Posiadać niecałe 170 cm wzrostu i
wygrać konkurs wsadów NBA? Wydaje się niemożliwe? Ale właśnie
tego blisko 30 lat temu dokonał Spud Webb – kolejny bohater
cyklu „Mały człowiek w świecie Wielkich ludzi”.
Anthony Jerome „Spud” Webb
urodził się 13 lipca 1963 roku w Dallas. Wychowywał się w małym
dwupokojowym domku na przedmieściach Dallas. I od najmłodszych lat
nie grzeszył wzrostem. Jednak od zawsze jego największą pasją
była koszykówka. Na boisku swoich rówieśników przewyższał pod
względem szybkościowym oraz – co chyba najważniejsze – pod
względem wyskoku wertykalnego. I to właśnie swojej niesamowitej
skoczności zawdzięcza on karierę na parkietach NBA.
Swój niecodzienny przydomek Spud
Webb zawdzięcza bardzo ciekawej historii, która po latach nabrała
jeszcze większego znaczenia. „ Ludzie nazywali go Sputnik-head,
czyli głowa Sputnika, tuż po tym kiedy Rosjanie wystrzelili swoją
pierwszą satelitę na orbitę ziemską. Stąd pochodzi pseudonim
Spud. Ale obecnie nabiera ono nowego znaczenia, ponieważ teraz dzięki
swojemu niesamowitemu wyskokowi naprawdę wybiera się na orbitę”
- tak kilkanaście lat temu pseudonim tłumaczył starszy brat
Webba, David.
Pierwsze poważne koszykarskie kroki
popularny Spud stawiał na Junior College'u (NJCAA) - Midland
College, gdzie od samego początku był gwiazdą pierwszego formatu.
Jednak mimo świetnej motoryki oraz statystyk na poziomie: 21.0
punktów i 7.1 asysty, to większość ekspertów oraz scoutów
przekreślała jego szansę na dostanie się do NBA, a nawet na
parkiety NCAA. Prognozowano mu karierę w Europie, lub w Harlem
Globtrotters, którzy już wtedy byli mocno zaciekawieni jego
osobą. Przełomowym momentem okazał się rok 1982, kiedy to jego
zespół mierzył się w finale krajowym NJCAA. Ich przeciwnikiem był
zespół Miami-Dade North of Florida, który ostatecznie pokonali
93:88. A bohaterem wygranej był Webb, który zapisał na swoim
koncie 36 punktów (10/15 z gry, 16/18 za jeden). Po tym sukcesie
jego osobą zainteresowały się nie tylko media w całych Stanach
Zjednoczonych, ale i uczelnie na terenie całego kraju. Najbardziej
konkretną propozycję przedstawił Jim Valvano z uczelni North
Carolina State University i od przyszłego sezonu Webb reprezentował
już barwy NC.
Spud Webb z numerem 10 |
Większość kibiców NBA Spud Webba
pamiętają właśnie z gry w szeregach Jastrzębi i tego
historycznego konkursu wsadów. Kiedy to w 1989 roku jako zupełny
„żółtodziób” na parkietach najlepszej ligi na świecie w
pokonanym boju pozostawił m.in. Michaela Jordana oraz Dominique'a
Wilkinsa.
Jednak pod względem indywidualnym najlepiej mu się wiodło w słonecznej Kalifornii. W sezonie 1991-92 reprezentując Sacramento Kings notował średnie na poziomie 16.0 punktu, 7.1 asysty, 2.9 zbiórki oraz 1.6 przechwytu. Łącznie przez 13 lat na parkietach NBA Webb zdobył 8,072 punkty, 4,342 asysty oraz 1,742 zbiórki, co daję średnie statystyki: 9.9 punktu, 5.3 asysty i 2.1 zbiórki na mecz.
Kilkanaście lat temu, jeszcze przed
karierą w NBA tak scharakteryzował Webba jeden z trenerów: „On
jest spokojnym, niezależnym, dumnym małym człowiekiem. (…) W
środku tego małego ciała pali się wielki ogień”. I trudno się
z tymi słowami nie zgodzić.
Natomiast sam Spud Webb przez
większość swojej kariery chciał udowodnić, że nie ma rzeczy
niemożliwych. Nawet gdy ludzie próbują Ci wmówić, że jest
inaczej - „W pewnym sensie myślę, że to dobrze. Bo gdy ludzie
mówią, że nie możesz czegoś zrobić, ty to robisz, a oni nie
mogą już nic powiedzieć”.
Spud Webb na parkietach NBA był
osobą absolutnie wyjątkową. Będąc trzecim najniższym
zawodnikiem (168 cm) w historii NBA, tuż za Magssy Boguesem i Earlem Boykinsem. Dzięki swojemu niesamowitemu wyskokowi (90-95 cm) dowiódł,
że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych i że zawsze trzeba walczyć
o swoje marzenia.
Zobacz także innych bohaterów cyklu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz