Rozpoczynający
się jutro EuroBasket będzie piątym kolejnym tego typu turniejem dla naszej
reprezentacji. Wcześniejsze nie najlepiej kończyły się dla biało-czerwonych.
Wielu twierdzi, że zbliżająca się impreza będzie przełomowa dla polskiej
koszykówki. Ja niestety jestem zupełnie innego zdania…
Nazwiska nie grają
Mike Taylor
swoimi tegorocznymi powołaniami chyba nikogo nie zaskoczył. Oczywiście wielu
domagało się Michała Ignerskiego, który miał za sobą świetny sezon w silnej
lidze francuskiej. Ale chyba wszyscy pamiętamy, że po klęsce przed dwoma laty
Ignerski zrezygnował z gry w reprezentacji. Ja jednak miałem drobne
zastrzeżenia do ostatecznej 16-stki, którą wybrał Taylor – klik.
Osobiście
brakowało mi Macieja Lampe. Z jednego prostego powodu – moim zdaniem Lampe to
najlepszy ofensywnie podkoszowy jakim dysponujemy. Ani Gortat, ani Kulig, ani
Cel a tym bardziej Czyż nie dysponują takim szerokim repertuarem ofensywnym.
Jednak z drugiej strony rozumiem dlaczego zabrakło go w finalnym składzie kadry.
Po pierwsze już rok temu nie porozumiał się z Taylorem i nie jest tajemnicą, że
obaj panowie średnio za sobą przepadają. Po drugie w 2013 roku współpraca na
linii Lampe – Gortat nie wyglądała najlepiej. W przeciwieństwie do 2009 roku,
ale wtedy jeszcze pozycja Gortat nie była taka silna, ani w kadrze, ani w
środowisku koszykarskim. Obecność Lampego mogłaby tylko zaburzyć hierarchie w
zespole.
W mojej ocenie wymieniłbym
także Przemysława Zamojskiego na Michała Chylińskiego, ale tu decyzja Taylora
również jest uzasadniona. Zamojski jest dużo bardziej atletycznym zawodnikiem,
co ceni sobie trener. Chyliński natomiast przybył na zgrupowanie z drobnymi
urazami i nie grał w zeszłorocznych eliminacjach. W stosunku do wymiany Berishy
na Skibniewskiego sprawa jest raczej jasna. Dardan chciał być czołowym
zawodnikiem, nie jednym z wielu i nie mógł się z tym pogodzić. Zaś dla
Skibniewskiego samo powołanie oraz możliwość uczestniczenia w kolejnym
EuroBaskecie to olbrzymie wyróżnienie i wielki honor.
Czytelna rotacja
Jedno jest pewne
– Mike Taylor nie zaskoczy naszych rywali żadną skomplikowaną rotacją. Kto
oglądał chociażby jeden mecz podczas Bydgoszcz Basket Cup wie jak Amerykanin
rotuje składem. Pierwsza piątka naszego zespołu przedstawia się tak: A.J.
Slaughter, Adam Waczyński, Mateusz Ponitka, Damian Kulig oraz Marcin Gortat.
Naturalnymi ich zmiennikami będą odpowiednio: Łukasz Koszarek, Przemysław
Zamojski, Karol Gruszecki, Aaron Cel oraz Przemysław Karnowski.
Olek Czyż w
zależności od przeciwnika będzie wchodził na kilka minut na parkiet zarówno na
pozycję silnego skrzydłowego jak i centra. Robert Skibniewski natomiast nie ma
wielkich szans na minuty podczas EuroBasketu. Po pierwsze mocno odstaje od
poziomu jaki prezentują Slaughter oraz Koszarek. Po drugie dołączył do kardy
najpóźniej i docelowo nawet nie miał się w niej znaleźć. Jedyną szansą na
minuty Skiby będzie gra w duecie ze Slaugtherem, ale tego Taylor nawet nie
testował w Bydgoszczy.
Gortat to za mało
W zeszłorocznych
eliminacjach gra reprezentacji Polski nie była oparta na jednym konkretnym
zawodniku. Mike Taylor skupiał się raczej na zespołowej grze ofensywnej oraz
twardej defensywie.
Efekt był bardzo dobry, ponieważ z pierwszego miejsca w
grupie awansowaliśmy na EuroBasket.
W tym roku jest
już zupełnie inaczej. Główną częścią taktyki ofensywnej jest Marcin Gortat. Pick and roll gramy praktycznie tylko z
Gortatem. Mimo, że Karnowski i Kulig równie dobrze odnajdują się w tego typu akcjach.
Karnowski skupia się głównie na akcjach izolacyjnych na pozycji low post. Kulig natomiast szuka sobie
miejsca na obwodzie oraz za plecami Gortata przy linii końcowej. Ostatni nasz
podkoszowy – Aaron Cel rzuty oddaje tylko z dalekiego dystansu i dystansu. Olek
Czyż zaś zazwyczaj atakuje obręcz w drugie tempo i tam szuka okazji do
poprawienia swoich zdobyczy punktowych.
Z obwodowymi niestety
jest jeszcze gorzej. Oglądając mecze w Bydgoszczy miałem ogromny żal do
Taylora, jeśli chodzi o kwestę Adama Waczyńskiego. W poprzednim sezonie ligi
hiszpańskiej pochodzący z Torunia rzucający obrońca był typowym strzelcem.
Wychodził po dwóch, a czasem nawet trzech zasłonach i rzucał. Obiektywnie
trzeba przyznać, że całkiem nieźle mu to wychodziło. Jednak w taktyce Amerykanina
brakuje tego typu zagrywek, po których Waczyński mógłby w pełnej krasie
zaprezentować swoje umiejętności. W podobnych akcjach idealnie odnalazłby się
także jego zmiennik, czyli Przemysław Zamojski. Moim zdaniem Taylor nie do
końca wykorzystuje również A.J. Slaghtera, którego pamiętam jeszcze ze spotkań
euroligowych. Tam miał dużo więcej miej swobody do minięcia oraz do rzutu za
trzy punkty. W kadrze natomiast zmuszony się jest notorycznej gry pick and roll. Jak pozostali? Karol
Gruszecki to typowy gracz od zadań specjalnych – na parkiecie praktycznie
zawsze się odnajdzie. Problemów z wykreowaniem sobie czystej pozycji nie ma
także Mateusz Ponitka, który jest na tyle atletycznym graczem, że trudno go upilnować
każdemu przeciwnikowi.
Nie chcę być pesymistą,
ale przed dwoma laty Dirk Bauermann również całą ofensywną taktykę podporządkował
pod Marcina Gortat. I sami wiemy jaki był tego efekt… Niestety, ale Marcin
Gortat nigdy nie był maszynką do zdobywania punktów, a swoją grę i karierę w
NBA głównie zawdzięcza świetnej defensywie. Dlatego bezgraniczne zaufanie do Gortat
w akacjach ofensywnych jest bardzo ryzykowne.
Nie popadajmy w hura optymizm
Może będę
osamotniony, ale wcale nie jestem pozytywnie nastawiony do tych mistrzostw. I
to nie dlatego, że nie wierzę w siłę naszej kadry. Ale pamiętam moje ogromne
rozczarowanie z przed dwóch lat. Wtedy tzn. „balonik” był napompowany do
niebotycznych rozmiarów. Przed obecnymi przygotowaniami dziennikarze
przestrzegali, że nie popełnią tego samego błędu co dwa lata temu. Jednak zbyt długo
nie wytrzymali i po pierwszych zwycięstwach „balonik” zaczął powoli rosnąć.
Może nie ma on tak niebotycznych rozmiarów, co w 2013 roku, ale też jest spory.
Dlatego ja zostanę ostrożny w ocenie szans naszych rodaków we Francji.
Oczywiście marzy mi się sukces, jakim byłby chociażby awans do Rio. Jednakże z
drugiej strony zdaję sobie sprawę, w jakim obecnym miejscu jest polska
koszykówka.
Marcin Gortat
podbił NBA. Przemek Karnowski i Mateusz Ponitka już pukali do bram najlepszej
ligi na świecie, ale wciąż mają małą szansę na grę w NBA. Adam Waczyński jest
kluczowym zawodnikiem średniaka ligi hiszpańskiej. Damian Kulig po rewelacyjnym
sezonie wybrał średniaka ligi tureckiej. Aaron Cel będzie reprezentował barwy
beniaminka ligi francuskiej. Natomiast najgorętszy wolny zawodnik Tauron Basket
Ligii – Karol Gruszecki wybrał Stelmet Zielona Góra, gdzie spotka się z
Łukaszem Koszarkiem, Mateuszem Ponitką oraz Przemysławem Zamojskim, by walczyć
w Eurolidze o dwa a może nawet trzy zwycięstwa w koszykarskiej Lidze Mistrzów.
Bo już dawno zapomnieliśmy, że można wyjść z grupy w Eurolidze i tylko
statystujemy gigantom, a nawet średniakom na Starym Kontynencie.
Niestety, ale
takie są realia i nie ma sensu tego zbytnio koloryzować i samemu się oszukiwać,
że mamy bardzo silny zespół. Aktualnie jesteśmy europejskim przeciętniakiem. Od
2007 roku tylko raz wygraliśmy mecz otwarcia na EuroBaskecie. A miało to
miejsce w 2009 roku kiedy we Wrocławiu pokonaliśmy 90:78 Bułgarię. Natomiast
nas bilans biorąc pod uwagę turnieje w latach 2007-2013 wynosi 5-14. Takie
niestety są fakty… Dlatego ja wcale nie liczę na awans reprezentacji Polski z
grupy, co więcej wątpię nawet w to, czy uda nam się pokonać mocno osłabioną Bośnię i Hercegowinę w meczu otwarcia. A to z jednego prostego powodu – wolę się miło rozczarować niż zupełnie się
zawieść.
Ale mimo wszystko #dawajPolska
Zobacz także:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz