pozycja Gortat nie była taka silna, ani w kadrze, ani w środowisku koszykarskim. Obecność Lampego mogłaby tylko zaburzyć hierarchie w zespole.

W mojej ocenie wymieniłbym także Przemysława Zamojskiego na Michała Chylińskiego, ale tu decyzja Taylora również jest uzasadniona. Zamojski jest dużo bardziej atletycznym zawodnikiem, co ceni sobie trener. Chyliński natomiast przybył na zgrupowanie z drobnymi urazami i nie grał w zeszłorocznych eliminacjach. W stosunku do wymiany Berishy na Skibniewskiego sprawa jest raczej jasna. Dardan chciał być czołowym zawodnikiem, nie jednym z wielu i nie mógł się z tym pogodzić. Zaś dla Skibniewskiego samo powołanie oraz możliwość uczestniczenia w kolejnym EuroBaskecie to olbrzymie wyróżnienie i wielki honor.

Czytelna rotacja

Jedno jest pewne – Mike Taylor nie zaskoczy naszych rywali żadną skomplikowaną rotacją. Kto oglądał chociażby jeden mecz podczas Bydgoszcz Basket Cup wie jak Amerykanin rotuje składem. Pierwsza piątka naszego zespołu przedstawia się tak: A.J. Slaughter, Adam Waczyński, Mateusz Ponitka, Damian Kulig oraz Marcin Gortat. Naturalnymi ich zmiennikami będą odpowiednio: Łukasz Koszarek, Przemysław Zamojski, Karol Gruszecki, Aaron Cel oraz Przemysław Karnowski.

Olek Czyż w zależności od przeciwnika będzie wchodził na kilka minut na parkiet zarówno na pozycję silnego skrzydłowego jak i centra. Robert Skibniewski natomiast nie ma wielkich szans na minuty podczas EuroBasketu. Po pierwsze mocno odstaje od poziomu jaki prezentują Slaughter oraz Koszarek. Po drugie dołączył do kardy najpóźniej i docelowo nawet nie miał się w niej znaleźć. Jedyną szansą na minuty Skiby będzie gra w duecie ze Slaugtherem, ale tego Taylor nawet nie testował w Bydgoszczy.

Gortat to za mało

W zeszłorocznych eliminacjach gra reprezentacji Polski nie była oparta na jednym konkretnym zawodniku. Mike Taylor skupiał się raczej na zespołowej grze ofensywnej oraz twardej defensywie. 
Efekt był bardzo dobry, ponieważ z pierwszego miejsca w grupie awansowaliśmy na EuroBasket.

W tym roku jest już zupełnie inaczej. Główną częścią taktyki ofensywnej jest Marcin Gortat. Pick and roll gramy praktycznie tylko z Gortatem. Mimo, że Karnowski i Kulig równie dobrze odnajdują się w tego typu akcjach. Karnowski skupia się głównie na akcjach izolacyjnych na pozycji low post. Kulig natomiast szuka sobie miejsca na obwodzie oraz za plecami Gortata przy linii końcowej. Ostatni nasz podkoszowy – Aaron Cel rzuty oddaje tylko z dalekiego dystansu i dystansu. Olek Czyż zaś zazwyczaj atakuje obręcz w drugie tempo i tam szuka okazji do poprawienia swoich zdobyczy punktowych.

Z obwodowymi niestety jest jeszcze gorzej. Oglądając mecze w Bydgoszczy miałem ogromny żal do Taylora, jeśli chodzi o kwestę Adama Waczyńskiego. W poprzednim sezonie ligi hiszpańskiej pochodzący z Torunia rzucający obrońca był typowym strzelcem. Wychodził po dwóch, a czasem nawet trzech zasłonach i rzucał. Obiektywnie trzeba przyznać, że całkiem nieźle mu to wychodziło. Jednak w taktyce Amerykanina brakuje tego typu zagrywek, po których Waczyński mógłby w pełnej krasie zaprezentować swoje umiejętności. W podobnych akcjach idealnie odnalazłby się także jego zmiennik, czyli Przemysław Zamojski. Moim zdaniem Taylor nie do końca wykorzystuje również A.J. Slaghtera, którego pamiętam jeszcze ze spotkań euroligowych. Tam miał dużo więcej miej swobody do minięcia oraz do rzutu za trzy punkty. W kadrze natomiast zmuszony się jest notorycznej gry pick and roll. Jak pozostali? Karol Gruszecki to typowy gracz od zadań specjalnych – na parkiecie praktycznie zawsze się odnajdzie. Problemów z wykreowaniem sobie czystej pozycji nie ma także Mateusz Ponitka, który jest na tyle atletycznym graczem, że trudno go upilnować każdemu przeciwnikowi.

Nie chcę być pesymistą, ale przed dwoma laty Dirk Bauermann również całą ofensywną taktykę podporządkował pod Marcina Gortat. I sami wiemy jaki był tego efekt… Niestety, ale Marcin Gortat nigdy nie był maszynką do zdobywania punktów, a swoją grę i karierę w NBA głównie zawdzięcza świetnej defensywie. Dlatego bezgraniczne zaufanie do Gortat w akacjach ofensywnych jest bardzo ryzykowne.

Nie popadajmy w hura optymizm

Może będę osamotniony, ale wcale nie jestem pozytywnie nastawiony do tych mistrzostw. I to nie dlatego, że nie wierzę w siłę naszej kadry. Ale pamiętam moje ogromne rozczarowanie z przed dwóch lat. Wtedy tzn. „balonik” był napompowany do niebotycznych rozmiarów. Przed obecnymi przygotowaniami dziennikarze przestrzegali, że nie popełnią tego samego błędu co dwa lata temu. Jednak zbyt długo nie wytrzymali i po pierwszych zwycięstwach „balonik” zaczął powoli rosnąć. Może nie ma on tak niebotycznych rozmiarów, co w 2013 roku, ale też jest spory. Dlatego ja zostanę ostrożny w ocenie szans naszych rodaków we Francji. Oczywiście marzy mi się sukces, jakim byłby chociażby awans do Rio. Jednakże z drugiej strony zdaję sobie sprawę, w jakim obecnym miejscu jest polska koszykówka.

Marcin Gortat podbił NBA. Przemek Karnowski i Mateusz Ponitka już pukali do bram najlepszej ligi na świecie, ale wciąż mają małą szansę na grę w NBA. Adam Waczyński jest kluczowym zawodnikiem średniaka ligi hiszpańskiej. Damian Kulig po rewelacyjnym sezonie wybrał średniaka ligi tureckiej. Aaron Cel będzie reprezentował barwy beniaminka ligi francuskiej. Natomiast najgorętszy wolny zawodnik Tauron Basket Ligii – Karol Gruszecki wybrał Stelmet Zielona Góra, gdzie spotka się z Łukaszem Koszarkiem, Mateuszem Ponitką oraz Przemysławem Zamojskim, by walczyć w Eurolidze o dwa a może nawet trzy zwycięstwa w koszykarskiej Lidze Mistrzów. Bo już dawno zapomnieliśmy, że można wyjść z grupy w Eurolidze i tylko statystujemy gigantom, a nawet średniakom na Starym Kontynencie.

Niestety, ale takie są realia i nie ma sensu tego zbytnio koloryzować i samemu się oszukiwać, że mamy bardzo silny zespół. Aktualnie jesteśmy europejskim przeciętniakiem. Od 2007 roku tylko raz wygraliśmy mecz otwarcia na EuroBaskecie. A miało to miejsce w 2009 roku kiedy we Wrocławiu pokonaliśmy 90:78 Bułgarię. Natomiast nas bilans biorąc pod uwagę turnieje w latach 2007-2013 wynosi 5-14. Takie niestety są fakty… Dlatego ja wcale nie liczę na awans reprezentacji Polski z grupy, co więcej wątpię nawet w to, czy uda nam się pokonać mocno osłabioną Bośnię i Hercegowinę w meczu otwarcia. A to z jednego prostego powodu –  wolę się miło rozczarować niż zupełnie się zawieść.

Ale mimo wszystko #dawajPolska



Zobacz także:







   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz